niedziela, 28 września 2014

Rozdział 8: Domknięte Rozdziały.

Rozdział bardzo sentymentalny, mało akcji, dużo skrajnych uczuć. Niestety, musiałam tu taki jeden wstawić, mam nadzieję, że to was nie zniechęci do dalszego czytania (i mam nadzieję, że również  do komentowania), bo kolejny będzie już lepszy. Niemniej jednak jestem z niego wyjątkowo zadowolona, choć w sumie nic nowego nie wnosi. Tak czy siak zapraszam do czytania i KOMENTOWANIA!!!




To był najdłuższy, najintensywniejszy tydzień w życiu Eleny. Nie zdołała się jescze we wszystko wdrożyć i oswoić z firmą a już pracowała na pełnych obrotach, z utęksnieniem wyczekując weekendu. Palce bolały ją od wystukiwania na klawiaturze służbowego komputera skomplikowanych kombinacji liczb i komend, nabawiła się chrypki przez wielogodzinne negocjacje przez telefon, na stopach pojawiły się odciski od biegania w szpilkach w tę i z powrotem przez całe dnie... Jednym słowem nie mogłą się już doczekać premiery kolekcji.
A wszystko przez te wciąż piętrzące się problemy. Na początku dotyczyły jedynie importu materiałów na czas, ale potem wyszła kwestia pomyłki przy kopiowaniu pierwowzorów kreacji, powstałych w pracowni Klausa. I tak mieli kolejne dwa tygodnie w plecy i tylko siedem dni, aby wszystko naprawić. Telefony się urywały, cała firma stała na głowie, pracując od rana do wieczora. Elena już niemal zapomniała, jak wyglądają jej przyjaciele, których widywała teraz zazwyczaj późną nocą lub co dwa, trzy dni. Wyłączyła też telefon, by Jenna, Alarick czy Jeremy z Margarett nie zakłócali jej czasu w dzień. Dopiero po dwudziestej drugiej oddzwaniała, uspokajając nerwy najbliższych.
Były jednak pozytywne strony tej sytuacji. Dużo nauczyła się w tym czasie, robiła to co kochała a każdą załatwioną sprawę traktowała jak osobisty sukces, który napełniał ją dumą i satysfakcją. Od zawsze ruch, działanie i wysiłek nadawały jej życiu sens, były motorem do rozwoju i pracy. To bezczynność ją zabijała a tu czuła się potrzebna i mimo tego zgiełku i bieganiny naprawdę spełniona. W dodatku już oficjalnie mogłą nazwać Pheobe i Bonnie swoimi przyjaciółkami. Codziennie się widywały i od samego początku złapały wspólny język. Mimo, że Bonnie i Pheobe pracowały w tej frimie już od pół roku przed poznaniem Eleny zamieniały ze sobą może ze dwa, trzy zdania. Teraz każdego dnia w porze lunchu zasiadały przy stoliku w bufecie, swobodnie rozmawiając o swoich prywatnych sprawach, problemach, planach, marzeniach.
Pheobe miała dwadzieścia jeden lat i pochodziła z Broklynu. Pracowała, żeby zarobić na wymarzone studia w Bostonie.
Bonnie była  dwudziesto trzy letnią studentką zarządzania. Pracę recepcjonistki załatwił jej ojciec, słynny dziennikarz modowy. Nie było to spełnieniem jej marzeń, jednak pozwoliło się utrzymać i oszczędzić pieniądze na o wiele bardziej szczytny cel. Mulatka miała w sobie pokłady wrażliwości i swoisty instynkt macierzyński, który sprawiał, że od pierwszej chwili stała się nie tylko wierną powierniczką, ale również swego rodzaju patronką, aniołem stróżem Eleny i Pheobe. W przyszłości pragnęła  założyć właśną fundację pomocy potrzebującym- chorym, ubogim, cierpiącym. Czuła, że to jej powołanie, życiowa misja i wierzyła, że kiedyś uda jej się to osiągnąć. Elenę naprawdę zadziwiała jej dojrzałość i stoicki spokój, które dawały jej przynajmniej złudne poczucie bezpieczeństwa.
