czwartek, 18 września 2014

Rozdział 4. Zakład

Słaby rozdział, odrobinę za długi. Liczę jednak na trochę więcej komentarzy, bo to one mówią mi co robię dobrze a co mogłabym poprawić i czy w ogóle jest sens się trudzić.

Ten rozdział dedykuję Bella Trix - dziękuję ci za wsparcie i za to, że mimo wszystko trwasz przy mnie, jako moja jedyna komentatorka :**** 



Caroline spacerowała alejkami Central Parku, rozkoszując się nocnym powietrzem i chwilą świętego spokoju. Myślała o wszystkim- o studiach, o matce, którą zostawiła w Denver, o swoim życiu uczuciowym. Za nic nie chciała tego przyznać, ale prawda była taka, że bała się przyszłości. Bała się, że sobie nie poradzi, że już zawsze będzie przyglądać się szczęściu innych, z pokorą czekając na swoją kolej.
Matt był sportowcem- dostał stypendium i miał szansę na prawdziwą karierę futbolisty.
Elena była piękna, mądra, wygadana. Podziwiano ją i hołubiono- nie było wątpliwości, że przy swojej wytrwałości i predyspozycjach zajdzie daleko. A ona?
Ona była tylko słodką blondyneczką, córką pani szeryf i homoseksualisty, potrafiącą myśleć jedynie o kolorze swoich paznokci i kolejnym układzie, dopingującym szkolną drużynę. Tak była postrzegana i tak się czuła- zawsze druga, pomijana, nieszanowana. Chłopak ją zdradził, marzenia powoli przepadały, jej depresja stopniowo się pogłębiała a ona miała z godnością i spokojem dzielnie znosić wszystkie przeciwności losu?
"Co za idiota wymyślił, żeby kobiety musiały co miesiąc przechodzić okres"- pomyślała ze złością. Przecież wiedziała, że dramatyzuje, że wcale nie było tak źle a ona nie czuła się z tym tak fatalnie jak w tej chwili, gdy tak intensywnie nad tym dumała. Po prostu niedawne spotkanie z Tylerem kompletnie ją rozbiło. W dodatku teraz, w "te dni" czuła się jeszcze gorzej niż powinna. Wszystko ją irytowało, ot cała filozofia. Narzekanie choć trochę odciągało jej myśli od bolącego podbrzusza i krzyża.
"Czemu nie wzięłam od Matta tych tabletek przeciwbólowych, gdy próbował je we mnie wmusić?"- zastanawiała się, kręcąc głową nad własną głupotą. Z zamyślenia wyrwał ją męski głos, zabarwiony charakterystycznym brytyjskim akcentem.
- Caroline?- dziewczyna, zaskoczona odwróciła się i jej oczom ukazał się Klaus. Jego czarne oczy błyszczały podekscytowaniem a zmysłowe usta wykrzywiły się w ciepłym uśmiechu. Serce Caroline mimowlnie przyspieszyło.
- Cześć- szepnęła, bojąc się zakłócić tę wszechobecną ciszę. Było w niej coś iście magicznego, jakaś zaskakująca nutka tajemnicy.
- Co tu robisz, kochana?- spytał blondyn, podchodząc do niej na odległość pocałunku. Głębia jego oczu ją hipnotyzowała, nie mogła odwrócić wzroku.
- Nic takiego, ja tylko...- zawahała się niepewnie i rozejrzała wokół- myślałam, spacerowałam...
- O 23 w nocy?- Klaus zerknał na nią z powątpiewaniem- twoi przyjaciele na pewno się martwią. Chodź, odprowadzę cię do domu- zaoferował się i nie zważając na jej protesty chwycił ją za ramiona i pociągnał za sobą.
- Zaczekaj- zaprotestowała Caroline gwałtownie i mocno uwiesiła się na jego ramieniu nie pozwalając mu zrobić ani jednego kroku w przód- skąd wiesz dokąd iść?
Klaus spojrzał na nią z ukosa. No właśnie, skąd to niby wiedział? Po chwili uśmiechnął się nieco wymuszenie, na szczęście pośród wszechobecnej ciemności Caroline nie mogła tego dostrzec.
- Od Eleny- odpowiedział z niewielkim opóźnieniem- Elena mi powiedziała, gdy... gdy ją o ciebie pytałem.
Blondynka zmarszczyła brwi, wbijając w niego pytające spojrzenie.
- Pytałeś ją o mnie?- wyglądała na szczerze zaskoczoną- dlaczego? 
- Bo...- Klaus zawahał się. Był dobrym aktorem i zwykle kłamstwa przychodziły mu z łatwością niczym oddychanie, ale w stosunku do tej uroczej blondyneczki czuł wyrzuty sumienia jeszcze zanim tak na dobrą sprawę kolejna seria łgarstw opuściła jego usta- ja...  ty... Wydałaś mi się inna.
- Inna?- nie zabrzmiało to dobrze mimo, że w jego ustach każde słowo sprawiało wrażenie oplecionego w złoto i platynę. Klaus uśmiechnął się pod nosem, bezbłędnie odczytując jej obawy i odgarnął jeden, zbłąkany lok z jej twarzy.
- Inna- szepnął, z twarzą przy jej twarzy- nie próbuj tego zrozumieć. Przyjmij komplement.
Caroline zarumieniła się uroczo i powoli odsunęła się od niego, spuszczając głowę. Klaus uniósł jej podbródek delikatnie i zmusił, by spojrzała mu prosto w oczy.
- Wiedziałaś, że w twoich oczach zamknięto cały ocean?- zapytał a jej  rumieńce tylko się powiększyły. Nie sądziła, że noce potrafią być takie gorące.
Nie wiedziała co odpowiedzieć na ten nietypowy komplement toteż nie odpowiedziała nic. Cisza między nimi, która towarzyszyła im aż do jej domu była zresztą dość wymowna. Caroline zatrzymała się pod drzwiami i posłała Mikealsonowi przepraszający uśmiech.
- Twoja twarz przypomina wiecznie promieniujące słońce- wyznał Klaus, po raz kolejny zawstydzając dziewczynę.
- Brzmisz jak średniowieczny rycerz- odparła Caroline ciesząc się w duchu, że wreszcie odzyskała fason- pójdę już, zanim poprosisz, żebym została damą twego serca.
- Może rzeczywiście tak zrobię- mruknał Klaus zbliżając się do niej z miną, jakby faktycznie rozważał podobną opcję. Zachichotali oboje.
- Dobranoc- szepnęła blondynka i niepewnie musnęła jego policzek ustami. Nawet ten drobny gest wywołał w obojgu pokłady emocji, które w równym stopniu ich przeraziły jak zaskoczyły. Potem Caroline odwróciła się na pięcie i powoli ruszyła w stronę domu.
- Może umówisz się ze mną jutro na kawę?- zawołał za nią nim zniknęła za drzwiami apartamentowca. Caroline posłała mu szczery, radosny uśmiech.
- Jasne, przecież muszę jakoś się zrewanżować za wszystko, co dziś dla mnie zrobiłeś.

