BARDZO PROSZĘ O KOMENTARZE, TO ONE DAJĄ MOTYWACJĘ DO PISANIA I DOSKONALENIA SWOJEGO WARSZTATU ;D
Blondynka była całkiem ładną, a na pewno elegancką i zadbaną kobietą o wydatnych ustach, szarych oczach, długich nogach i podłużnej twarzy. Górowała nad Eleną co najmniej o głowę, jeśli do jej przewagi wzrostowej doliczyć te niebotyczne szpilki, które dodały jej jakieś dziesięć centymetrów. Nie wykonała w jej kierunku żadnego ruchu sugerującego, jak Elena powinna się zachować. Nie uścisnęła jej dłoni, nie zmieniła wyrazu twarzy na choć odrobinę łogodniejszy ani nie zmiejszyła dzielącego je dystansu chociaż o milimetr. Zamiast tego taksowała ją lodowatym spojrzeniem, niczym koneser sztuki dzieło znienawidzonego artysty i w głębi duszy Elena cieszyła się, że na swój dzisiejszy strój wybrała koktajlową sukienkę przed kolano w kolorze łososiowym, podkreślającą jej talię i smukłe nogi, rzymianki na koturnie i kremową torebkę-kopertówkę na cienkim łańcuszku. Całości dopełniał delikatny makijaż, włosy zaplecione w warkocz wodospad nad którym rano w akcie przeprosin za zarwaną noc nieźle namęczyła się Caroline oraz wiszące bursztynowe kolczyki i utrzymany w podobnej tonacji naszyjnik.
Kobieta, którą miała przed sobą bez wątpienia należała do tego typu ludzi, którzy osąd o człowieku wydają na podstawie jego wyglądu i pierwszego wrażenia, stąd to oceniające, przeszywające spojrzenie- najzwyczajniej w świecie blondynka próbowała stwierdzić czy Elena jest w ogóle warta choćby jednego spojrzenia czy słowa z jej strony. W końcu po kilku dłużących się minutach uścisnęła jej wyciągniętą dłoń.
- Evelyn Costa, ambasadorka S&T Fashion- przedstawiła się oficjalnie i poprawiając granatową sukienkę ruszyła do wyjścia.
- Powinieneś pomyśleć nad zdescyplinowaniem tej małej zanim całkiem wejdzie ci na głowę kochanie. Widzimy się na lunchu- rzuciła na odchodne i zniknęła za drzwiami, demonstracyjnie postukując obcasami.Dopiero wtedy Elena odważyła się spojrzeć na swojego szefa, który od dłuższego czasu przyglądał jej się z nieodgadnionym wyrazem twarzy. Jego kruczoczarne włosy, wczoraj gustownie nastroszone, teraz tkwiły po prostu w dzikim nieładzie. Usta zdobiła otoczka krwistoczerwonej szminki, krawat zwisał smętnie na krawędzi biurka a koszula była do połowy rozpięta, częściowo ukazując jego idealnie umięsnioną, nieowłosioną klatkę piersiową. To to właśnie sprawiło, że Elena gwałtownie odwróciła głowę, wbijając wzrok w bliżej nieokreślony punkt na ścianie. Damon uśmiechnął się pod nosem i podszedł do niej, celowo jak jej się zdawało spowalniając swoje ruchy przy zapinaniu koszuli.
- Może mi pani pomóc?- poprosił, narzucając na szyję całkowicie rozsupłany krawat. Elena obrzuciła go jednym szybkim spojrzeniem i prychnęła cicho, zakładając ręce na piersi.
- Nie sądzę, żeby to leżało w moich kompetencjach- stwierdziła spokojnie, wciąż na niego nie patrząc. Uśmiech Salvatore'a tylko się poszerzył na te słowa.
- To leży w kompetencjach uprzejmej osoby, która lituje się nad mężczyzną o zbyt grubych palcach do tego typu zadań- odparł, zbliżając się do niej o kolejny krok- chyba pani nie odmówi?
Elena w końcu spojrzała na niego podejrzliwie. Zapach jego perfum i spojrzenie tych hipnotycznych oczu, z których odczytała błaganie pomieszane z rozbawieniem kompletnie ją rozbroiły. Chyba po raz pierwszy zaśmiała się przy nim szczerze i chwyciła za poły krawatu.