- Elena, nad czym się tak zastanawiasz?- mulatka pstryknęła jej palcami tuż przed oczami, wybudzając ją z chwilowego transu, w który wpadła.Dziewczyna zamrugała półprzytomnie, roglądając się po powoli pustoszejącym bufecie. Przerwa na lunch dobiegała końca i wszyscy wracali do swoich obowiązków a ona nawet nie tknęła kawy, za którą przecież zapłaciła te cztery dolary. Pheobe i Bonnie nie kryły ciekawości i odrobiny niepokoju. Elena westchnęła.
- Wiecie, ostatnio jestem wykończona, nawet nie mam czasu porządnie się wyspać- powiedziała, uśmiechając się delikatnie- ale to takie przyjemne zmęczenie. To niesamowite patrzeć, jak coś rodzi się na twoich oczach. Niesamowitym jest przyczynić się do tego, rozwiązywać skomplikowane problemy i widzieć realne efekty. Jestem częścią tego wszystkiego, jestem elementem niezbędnym w tej układance. To ekscytujące.
- I o tym tak intensywnie myślałaś, tak?- Pheobe kpiąco uniosła brew. Elena spojrzała na nią pobłażliwie.
- Oczywiście, że nie- odparła z rozbawieniem- myślałam o tym, jak ta kolekcja wpłynie na moją dalszą karierę. I o tym, że za trzy tygodnie zaczynam studia. I o tym, że Caroline zabije mnie, gdy się dowie, że będę studiować zaocznie. I o tym, że tak bardzo bym chciała, żeby wszystko się ułożyło i żeby wszystkie nasze wysiłki się opłaciły.
- Opłacą się, zobaczysz- zapewniła ją Pheobe z uśmiechem- to będzie najlepsza kolekcja w dziejach tej firmy.
- A nawet jeśli nie, to na pewno nie ostatnia- dodała Bonnie- i...
- Tu nie chodzi tylko o tę kolekcje. Tu chodzi o całokształt, o moją...
Urwała gwałtownie, z przerażeniem nabierając powietrza do płuc. Prawie się wygadała, prawie przyznała się do pokrewieństwa z Mikealsonami a przecież dobrze wiedziała, że nikt nie mógł się o tym dowiedzieć. Przyjaciółki zmierzyły ją podejrzliwymi, naglącymi spojrzeniami, ale w tym momencie do bufetu wkroczył Elijah i ich uwaga skupiła się na współwłaścicielu S&T Fashion.
Elijah Mikealson ubrany był jak zwykle w nienaganny szary garnitur. Szedł powoli, bystrym spojrzeniem szarych oczu lustrując twarze współpracowników. Na dłużej zatrzymał się na Elenie, ale na szczęście jego twarz nie zdradzała żadnych emocji, jakby została wykuta z kamienia. Skinął jej oficjalnie głową w geście powitania i podszedł do lady, do której, potykając się, natychmiast podbiegła Pheobe. Cała czerwona na twarzy przepraszała go serdecznie za swoją chwilową nieobecność na stanowisku pracy, ale ten zbył jej tłumaczenia zdecydowanym ruchem dłoni i oficjalnym tonem, jakim zapewne zwracał się do kontrahentów, zamówił filiżankę czarnej kawy bez cukru i rogalik z dżemem. Pheobe natychmiast rzuciła się do ekspresu, nerwowo naciskając odpowiednie przyciski. Po chwili w całym bufecie można było wyczuć charakterystyczny zapach świeżoparzonej kawy.
Potencjalny obserwator mógłby pomyśleć, że panna Tonkin zwyczajnie boi się swojego szefa. Jednak Elena widziała ten błysk w jej oczach, gdy patrzyła na starannie ułożone brązowe włosy Elijah, na jego schludny strój, opinający idealnie zarysowane mięśnie ramion i brzucha, na oczy, przypominające lodowiec górski i zmysłowe, zaciśnięte  wargi, sprawiające wrażenie wykutych w skale. Jej dłonie drżały, gdy podawała mu jego zamówienie a gdy otrzymała zapłatę spuściła głowę rumieniąc się lekko, jakby właśnie usłyszała coś nieprzyzwoitego, co wbrew niej samej bardzo jej się spodobało. Elijah odszedł, jakby zupełnie niczego nie zauważył a Elena wciąż przyglądała się rumianej twarzy Pheobe i tym zamyślonym, rozmarzonym oczom. Tak mogła się zachowywać jedynie zakochana kobieta, a panna Gilbert obiecała sobie solennie, że przy najbliżeszej okazji weźmie ją na spytki i nie odpuści, dopóki przyjaciółka nie przyzna się do wszystkiego.