**** 
Było pół do dziesiątej, gdy do jego gabinetu  wparowała Rebekah. 
- Gdzie ona jest?- spytała na wstępie. Damon zmarszczył brwi w wyrazie konternacji. 
- Kto taki, wspólniczko?- spytał zaintrygowany. 
- Jak to kto? Elena. Elena Gilbert. Twoja asystentka- objaśniła blondynka, zirytowana jego niedomyślnością. Jego odpowiedź doprowadziła ją do białej gorączki. 
- Już dawno o niej zapomniałem- odparł buńczucznie, ze złośliwym uśmiechem. 
W kilku susach Rebekah pokonała dzielącą ich odległość i stanęła z nim twarzą w twarz, mierząc pogardliwym spojrzeniem. 
- Chyba się nie zrozumieliśmy- syknęła- ludzi nie ocenia się po jednym dniu. W naszej firmie obowiązuje okres próbny, wynoszący minimum tydzień, podczas którego pracownik chroniony jest przed podobnymi sytuacjami. Nie miałeś prawa jej zwolnić, skoro okazała się najlepszą kandydatką, która pojawiła się na rozmowie kwalifikacyjnej. 
- No właśnie, co do tego to...- ale nie dane mu było skończyć. 
- Nie obchodzi mnie to, czemu ją wybrałeś- teraz poniesiesz tego konsekwencje. Jak mężczyzna- zaznaczyła, dźgając go w pierś palcem wskazującym- a jeśli coś ci się w tym względzie nie podoba, możesz omówić to przy kolejnym spotkaniu zarządu. W PEŁNYM składzie- dodała z przebiegłym uśmiechem. 
Damon westchnął ciężko, gdy Rebekah, wielce z siebie zadowolona, opuściła jego gabinet. Przecież dobrze wiedział, że jego ojciec i ojciec Mikealsonów w życiu się nie zgodzą, aby w ten sposób traktować pracowników. Sami niejednokrotnie zaznaczali, że S&T Fashion to firma rodzinna i każdy ma tu takie same prawa, niezależnie od stanowiska, jakie zajmuje. To oni założyli tę firmę i to ich głosy nadal były decydujące. 
Brunet zaklął siarczyście pod nosem i z lewej kieszeni marynarki wyciągnął komórkę. 