- Niektórzy mężczyźni są kompletnie nieporadni- powiedziała z rozbawionym półuśmiechem.
- A niektóre kobiety to straszne niezdary- dopowiedział, nawiązując do ich spotkania w bufecie, gdy to oblała go wrzącą kawą. Elena zmrużyła oczy, niby to urażona ale za chwilę zachichotała cicho i pokręciła głową z uznaniem.
- Niech będzie, że mamy remis- zaproponowała, wskazując na jego idealnie zawiązany pod szyja krawat.
- W porządku- zgodził się szef i zgarnął z biurka jakieś dokumenty po czym ruszył do drzwi.
- Szkoda czasu, muszę panią wprowadzić w działanie całej firmy i zapoznać z kadrą- przepuścił ją w drzwiach niczym prawdziwy dżentelmen i razem ramię w ramię ruszyli na zwiedzanie siedziby S&T Fashion.
****
Przemierzali korytarze, zawzięcie dyskutując na temat funkcjonowaniu firmy. Elena spijała każde słowo z ust swego szefa, starając się wszystko dokładnie zapamiętać. Bardzo zależało jej na tej pracy a wiedziała, że najbliższy tydzień zaważy na jej dalszej przyszłości w S&T Fashion. Stała, dobrze płatna posada wiele ułatwiłaby w jej życiu- przede wszystkim załatwiłaby sprawę czesnego, University of Columbia przecież nie było tanie zwłaszcza gdyby dostała się na zajęcia zaoczne, na które w tajemnicy przed przyjaciółką aplikowała. Wiedziała, że Caroline będzie niepocieszona, gdy dowie się, że jednak nie będą miały wspólnych wykładów, ale ona naprawdę potrzebowała pieniędzy no i doświadczenia. Nie chciała naciągać na te koszta nikogo ze swoich bliskich a już na pewno nie wiecznie nieobecnego ojca ani ciotki Jenny i jej męża Alaricka, którzy de facto wychowywali ją od śmierci matki i ojczyma. I tak zacharowywali się na śmierć, by zapewnić jej najlepsze wykształcenie i to dzięki temu, mimo znikomego doświadczenia i nawet nie rozpoczętych studiów mogła mierzyć tak wysoko.
Prezes Salvatore wprowadził ją do pomieszczenia socjalnego. Spojrzał na nią, komicznie unosząc brwi, gdy wybuchnęła przyjemnym dla ucha śmiechem podczas prezentacji obsługi ekspresu do kawy i działania cukiernicy. Nigdy nie powiedziałaby, że człowiek jego pokroju może mieć takie poczucie humoru.
Kolejnym przystankiem była pracownia projektanta głównego, czyli pomieszczenie zdecydowanie odbiegające ze swym wyposażeniem od zwyczajowych standardów biurowych.
Pośród tony tkanin, wycinków i plączących się pod nogami miar i centymetrów stało jedno biurko, w całości zawalone papierami, projektami i przyrządami do rysowania. Wokól biegało troje ludzi- w jednym z nich rozpoznała rozgorączkowanego Niklausa, wrzeszącego coś o poprawkach i niekompetencji, pozostała dwójka składała się z usiłującej opanować nerwy swego mistrza krawcowej o włosach w kolorze mysiego blondu i wyblakłych szarych oczach oraz niskiego nieporadnego szatyna o wyłupiastych oczach w kolorze zgniłej zieleni, biegającego za Klausem niczym jego prywatny pełnoetatatowy cień.
Prezes Salvatore odchrząknął znacząco i zabrał głos dopiero, gdy udało mu się zaskarbić uwagę wszystkich obecnych w pracowni.
- Moi drodzy, przedstawiam wam moją nową asystentkę, Elenę Gilbert- oznajmił oficjalnym tonem, udając że nie dostrzega morderczego spojrzenia projektanta- Eleno, oto nasz główny projektant, Niklaus, pseudonim Klaus- Elena uśmiechnęła się i z wyrażnym rozbawieniem uścisnęła dłoń blondyna. Ten odwzajemnił tajemniczy uśmiech i puścił jej perskie oczko.