****


 Po raz kolejny Caroline spacerowała alejkami Central Parku, próbując oczyścić umysł z niepotrzebnych, bolesnych myśli. Minął tydzień odkąd widziała się z Klausem a ona została sama ze swoimi wyrzutami sumienia, które z każdym dniem nasilały się coraz bardziej. Od Eleny wiedziała, jakie mieli w pracy urwanie głowy, ale czy naprawdę w ciągu tych siedmiu dni nie mógł zadzwonić ani razu, albo chociaż napisać esemesa? Czy to było tak wiele? 
Jakiś złośliwy głosik z tyłu jej głowy wciąż powtarzał, że przecież sobie na to zasłużyła. Nie dość, że znali się naprawdę krótko to jeszcze potraktowała go przedmiotowo i okrutnie. Niby czego się spodziewała? 
Ale gdyby chociaż zadzwonił wszystko byłoby inaczej. Wiedziałaby, że ma jakąś szansę, żeby naprawić ich relacje, że może jednak nie obraził się tak do końca. Tymczasem jej telefon milczał a ona nie miała odwagi, żeby wykonać pierwszy krok. Nie rozumiała, czemu aż tak się tym przejmuje. Czy to zwyczajna ludzka przyzwoitość, czy może coś więcej, ale nie chciała się nad tym zastanawiać. Na domiar złego robiła teraz wszystko, aby uniknąć Tylera i jego lubej. Szerokim łukiem omijała miejsca, w których mogłaby ich spotkać: wesołe miasteczko, restauracje, całodobowe kluby, zoo, metro, centra handlowe. To sprawiło, że większość czasu spędzała albo w domu z Mattem, lub tu, na swojej ulubionej ławce w Central Parku zastanawiając się, czy naprawdę jest taką okropną osobą, za którą w tej chwili się uważała.
To wszystko było ponad jej siły. 
- Wiedziałam, że cię tu zastanę- melodyjny kobiecy głos wyrwał ją z zamyślenia. Gwałtownie poderwała głowę i ujrzała uśmiechniętą Lexi, która niepewnie przysiadła na drugim skraju ławki- od rana szczęście mi dziś sprzyja. 
Widok kobiety, z którą zdradził cię twój chłopak to przeżycie niezapomniane, nieważne ile czasu upłynie, zwłaszcza, jeśli tą kobietą jest twoja dawna przyjaciółka. Caroline spuściła głowę, wbijając wzrok w swoje splecione na kolanach dłonie. 
- Mam rozumieć, że mnie szukałaś?- upewniła się, głośno przełykając ślinę. Bóg jeden wie, ile wysiłku wkładała w panowanie nad każdym słowem, gestem, spojrzeniem. Wiedziała jednak, że nadejdzie moment, gdy będą musiały otwarcie i szczerze porozmawiać, domknąć tę sprawę raz na zawsze pozwalając krwawiącym ranom wreszcie się zabliźnić. Dlaczego ten moment nie miałby nadejść w tej chwili? 
- Tak naprawdę to tak i nie- odparła blondynka, a gdy Caroline posłała jej zdezorientowane spojrzenie westchnęła ciężko- chciałam z tobą porozmawiać, ale jednocześnie bardzo się tego bałam. Nie wiedziałam jak zareagujesz- wyjaśniła cicho. 
- A jak twoim zdaniem powinnam zareagować?- spytała Caro z ironią. Lexi jednak nie dała się wyprowadzić z równowagi. Obdarzyła dziewczynę ciepłym uśmiechem. 
- Na pewno gorzej niż teraz- mruknęła i obie zachichotały- Caroline, ja... 