DO: Enzo
"Miałeś rację, blondyna to chodząca porażka. Istne tornado w spódnicy." 
Wyślij

**** 
Po wczorajszym zamieszaniu było dla niej jasne, że musi zacząć rozglądać się za nową pracą. Z czystym sumieniem upiła się więc wczoraj z Mattem, by choć trochę odreagować sytuację a dziś od ósmej rano biegała, by pomóc organizmowi pozbyć się toksyn. Około dziesiątej jej telefon rozdzwonił się, zmuszając ją do nieplanowanego postoju. Zrezygnowana zerknęła na wyświetlacz i z ciężkim westchnieniem nacisnęła zieloną słuchawkę. 
- Co pani wyprawia?- Salvatore wydawał się być naprawdę wściekły, nie dał jej nawet dojść do głosu- mam nadzieję, że to korki w centrum miasta panią zatrzymały, bo powinna być pani w pracy godzinę temu. 
- Ja...
- Proszę nawet nie próbować się tłumaczyć- przerwał jej z furią- od mojej asystentki wymagam punktualności, dyspozycyjności i odpowiedzialności. A pani zawiodła na całej linii. Gratuluję, wspaniały początek. 
- Myślałam, że po wczorajszym...
- Więc proszę przestać myśleć- przerwał jej wpół zdania- widocznie nie jest to pani mocna strona. Ma pani czterdzieści minut i ani sekundy dłużej. Czekam z zegarkiem w ręku.- warknął, po czym bezceremonialnie się rozłączył. 
"Co za cham"- pomstowała Elena w duchu, biegnąc czym prędzej w stronę domu.