- To nasza zaufana krawcowa, Camille O'Connell- kobiety wymieniły uścisk dłoni a coś w spojrzeniu blondynki mówiło Elenie, że nie prędko zostaną dobrymi koleżankami. Była sztywna i jakaś taka zdystansowana, jakby w drugiej osobie szukała wrogości- przedstawiam ci także asystenta naszego mistrza,Alana Morrisa- kolejny uścisk dłoni i nieśmiały uśmiech chłopaka. Nie było czasu na nic więcej, bo Damon tak szybko jak ją tam wprowadził, tak też szybko ją stamtąd wyprowadził. Ruszyli korytarzem w prawo i zatrzymali się przed recepcją, za którą z telefonem w ręce stała młoda, śliczna mulatka. Elenie od początku wydała się znajoma, ale dopiero po chwili rozpoznała w niej dziewczynę, która w czasie jej oczekiwania na rozmowę kwalifikacyjną wskazała jej drogę do bufetu. Ona najwyraźniej też ją rozpoznała, bo gdy tylko zakończyła rozmowę niemal wybiegła zza kontuaru i nie bawiąc się w żadne oficjalne uściski dłoni i sztywne gratulacje przytuliła ją do siebie mocno, uśmiechając się promiennie.
- Wiedziałam, od początku gdy tylko cię zobaczyłam wiedziałam, że wybierze właśnie ciebie- powiedziała a Elena, nieco oszołomiona tym wyznaniem jedynie uśmiechnęła się szeroko i pokiwała głową z powątpiewaniem.
- Eleno, przedstawiam ci naszą recepcjonistkę Bonnie Bennett- wtrącił pan Salvatore, nieudolnie ukrywając rozbawienie zaistniałą sytuacją.
- Miło mi cię poznać, Elena Gilbert- tak, zdecydowanie ten jeden przyjacielski gest ze strony mulatki dodał jej pewności siebie i pozytywnej energii do końca dnia.
Zostawili mulatkę przy jej obowiązkach i ruszyli w przeciwnym kierunku, wprost do gabinetu dyrektora finansowego, którym był niejaki Elijah Mikealson. Prawie trzydziestoletni krótko ostrzyżony mężczyzna o czarnych oczach siedział za biurkiem tonąc w papierach i ze swoimi gośćmi przywitał się niechętnym uściskiem dłoni i rozbieganym spojrzeniem. Nie chcąc mu przeszkadzać natychmiast opuścili gabinet i udali się w stronę wind. Wjechali na szóste piętro i zatrzymali się przed pokojem numer trzysta osiem. Zapukali i cicho wślizgnęli się do gabinetu młodego blondyna o bystrym spojrzeniu czarnych oczu i włosach, gładko zaczesanych do tyłu. Energicznie potrząsnął dłonią Eleny przedstawiając się jako Kol Mikealson, dyrektor kadrowy. W jego uśmiechu było tyle niewypowiedzianej ironii i tajemniczego rozbawienia, że dziewczyna zrobiła wszystko, by natychmiast opuścić jego gabinet. Tymczasem Damon nie zakończył jeszcze ich spaceru po zakamarkach firmy, tym razem kierując się w prawo, prosto pod pokój z numerem trzysta osiemdziesiąt dwa.
- Nie zaprowadzę pani do bufetu, bo ten znalazła pani niemal od razu- rzekł prezes i uśmiechnął się ironicznie- ostatnie osoby, które musi pani poznać to dyrektor do spraw marketingu i promocji i dyrektor działu technicznego i zaopatrzenia. Najpierw ten drugi, przedstawiam Enzo Marshalla...
Ale gdy tylko wkroczyli do gabinetu okazało się, że w środku kłóciły się dwie osoby.
Blondynka, której oczy koloru burzowego nieba ciskały gromy oraz wysoki postawny brunet z włosami ułożonymi na żel i czarnymi, wręcz demonicznymi oczami. Krzyczeli tak głośno, że dopiero po chwili zorientowali się, że nie są już w gabinecie sami. Nieco zawstydzony brunet spuścił wzrok i spojrzał wilkiem na swoją "rozmówczynię".
- Co tu się dzieje?- zapytał prezes spokojnie. Rebekah, bo to ona była ową blondynką, już otwierała usta, by wyklnąć mężczyznę od najgorszych, jednak ten ją uprzedził.
- Wybacz stary, zwyczajnie z nią już nie wytrzymuję- powiedział ze skruchą- ta furiatka wszystkich próbuje ustawić do pionu, najwyraźniej nie zdając sobie sprawy z tego, że oprócz załatwiania jej problemów nasz dział ma tez własne.