- Nic nie mów, rozumiem- panna Forbes posłała jej jedno, smutne, przeciągłe spojrzenie nim w jej oczach stanęły łzy- nie chcę ani twoich tłumaczeń, ani twoich przeprosin. To już niczego nie zmieni, czasu się nie cofnie, bólu nie zmniejszy a uczuć nie ugasi. Gniew już minął, naprawdę. Nie jestem zła na żadne z was. I przez wzgląd na naszą dawną przjaźń, na Elenę i Matta, na wszystkie te lata, które razem z nimi i Tylerem spędziliśmy życzę wam wszystkiego najlepszego. Chcę, żebyście byli szczęśliwi.
- Brzmi jak pożegnanie- wyszeptała Lexi a po jej policzkach stoczyły się pierwsze łzy- naprawdę nie chciałam, żeby tak wyszło. Nie chciałam wszystkiego zniszczyć. Nie chciałam cię zranić, nie chciałam, żeby Ty tracił najlepszych przyjaciół- jedyną rodzinę, jaka mu na tym świecie pozostała. Nie chciałam tracić zaufania Eleny, która po tym wszystkim zapewne nie chce mnie znać. I wreszczcie zrozumiałam, że to wszystko nie było tego warte.
Caroline zmarszczyła brwi, spoglądając na nią zdziwiona. 
- Co masz na myśli?- spytała. Lexi uśmiechnęła się łagodnie. 
- Zerwałam z Tylerem- wyznała i nie wyglądała przy tym na specjalnie zasmuconą. Caroline gwałtownie nabrała powietrza do płuc, niewiele z tego wszystkiego rozumiejąc. 
- Jak... Kiedy... Dlaczego?- wyksztusiła oszołomiona. Właściwie sama nie wiedziała, co teraz czuje. Satysfakcję? Smutek? Radość? Współczucie? Te emocje kumulowały się w niej, walcząc o dominację, jednak gdzieś na dnie jej serca pojawiło się coś nowego, jakieś bardzo pozytywne uczucie, którego nie była w stanie jeszcze zidentyfikować. 
- W zeszłym tygodniu po naszej feralnej randce- odparła Lexi- jeszcze raz muszę cię za to przeprosić. Nie chciałam, żeby tak to wyszło. Ty zachował się jak egoistyczna, szowinistyczna świnia. Był zazdrosny o ciebie, jakbyś była jego osobistą zabaweczką, którą odkładał na półkę, gdy mu się znudziła a którą nikt inny nie mógł się bawić. Kocham go, ale on jeszcze nie dorósł do tego uczucia. Nie mogę pozwolić, żeby mnie ograniczał. Nie mogę być z kimś, kto się w ten sposób zachowuje, za wiele mnie to kosztuje. 
- I co teraz zamierzasz?- zaciekawiła się Caroline, uśmiechając się szeroko. Nie mogła powstrzymać tego naturalnego odruchu, ale Lexi nie miała jej tego za złe. Sama wyglądała, jakby pozbyła się jakiegoś ogromnego ciężaru z piersi. 
- Może Elena wspominała ci kiedyś, że moją największą pasją jest fotografia? No więc dostałam propozycję pracy w Mediolanie jako stały fotograf jednego z najlepszych domów mody na świecie.- Lexi wyglądała na podekscytowaną i w tej chwili Caroline  naprawdę cieszyła się jej szczęściem. To wtedy zrozumiała, że już jej wybaczyła, że ten rozdział swojego życia miała już całkowicie za sobą. Pod wpływem impulsu przysunęła się do Lexi i uścisnęła jej drżącą z nerwów dłoń.
- To wspaniale- powiedziała szczerze- mam nadzieję, że będziesz tam szczęśliwa. Spełnisz swoje marzenia i spotkasz kogoś, kto będzie cię kochał i wspierał, kogoś, kto na ciebie zasługuje. Jestem tego pewna. 
- Dziękuję- szepnęła wzruszona dziewczyna- a ja mam nadzieję, że dogadasz się z Klausem. To wspaniały facet i wiem, wierzę, że stworzycie szczęśliwy związek.
Caroline zarumieniła się na te słowa i spuściła głowę z zażenowaniem.