****
Do domu dotarła metrem w dwadzieścia minut.  Wzięła szybki prysznic, chwyciła jabłko, ktore miało być jej dzisiejszym śniadaniem, pospiesznie się ubrała i pędem pognała do samochodu. W międzyczasie dzwonili po kolei" Alarick, Jenna i jej brat Jeremy, ale nie odebrała. Wiedziała, że będą się martwić, ale przecież miała teraz ważniejsze rzeczy na głowie.
W firmie pojawiła się pięć minut przed wyznaczonym czasem.Zasapana musiała przytrzymać się biurka przy swoim stanowisku pracy i  z opóźnieniem zorientowała się, że na jej krześle siedzi nie kto inny, tylko prezes Salvatore, wbijając w nią płonące spojrzenie zielono-niebieskich oczu. Elena aż podskoczyła w miejscu, wystraszona.
- Godzina i trzydzieści pięć minut, jestem pod wrażeniem- zakpił brunet, zbliżając się do niej na odległość pocałunku- to rekordowe spóźnienie w tej firmie. Powinienem pani pogratulować?
- Nie trzeba- odparła Elena chłodno, nie tracąc zimnej krwi i zasiadła za biurkiem, spoglądając na niego wyczekująco- co mam robić, szefie?- spytała, z rozmysłem akcentując ostatnie słowo. Ten zmrużył oczy i uśmiechnął się z wyższością.
- Na początek może zasłużyć na ten szacunek, którego pani ode mnie wymaga- zaproponował, nawiązując do ich wczorajszej sprzeczki. Uśmiechnął się szeroko, gdy na jej policzkach wykwitły urocze rumieńce i podał jej cały zapchany po brzegi segregator -  proszę uporządkować te dokumenty miesiącami i kategoriami. Gdy już pani skończy, tam czekają kolejne- wskazał na półkę przy ścianie, zapchaną po brzegi  podobnymi segregatorami i teczkami- życzę miłej pracy- dodał ze złośliwym uśmiechem i zniknął za drzwiami swojego gabinetu.