- Uważaj, bo ta furiatka w jednej chwili może cię wyrzucić na zbity pysk- syknęła Rebekah, w tym momencie przypominając rozsierdzoną żmiję, plującą jadem na prawo i lewo- nie myśl, że cokolwiek może mnie przed tym powstrzymać. Jestem współwłaścicielką tej firmy i muszę dbać o jej dobre imię...
- W takim razie najlepiej byś zrobiła, gdybyś w ogóle stąd zniknęła- odparł Enzo, co spotkało się z jej gniewnym warknięciem. No cóż, najwyraźniej ta dwójka nie pałała do siebie szczególną sympatią...
- Załatwcie to między sobą, najlepiej w zaciszu własnych gabinetów, przy pracy- zaznaczył Salvatore poważnie- przyszedłem wam przedstawić moją nową asystentkę a tymczasem zastaję was, jak zwykle zresztą, podczas kolejnej bitwy.
Dopiero teraz oboje zwrócili uwagę na stojącą obok prezesa dziewczynę. Rebekah uśmeichnęła się szeroko, oczy Enzo rozbłysły.
- Oto Elena Gilbert, jak już mówiłem moja asystentka...
- My się już znamy- odparła Rebekah, ściskając dłoń dziewczyny, która posłała jej jedno, spanikowane spojrzenie- podwieźliśmy ją dzisiaj z bratem do pracy- wyjaśniła a Elena odetchnęła z ulgą.- będzie wspaniałą pracownicą, już to czuję. nie pożałujesz tej decyzji...
- Dziękuję za zaufanie- mruknęła Elena, rumieniąc się uroczo i uśmeichnęła się niepewnie, gdy blondynka puściła jej perskie oko.
Potem Elena tradycyjnie wymieniła uścisk dłoni z dyrektorem działu technicznego i zaopatrzenia po czym wraz ze swoim szefem wróciła do swojego właściwego biura.
- Przepraszam, jakoś głupio wyszło- powiedział Salvatore nerwowo pocierając kark, gdy zasiadła na właściwym miejscu, w sekretariacie przed gabinetem prezesa- te całe kłótnie i zamieszanie...
- Spokojnie, nic się nie stało. Było całkiem... Miło- odparła Elena z niepewnym uśmiechem. Prezes odwzajemnił jej uśmiech i sięgnął po plik starannie złożonych dokumentów.
- Jutro poproszę informatyków, żeby przygotowali pani komputer- zapewnił, wręczając jej owe dokumenty- póki co proszę, żeby przygotowała pani zestawienie tych danych. Są niezbędne do przeprowadzenia kolejnej transankcji a ja będę miał okazję panią sprawdzić.
- Już się robi- powiedziała Elena a prezes uśmiechnął się zachęcająco i zniknał za drzwiami swojego gabinetu.
Elena zerknęła na wykresy, tabelki i liczby, znajdujące się na pierwszym arkuszu, który jej podał i zabrała się za dokładną analizę danych. I właśnie w taki sposób rozpoczął się pierwszy dzień jej pracy. Miała nadzieję, że nie ostatni.
Prezes Salvatore wprowadził ją do pomieszczenia socjalnego. Spojrzał na nią, komicznie unosząc brwi, gdy wybuchnęła przyjemnym dla ucha śmiechem podczas prezentacji obsługi ekspresu do kawy i działania cukiernicy. Nigdy nie powiedziałaby, że człowiek jego pokroju może mieć takie poczucie humoru.
Kolejnym przystankiem była pracownia projektanta głównego, czyli pomieszczenie zdecydowanie odbiegające ze swym wyposażeniem od zwyczajowych standardów biurowych.
Pośród tony tkanin, wycinków i plączących się pod nogami miar i centymetrów stało jedno biurko, w całości zawalone papierami, projektami i przyrządami do rysowania. Wokól biegało troje ludzi- w jednym z nich rozpoznała rozgorączkowanego Niklausa, wrzeszącego coś o poprawkach i niekompetencji, pozostała dwójka składała się z usiłującej opanować nerwy swego mistrza krawcowej o włosach w kolorze mysiego blondu i wyblakłych szarych oczach oraz niskiego nieporadnego szatyna o wyłupiastych oczach w kolorze zgniłej zieleni, biegającego za Klausem niczym jego prywatny pełnoetatatowy cień.