"Jak szczerość to szczerość"- pomyślała z rezygnacją.

- No bo tak naprawdę to ja i Klaus... my...
- Nie jesteście parą?- podpowiedziała Lexi a Caro spojrzała na nią z mieszaniną strachu i niedowierzania.- domyśliłam się, gdy uciekł w popłochu po waszym pocałunku.
- Był na mnie zły- westchnęła Caroline, poprawiając opadające na oczy loki- nadal jest- dodała ciszej. Lexi obdarzyła ją pokrzepiającym uśmiechem.
- Przejdzie mu- powiedziała z niezachwianą pewnością- w końcu mu zależy.
Panna Forbes spojrzała na nią z powątpiewaniem.
- Nie byłabym taka pewna. Znamy się zaledwie dwa tygodnie i...
- I jemu się wydaje, że wykorzystałaś go do wywołania zazdrości w Tylerze- dokończyła za nią Lex. Caroline skwapliwie pokiwała głową.
- Udało ci się to- przyznała była dziewczyna Lockwooda ze śmiechem- cały aż się skręcał, widziałam to. A przy okazji zrozumiałaś, że na tym świecie są faceci bardziej warci twojej uwagi niż Ty i że on już w ogóle się nie liczy.
- Sama nie wiem...
- Oczywiście, że wiesz. Pogadasz z nim i wszystko sobie wyjaśnicie. Będzie dobrze.
Caroline uśmiechnęła się do niej i  powoli wstała z ławki z zamiarem powrotu do domu. Jednak słowa Lexi zatrzymały ją w miejscu.
- Wyjeżdżam w niedzielę i chciałabym zostawić po sobie coś dobrego, domknąć wszystkie sprawy. Myślisz, że dałabyś radę spotkać się ze mną w sobotę i przyprowadzić Elenę? Stęskniłam się za nią i wiem, że Tyler też... Tak samo jak za Mattem... Chciałabym, żeby odzyskał to, co przeze mnie stracił. 
Caroline przygryzła dolną wargę, analizując w myślach wszystkie za i przeciw. Bała się tego spotkania, bała się reakcji swojej i Eleny, która zapewne gotowa byłaby rozszarpać Lockwooda za to, co jej zrobił. Matt zresztą pewnie by jej przy tym pomógł, w końcu to oni widzieli, jakie zniszczenia dokonała w niej zdrada Tylera i to oni ją wspierali, pocieszali, pomogli się podnieść po tej sromotnej klęsce. Blondynka powoli spojrzała na rozmówczynię, próbując nie okazywać emocji.
- To chyba nie jest dobry pomysł- oznajmiła w końcu- przykro mi.
- Caroline- Lexi podeszła do niej i ku jej zaskoczeniu delikatnie, jakby niepewnie objęła ją- tylko gdy stawisz czoło problemom możesz się z nimi uporać- szepnęła zagadkowo i wbiła wyczekujące spojrzenie w jej zagubione oczy. Caroline z wahaniem pokiwała głową.