****
Było koło szesnastej trzydzieści, gdy nad jej zawalonym papierami biurkiem stanęła Evelyn Costa, spoglądając na nią z nieskrywaną pogardą. 
- Damon u siebie?- upewniła się i nie czekając na jej odpowiedź ruszyła w stronę prezesowskiego gabinetu. 
- Że też nie boi się, że może nie być sam...- mruknęła Elena pod nosem, ale blondynka najwyraźniej to usłyszała, bo zatrzymała się wpół kroku i posłała dziewczynie pytające spojrzenie. 
- Co masz na myśli?- spytała obcesowo, groźnie mrużąc oczy- odpowiedz!- zażądała, głosem nieznoszącym sprzeciwu. Elena zmarszczyła brwi i wstała z fotelu, stając z nią twarzą w twarz. 
- Nie rozumiem- odparła spokojnie, czym doprowadziła Evelyn do szału. 
- Jak to nie rozumiesz? Powiedziałaś przed chwilą, że mój narzeczony może nie być sam w gabinecie i teraz nie rozumiesz?!- z każdym słowem kobieta coraz bardziej podnosiła głos- jesteś upośledzona, czy tylko udajesz?
- Co tu się dzieje?- Salvatore niespodziewanie pojawił się pomiędzy nimi, spoglądając na obie kobiety pytająco- słychać was w całej firmie!
- Pańska narzeczona- Elena celowo zaakcentowała ostatnie słowo, uśmiechając się złośliwie- usłyszała coś i teraz wymusza na mnie, abym powiedziała jej co to było a wydaje mi się, że jedyną rzeczą, w której jej podlegam, i to też nie bezpośrednio, jest moja praca. W której, nawiasem mówiąc,w tym momencie ona mi przeszkadza.
- Co za bezczelność- krzyknęła Evelyn i spojrzała na Salvatore'a błagalnie- miałeś ją wytresować a tymczasem z każdym dniem jest coraz gorzej!
- Chwileczkę, ja nie jestem psem, ktorego można sobie tresować.- stwierdziła Elena chłodno- Jestem tylko pracownikiem. Takim samym człowiekiem jak pani. A jeśli chciała pani ode mnie czegolkowiek, wystarczyło poprosić. 
- Poprosić pracownicę o coś, co należy do jej obowiązków?- prychnęła blondynka z wyższością- absurd. 
- Zabawne, bo nie mam obowiązku informować pani o wszystkich moich przemyśleniach- zauważyła Elena, zakładając ręce na piersi- i jeśli pani pozwoli, wrócę teraz do pracy zanim przez panią będę zmuszona zostać po godzinach. 
- Zwolnij ją- zażądała pani Costa natychmiast- kochanie, ta kobieta, co ja mówię, dziewczynka jest niekompetentna i działa mi na nerwy... 
- Chwila!- warknął Salvatore, pocierając skronie- Wiesz, jaka jest polityka naszej firmy. Nawet gdybym chciał, nie mogę jej zwolnić przed upływem tygodnia. Powiedz lepiej, czym ci się naraziła a ja to z nią załatwię. 
- Powiedziała, że nie jesteś w gabinecie sam- poskarżyła się Evelyn- kto tam z tobą jest?
Elena spojrzała szefowi wyzywająco prosto w oczy i w jego lazurowych tęczówkach dostrzegła mieszaninę obawy i wściekłości. Przez chwilę mierzyli się na spojrzenia i w końcu Elena odwróciła wzrok, wyraźnie z siebie zadowolona. 
- Właściwie to powiedziałam, że dziwię się, iż się pani nie obawia tego, że mógłby nie być sam- sprostowała brunetka, uśmiechając się szeroko- to nie byłoby nic dziwnego, taki przystojny facet- zacmokała z udawanym zachwytem i obserwowała reakcję Salvatore'a. Ten potarł skronie, usiłując ukryć ulgę i łobuzerski uśmiech- reakcję na jej ostatnie słowa. Wiedział, że się zgrywa i bawi z jego cierpliwością i to kompletnie wyprowadziło go z równowagi.
- Jak pani śmie...- oburzyła się Evelyn, ale Damon powstrzymał ją ruchem ręki. 
- Daj spokój Eve, przecież nie powiedziała nic złego- stwierdził, wbijając w brunetkę swoje hipnotyzujące spojrzenie tym groźniejsze, że w tej chwili nie wyrażało żadnych uczuć- no ale skoro ma czas, żeby wygłaszać podobne uwagi, ma również czas, żeby uzułpełnić mój grafik, oczywiście po tym, jak uporządkuje pani do końca te papiery- dodał ze złośliwym uśmiechem i podał jej swój notatnik- chcę to widzieć u siebie na biurku jutro o ósmej. 
- O ósmej?- zaprotestowała Elena gwałtownie. 
- O ósmej- potwierdził spokojnie- chyba nie sądziła pani, że dzisiejsze spóźnienie przejdzie bez echa. Do zobaczenia jutro- dodał i opuścił jej biuro szybkim, gniewnym krokiem. Evelyn spojrzała na dziewczynę z politowaniem i ruszyła w jego ślady. 
Elena rozejrzała się wokół, załamana nawałem pracy i powierzonych jej obowiązków. 
"Chyba dziś muszę zapomnieć o ciepłym łóżeczku"- pomyślała, zmęczona już na samą myśl o nocowaniu w firmie.
****
- Stary, ja mam jej serdecznie dosyć!- wrzasnął Damon na wstępie, bezceremonialnie wparowując do gabinetu Enzo. 
- Dzień Dobry, mi też miło cię widzieć- zironizował Marshall, zerkając na przyjaciela znad stosu papierów. Prezes jakby w ogóle tego nie usłyszał.
- I co z tego, że jest ładna i mądra, skoro nie da się z nią wytrzymać?- ciągnął, zaczynając krążyć po gabinecie w tę i z powrotem- jest opryskliwa, zarozumiała i myśli, że pozjadała wszystkie rozumy... A w rzeczywistości to przecież zwykła gówniara!
- W takim razie udowodnij  jej, że się myli- zaproponował Enzo- ale przede wszystkim uspokój się. 
- Jak?- Damon zdawał się być porządnie wyprowadzony z równowagi, gdy wreszcie zdecydował się zasiąść w fotelu, przeznaczonym dla gości dyrektora technicznego- ona widziała mnie z Camille i grozi, że jeśli Eve zapyta ją o moje życie seksualne powie jej prawdę. A wtedy ja...
- A wtedy ty będziesz udupiony- dokończył za niego przyjaciel- kiepska sprawa. Najgorsze są fanatyczne, naiwne cnotki wierzące, że prawda je wyzwoli- zaśmiał się pod nosem, ale spróbował to ukryć pod wpływem miażdżącego spojrzenia Salvatore'a- Słuchaj, musisz po prostu zburzyć ten jej idealny świat marzeń i wyobrażeń.
- Mów dalej- ponaglił Damon, pochylając się nad biurkiem przyjaciela.
- Upieczesz dwie pieczenie przy jednym ogniu- pokażesz, gdzie jej miejsce, nauczysz ją życia a sam będziesz miał z tego niezłą zabawę i sprawisz, że będzie się za bardzo wstydzić własnych grzeszków, żeby wyjawić twoje tajemnice.
- No dobra...
- Uwiedź ją- podpowiedział Enzo- pokaż, że wcale nie jest lepsza od innych kobiet, że  nie jest lepsza od ciebie.
- Odpada- zaprotestował natychmiast Damon- po co mi to? Żeby rozniosła po całej firmie, że jej podły szef, będący notabene  w stałym związku, ją napastuje?
- Jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem nie będzie miała takiej możliwości- przekonywał Enzo- co jest, sam twierdziłeś, że twój urok nigdy nie zawodzi. Udowodnij.
- Sam nie wiem, czy dla idei warto się tak poświęcać- mruknął Damon z powątpiewaniem- to furiatka z charakterkiem rozkapryszonego dziecka.
- A mi się wydaje, że się zwyczajnie boisz- na ustach Enzo zagościł przebiegły uśmieszek- boisz się, że to ta jedna kobieta, która będzie w stanie ci się oprzeć.
Damon roześmiał się głośno, niemal okrutnie.
- Błagam, przecież wiesz, że uwielbiam wyzwania właśnie dlatego, że zawsze osiągam cel.
- Więc w czym problem? Załóż się ze mną- zaproponował Enzo, ywciągając przed siebie dłoń wyczekująco- stawiam butelkę burbona, że nie wda się z tobą w romans w przeciągu pół roku.
Damon zmrużył oczy niczym najprawdziwszy drapieżnik i uścisnął dłoń przyjaciela, przypieczętowując zakład.
- Zakocha się jeszcze szybciej- orzekł z niezachwianą pewnością, jakby jego słowa miały w sobie moc sprawczą o natychmiastowym działaniu. W jego oczach pojawił się niebezpieczny błysk.
"Gilbert, miej się na baczności"- pomyślał Enzo z rozbawieniem.