Prezes Salvatore odchrząknął znacząco i zabrał głos dopiero, gdy udało mu się zaskarbić uwagę wszystkich obecnych w pracowni.
- Moi drodzy, przedstawiam wam moją nową asystentkę, Elenę Gilbert- oznajmił oficjalnym tonem, udając że nie dostrzega morderczego spojrzenia projektanta- Eleno, oto nasz główny projektant, Niklaus, pseudonim Klaus- Elena uśmiechnęła się i z wyrażnym rozbawieniem uścisnęła dłoń blondyna. Ten odwzajemnił tajemniczy uśmiech i puścił jej perskie oczko.
- To nasza zaufana krawcowa, Camille O'Connell- kobiety wymieniły uścisk dłoni a coś w spojrzeniu blondynki mówiło Elenie, że nie prędko zostaną dobrymi koleżankami. Była sztywna i jakaś taka zdystansowana, jakby w drugiej osobie szukała wrogości- przedstawiam ci także asystenta naszego mistrza,Alana Morrisa- kolejny uścisk dłoni i nieśmiały uśmiech chłopaka. Nie było czasu na nic więcej, bo Damon tak szybko jak ją tam wprowadził, tak też szybko ją stamtąd wyprowadził. Ruszyli korytarzem w prawo i zatrzymali się przed recepcją, za którą z telefonem w ręce stała młoda, śliczna mulatka. Elenie od początku wydała się znajoma, ale dopiero po chwili rozpoznała w niej dziewczynę, która w czasie jej oczekiwania na rozmowę kwalifikacyjną wskazała jej drogę do bufetu. Ona najwyraźniej też ją rozpoznała, bo gdy tylko zakończyła rozmowę niemal wybiegła zza kontuaru i nie bawiąc się w żadne oficjalne uściski dłoni i sztywne gratulacje przytuliła ją do siebie mocno, uśmiechając się promiennie.
- Wiedziałam, od początku gdy tylko cię zobaczyłam wiedziałam, że wybierze właśnie ciebie- powiedziała a Elena, nieco oszołomiona tym wyznaniem jedynie uśmiechnęła się szeroko i pokiwała głową z powątpiewaniem.
- Eleno, przedstawiam ci naszą recepcjonistkę Bonnie Bennett- wtrącił pan Salvatore, nieudolnie ukrywając rozbawienie zaistniałą sytuacją.
- Miło mi cię poznać, Elena Gilbert- tak, zdecydowanie ten jeden przyjacielski gest ze strony mulatki dodał jej pewności siebie i pozytywnej energii do końca dnia.
Zostawili mulatkę przy jej obowiązkach i ruszyli w przeciwnym kierunku, wprost do gabinetu dyrektora finansowego, którym był niejaki Elijah Mikealson. Prawie trzydziestoletni krótko ostrzyżony mężczyzna o czarnych oczach siedział za biurkiem tonąc w papierach i ze swoimi gośćmi przywitał się niechętnym uściskiem dłoni i rozbieganym spojrzeniem. Nie chcąc mu przeszkadzać natychmiast opuścili gabinet i udali się w stronę wind. Wjechali na szóste piętro i zatrzymali się przed pokojem numer trzysta osiem. Zapukali i cicho wślizgnęli się do gabinetu młodego blondyna o bystrym spojrzeniu czarnych oczu i włosach, gładko zaczesanych do tyłu. Energicznie potrząsnął dłonią Eleny przedstawiając się jako Kol Mikealson, dyrektor kadrowy. W jego uśmiechu było tyle niewypowiedzianej ironii i tajemniczego rozbawienia, że dziewczyna zrobiła wszystko, by natychmiast opuścić jego gabinet. Tymczasem Damon nie zakończył jeszcze ich spaceru po zakamarkach firmy, tym razem kierując się w prawo, prosto pod pokój z numerem trzysta osiemdziesiąt dwa.
- Nie zaprowadzę pani do bufetu, bo ten znalazła pani niemal od razu- rzekł prezes i uśmiechnął się ironicznie- ostatnie osoby, które musi pani poznać to dyrektor do spraw marketingu i promocji i dyrektor działu technicznego i zaopatrzenia. Najpierw ten drugi, przedstawiam Enzo Marshalla...