****

- Stary- westchnął Enzo, spoglądając na przyjaciela, który jak gdyby nigdy nic analizował kolejne dokumenty i rozliczenia.- co ty wyprawiasz?
- W tej chwili pracuję- odparł poirytowany już nieco Damon- czyli dokładnie odwrotnie niż ty. Rebekah jest jaka jest, ale w jedynym ma rację: czasem naprawdę zastanawiam się, za co ci płacimy. 
- Auć- Enzo skrzywił się, udając że słowa Salvatore'a sprawiły mu fizyczny ból, ale za chwilę znów uśmiechnął się szeroko- spokojnie, twoja sekretareczka już większość twoich spraw pozałatwiała. Sam słyszałem. 
- Po pierwsze to nie jest moja sekretarka, tylko osobista asystentka- sprostował Damon z ciężkim westchnieniem- a po drugie pracujemy razem, więc podzieliłem nasze obowiązki na pół. To, że ona swoje wykonała nie oznacza, że ja również. 
- Coś ty taki dzisiaj drażliwy?- Marshall zmarszczył brwi, zdziwiony postawą zwykle wyluzowanego i tryskającego humorem kumpla- chciałem cię tylko zapytać jak tam kwestia naszego zakładu, nic więcej. 
- Nie mam na to czasu- prychnął Salvatore- wszystko po kolei się sypie... 
- Przecież udało nam się załatwić te materiały na czas. W szwalni już wznowili produkcję- zauważył Enzo.
- Tak, ale nasz budżet bardzo na tym ucierpiał- odparł Damon- Elijah próbuje rozplanować to tak, żeby pieniędzy nam nie zabrakło, ale to nie takie proste. W dodatku w szwalni popełnili błąd, mamy opóźnienie. Musimy jakoś przetrzymać do rozpoczęcia sprzedaży, potem będzie już z górki.
- Daj spokój, to idealna okazja, żeby poderwać pannę niedostępną- Enzo nie dawał za wygraną- wspólna praca po nocach, spojrzenia, dotyk i wreszcie...
- Przypomnij mi, który z nas dwóch w życiu poderwał więcej kobiet?- Damon przerwał mu ten pasjonujący wywód, komicznie unosząc brwi- komu jeszcze żadna się nie oparła?
- Tobie- odpowiedział Enzo z przebiegłym uśmiechem. Już wiedział, do czego Salvatore dążył. 
- Więc stul pysk i czekaj na efekty. Mam pięć i pół miesiąca, żeby ją posiąść- warknął z miną generała, szykującego się na wojnę. 
- Ja myślę, inaczej wisisz mi butelkę burbonu- Enzo wyszczerzył zęby w złośliwym uśmiechu. 
- Niedoczekanie twoje- prychnął Damon z rozbawieniem, po czym znów westchnął ciężko.
- No wyduś to z siebie- Ezno wywrócił oczami- przecież widzę, że coś cię trapi...
 Istotnie jego myśli zaprzątała kwestia o wiele poważniejsza niż jedna mała kolekcja. Elena, kobieta z tajemnicą, mogącą na zawsze odmienić losy firmy. Ale przecież nie mógł powiedzieć o tym przyjacielowi.
- Chodzi o zarząd- wyznał Salvatore po chwili uporczywej ciszy-mimo mojego decydującego głosu prezesa i tak Mikealsonowie podejmują najważniejsze wspólne decyzje, działając większością głosów, a zwykle są zgodni. Z ich strony jest pięć osób: Andrew, Rebekah, Elijah, Klaus, Kol. Z naszej tylko ja, ojciec, wujek Zack i matka. W dodatku mają asa w rękawie, który całkowicie może nas zdyskredytować.
- Co masz na myśli?- Enzo zmarszczył brwi, nie bardzo rozumiejąc o czym bredzi jego kumpel. Damon tymczasem sprawiał wrażenie, jakby sam nie wierzył w to, co zamierzał powiedzieć. 
- Potrzebujemy kogoś piątego dla równowagi. Kogoś, kto będzie działał dla dobra firmy, kogoś, komu by na tym interesie zależało. 
- To znaczy...
- Zamierzam sprowadzić tu mojego brata.