2 komentarze:

  1. Jejku dziękuję Ci Kochana!!! To naprawdę bardzo miłe ^^
    Klaroline uwielbiam ich , cieszę się , że postanowiłaś wprowadzić ten watek bo Caro zasługuje na kogoś kto ją pokocha i dla kogo będzie wyjątkowa ;)
    Czyli jednak Damon ja zwolnił.. no tak można się było tego spodziewać ale nie wiedziałam , że wróci w taki sposób. No więc w tym przypadku to dobrze , że Damon musiał się liczyć ze zdaniem innych ;) co do zakładu to też mnie zaskoczyłaś . Domyślałam się , że będzie musiał ja uwieźć ale zanim pojawiły się te rozdziały nie sądziłam, że będą się tak kłócić Jestem ciekawa tego uwodzenia Eleny i jej reakcji :D W końcu to by było dziwne gdyby z dnia na dzień zrobił się dla niej dużo milszy heh no ale mam nadzieję , że Elena nie będzie się długo opierać i mu ulegnie xD co do komentarzy to na początku może ich nie byc duzo ale mam nadzieję , że niedługo będzie ich coraz więcej ;)
    Jeszcze raz dziękuję Ci so soo much Honey ^^ zyczę Ci duuzo weny i czekam na nexta ! Buziaczki :****

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki ci kochana, jak najbardziej zasłużyłaś na ten dedyk i cieszę się, że ty się ucieszyłaś xD (jak to brzmi :P) Delena i Klaroline to moje dwie ulubione pary i możesz być pewna, że dosyć często będą się pojawiać w moich opowiadaniach (choć nie powiem, że będzie różowo, bo nie będzie na pewno :P)
      Next pojawi się na dniach- jutro albo jeszcze dzisiaj- zależy jak się wyrobię :**

      Usuń