Ale gdy tylko wkroczyli do gabinetu okazało się, że w środku kłóciły się dwie osoby.
Blondynka, której oczy koloru burzowego nieba ciskały gromy oraz wysoki postawny brunet z włosami ułożonymi na żel i czarnymi, wręcz demonicznymi oczami. Krzyczeli tak głośno, że dopiero po chwili zorientowali się, że nie są już w gabinecie sami. Nieco zawstydzony brunet spuścił wzrok i spojrzał wilkiem na swoją "rozmówczynię".
- Co tu się dzieje?- zapytał prezes spokojnie. Rebekah, bo to ona była ową blondynką, już otwierała usta, by wyklnąć mężczyznę od najgorszych, jednak ten ją uprzedził.
- Wybacz stary, zwyczajnie z nią już nie wytrzymuję- powiedział ze skruchą- ta furiatka wszystkich próbuje ustawić do pionu, najwyraźniej nie zdając sobie sprawy z tego, że oprócz załatwiania jej problemów nasz dział ma tez własne.
- Uważaj, bo ta furiatka w jednej chwili może cię wyrzucić na zbity pysk- syknęła Rebekah, w tym momencie przypominając rozsierdzoną żmiję, plującą jadem na prawo i lewo- nie myśl, że cokolwiek może mnie przed tym powstrzymać. Jestem współwłaścicielką tej firmy i muszę dbać o jej dobre imię...
- W takim razie najlepiej byś zrobiła, gdybyś w ogóle stąd zniknęła- odparł Enzo, co spotkało się z jej gniewnym warknięciem. No cóż, najwyraźniej ta dwójka nie pałała do siebie szczególną sympatią...
- Załatwcie to między sobą, najlepiej w zaciszu własnych gabinetów, przy pracy- zaznaczył Salvatore poważnie- przyszedłem wam przedstawić moją nową asystentkę a tymczasem zastaję was, jak zwykle zresztą, podczas kolejnej bitwy.
Dopiero teraz oboje zwrócili uwagę na stojącą obok prezesa dziewczynę. Rebekah uśmeichnęła się szeroko, oczy Enzo rozbłysły.
- Oto Elena Gilbert, jak już mówiłem moja asystentka...
- My się już znamy- odparła Rebekah, ściskając dłoń dziewczyny, która posłała jej jedno, spanikowane spojrzenie- podwieźliśmy ją dzisiaj z bratem do pracy- wyjaśniła a Elena odetchnęła z ulgą.- będzie wspaniałą pracownicą, już to czuję. nie pożałujesz tej decyzji...
- Dziękuję za zaufanie- mruknęła Elena, rumieniąc się uroczo i uśmeichnęła się niepewnie, gdy blondynka puściła jej perskie oko.
Potem Elena tradycyjnie wymieniła uścisk dłoni z dyrektorem działu technicznego i zaopatrzenia po czym wraz ze swoim szefem wróciła do swojego właściwego biura.
- Przepraszam, jakoś głupio wyszło- powiedział Salvatore nerwowo pocierając kark, gdy zasiadła na właściwym miejscu, w sekretariacie przed gabinetem prezesa- te całe kłótnie i zamieszanie...
- Spokojnie, nic się nie stało. Było całkiem... Miło- odparła Elena z niepewnym uśmiechem. Prezes odwzajemnił jej uśmiech i sięgnął po plik starannie złożonych dokumentów.
- Jutro poproszę informatyków, żeby przygotowali pani komputer- zapewnił, wręczając jej owe dokumenty- póki co proszę, żeby przygotowała pani zestawienie tych danych. Są niezbędne do przeprowadzenia kolejnej transankcji a ja będę miał okazję panią sprawdzić.
- Już się robi- powiedziała Elena a prezes uśmiechnął się zachęcająco i zniknał za drzwiami swojego gabinetu.
Elena zerknęła na wykresy, tabelki i liczby, znajdujące się na pierwszym arkuszu, który jej podał i zabrała się za dokładną analizę danych. I właśnie w taki sposób rozpoczął się pierwszy dzień jej pracy. Miała nadzieję, że nie ostatni.
****
Dwie godziny później wkroczyła do gabinetu prezesa z gotowym zestawieniem, o które ją prosił. Ten zerknął na nią zdziwiony.