****
Wciąż martwiła się zbliżającą premierą nowej kolekcji, jakby nie było to przecież chodziło o jej rodzinną firmę, jednak nie  mogła przecież po raz kolejny zostać po godzinach, bo chyba by oszalała.
- Przyszłaś- głos Tylera wyrwał ją z zamyślenia. Elena spojrzała na niego niepewnie. Od tak dawna go nie widziała, że teraz brunet stojący tuż obok wydawał jej się surrealistyczny, jakby utkany z sennych nici. Elena głośno przełknęła ślinę i nie zareagowała w żaden sposób, gdy chłopak, dawniej jej najlepszy przyjaciel, spróbował ją przytulić. Ten westchnął z rezygnacją i usiadł po drugiej stronie dwuosobowego stolika, który zajęła. Wbił w nią wyczekujące spojrzenie a mięśnie szczęki zaciskał nerwowo. Wyraźnie się denerwował. 
- Zadzwoniłam, bo chyba czas najwyższy wyjaśnić sobie pewne sprawy. Nie podoba mi się to, w jaki sposób traktujesz Caroline- brunetka od razu przeszłą do rzeczy, wpatrując się w niego z naganą w czekoladowych oczach- nie uważasz, że dość przez ciebie wycierpiała?
Tyler spuścił wzrok, głośno przełykając ślinę. 
- Posłuchaj, ja...
- Nie, to ty posłuchaj- Elena była stanowcza, nie dała się zwieść jego minie zbitego psa i smutkowi, którego dopatrzyła się w jego ciemnych oczach- ty tylko zrobiłeś swoje- bzyknąłeś moją przyjaciółkę, zaspokoiłeś seksualne potrzeby. Ale to my, ja i Matt, musieliśmy posprzątąć po tobie bałagan, jaki zostawiłeś w sercu  i głowie Caro. To my przez ten cały czas stopniowo pomagaliśmy jej znów stanąć na nogi. Nawet sobie nie wyobrażasz, jak bardzo się przez ciebie zmieniła. Jak bardzo ją zraniłeś, zawiodłeś. A gdy już wszystko wróciło do normy pojawiłeś się i znów zacząłeś ją dręczyć. 
- Elena, ja naprawdę...
- Daj spokój- przerwała mu dziewczyna gwałtownie zrywając się z miejsca- myślisz, że cię nie znam? Zrobiłeś to z premedytacją. A ja naprawdę nie pozwolę, żebyś postępował w ten sposób. Jeśli dowiem się, że poraz kolejny zakpiłeś z jej uczuć znajdę cię chociażby na końcu świata i wykastruję.
- Elena!- Tyler również wstał, ignorując to, że zapewne robili z siebie widowisko- właśnie chciałem was wszystkich przeprosić, ale nie dałaś mi dojść do głosu. Wiem, że źle robiłem i wiem, jaki byłem głupi. Ale jesteśmy przyjaciółmi i kocham was. Dla mnie to jasne, że to się nigdy nie zmieni.Jesteś dla mnie jak siostra, Matt jak brat a Caroline... Nigdy sobie nie wybaczę, że pociąg fizyczny i chwilowy kaprys pomyliłem z miłością i przez to straciłem coś tak cennego... Pamiętasz naszą przysięgę? "Przyjaźń zawsze i na zawsze".
Elena wpatrywała się w jego oczy intesywnie, jakby próbowała się tam dopatrzyć szczerości. W jej własnych zgromadziły się łzy. 
- Zawsze byłeś dla mnie jak brat- powiedziała łąmiącym się głosem- ale nie mogę tak zranić Caroline i nie pozwolę, żebyś ty po raz kolejny ją zranił. Tęsknię za tym Tylerem, który ciągał mnie za włosy i zjadał wszystkie kanapki. Za tym, który zrzucał mnie z kucyka i uczył gry na gitarze. Ale ty się zmieniłeś. I ja, ani Matt nie chcemy mieć z tobą nic wspólnego- po tych słowach odeszła, zostawiła go samego. Dopiero wtedy pozwolił emocjom opaść i w jego oczach błysnęły łzy. Zrozumiał, że w ciągu sekundy stracił wszystko. Nie miał już nikogo na tym świecie, został sam ze swoim pustym życie i okropnym poczuciem osamotnienia. Elena bardzo dobitnie mu uświadomiła, że nie ma co liczyć na jakiekolwiek względy z ich strony i że swoim zachowaniem zranił wszystkich, nie tylko uroczą blondyneczkę, którą przecież wciąż ogromnie kochał. Nie pozostało mu nic innego jak dac im wszystkim święty spokój i usunąć się w cień pozwalając, aby ich rany się zabliźniły.

7 komentarzy:

  1. Heyka ;) owszem rozdział troche sentymentalny ale jak juz wspomnialas uzupełni on akcje w
    Opowiadaniu. Fajnie ,ze Elena znalazła przyjaciólki w firmie ,napewno znalazla w nich wsparcie podczas takiego napietego tygodnia :) Naprawde bardzo mnie zaskoczylas tym ,ze Lex zerwala z Taylerem ,ale nie powiem ,ucieszyło mnie to. Mimo ,ze żałuje to jednak jego postępek nie zniknie z pamięci przyjacioł i dobrze ,ze Elena mu to uświadomiła. Mam nadzieje ,ze teraz Car odzyska zaufanie Klausa i na nowo się do siebie zbliżą ^^ . Damon jak narazie nie ma za wiele okazji by uwieść swoją asystentkę ,ale skończy się bieganina wokół kolekcji ,więc licze ,ze sie nią zajmie ;) i oczywiście watek z bratem Damona ! No ,no nawet zdazylam o nim zapomniec gdy nie było go w twojej historii. Tylko ostrzegam , jak bedzie sie przystawial do Eleny to go rozszarpie! XD Na pewno juz nie dlugo liczba komentatorow wzrosnie i tutaj .
    Odnosze jakies takie wrażenie ,ze moj kom jest strasznie nudny, mam nadzieje ze nie zasnelaś :p
    Czekam na kolejna notke i jeśli można zamawiam Delenkę <3
    Przesyłam Ci Wenę, buziaki :***

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki, też mam nadzieję, że niedługo pojawi się więcej opinii o tym opowiadaniu (już nieważne czy dobre czy nie xD) Na Klaroline i Delenę jeszcze sobie trochę poczekasz, przykro mi ;P A propo Stefana... Gdzieś tam wspominałam, że to dawny ukochany Eleny, prawda? (nie bij :P) ;D
      Nie mam zamiaru dalej spoilerować, ale mogę powiedzieć, że niektóre z twoich spekulacji są jak najbardziej realne XD
      P.S No w następnym rozdziale pojawi się więcej deleny, to ci już mogę obiecać :***

      Usuń
    2. Wiem, że to wszystko się przeciągnęło, ale mam taki zapierdziel z przygotowaniem do matury, że ledwo mam czas coś zjeść a muszę jeszcze spać i czasami wyjść ze znajomymi, żeby się trochę odstresować xD NN postaram się dodać na dniach, walczę w międzyczasie z rozdziałem na dark-always-look-at-you. Spróbuję uwinąć się jak najszybciej :***

      Usuń
  2. Eh BŁAGAM kobieto wstaw coś bo skocze z okna :-D PLS ! ! !

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Właśnie wstawiłam, tylko błagam nie skacz xD nie chcę cię mieć na sumieniu :***

      Usuń