- Szybko się pani uwinęła- zauważył z powątpiewaniem a w odpowiedzi dziewczyna położyła dokumenty na jego i tak już zawalone papierami biurko.
- Miałam dobrą motywację- przyznała z nieśmiałym uśmiechem, co ten skwitował jedynie nieznacznym uniesieniem kącika ust. Chwilę jeszcze pracował na komputerze, wystawiając jej cierpliwość na ciężką próbę, ale ostatecznie sięgnął po plik starannie złożonych kartek, zagłębiając się w pasjonującej lekturze pełnej cyferek i wykresików.
- Czy nie uważa pani, że w tym punkcie coś jest nie tak?- spytał, postukując długopisem w odpowiednie miejsce. Elena pochyliła się nad biurkiem w taki sposób, że Salvatore miał idealny wręcz widok na jej pełny, jędrny biust i nie mógł nie spokrzystać z takiej okazji. Dziewczyna w skupieniu studiowała dokument i nawet nie zauważyła, że jej szef odchylił się w fotelu i z cwaniackim uśmiechem spogląda na jej piersi, zakładając ręce za głowę.
- Nie, to pan chyba nie zdaje sobie sprawy z sytuacji finansowej firmy- zawyrokowała wreszcie- ja tylko skorzystałam z kosztorysu, który mi pan dostarczył. Z tego jasno wynika, że ostatni sezon bardzo nadwerężył budżet firmy i naraził ją na straty w wysokości dwustu tysięcy dolarów. Moim skromnym zdaniem powinniśmy chwilowo wstrzymać się z dystrybucją naszym materiałów na szerszą skalę i skupić się na opróżnieniu magazynów. Nie znam narazie ogólnej sytuacji firmy, ale wydaje mi się, że taki powinien być logiczny porządek rzeczy, prawda? Nie ma sensu zabierać się za nową kolecję, skoro stara jest jeszcze nie wyprzedana.
- Bardzo dobrze- pochwalił ją szef i klasnął w dłonie- w takim razie może pani sporządzić odpowiedni plan działania a ja ze swojej strony zatwierdzę go i wprowadzę ewentualne poprawki.
- Ja?- Elena pobladła gwałtownie. Salvatore skinął tylko rozbawiony głową.
- To pani pomysł i pani jedyne zadanie na dzisiaj. Ma pani czas do...- zerknął na zegarek- powiedzmy siedemnastej. Powodzenia.
****
Elena była właśnie w końcowej fazie sporządzania planu, o który prosił ją Salvatore, gdy do jej biura wkroczyła ta krawcowa od Klausa. Jak jej tam było... Carrie, Camille.... Jakoś tak.
W każdym razie blondynka spojrzała na nią z wyższością i stanęła nad jej biurkiem niczym mroczny anioł zemsty.
- Zastałam Damona?- spytała na wstępie a Elena zmarszczyła brwi w konsternacji.
- Słucham?
Blondynka wywróciła oczami.
- Dla ciebie pan prezes, dla mnie Damon... Zastałam go może?- wyartykułowała, jakby rozmawiała z człowiek o niepełnosprawności co najmniej trzeciego stopnia. Elena aż cała się najeżyła, prychając cicho.
"Zależy ci na tej pracy, więc spokojnie..."
- Jest u siebie- poinformowała, obdarzając kobietę najbardziej uprzejmym guśmiechem na jaki było ją stać. Ta tylko odwróciła się na pięcie i zamaszystym ruchem otworzyła drzwi do prezesownskiego gabinetu po chwili znikając za drzwiami.
Minęło pół godziny a Elena dokończyła powierzone jej zadanie. Chciała poczekać, aż Camille opuści gabinet szefa i dopiero wtedy przekazać mu swoje notatki, jednak gdy ten moment nie nadchodził w końcu zdecydowała się przeszkodzić im w rozmowie i przekazać swoją pracę, by móc wrócić do domu, gdzie Matt czekał na nią z wczesną kolacją. Obiecała, że tym razem się nie spóźni.
Dziarskim krokiem wmaszerowała do gabinetu prezesa i zamarła zszokowana. Notatki wypadły jej z dłoni a głos uwiązł jej w gardle na widok Damona i Camille splecionych w namiętnym uścisku.
"Powinnam nauczyć się pukać..."- przeszło jej przez myśl, gdy blondynka zeskoczyła z kolan szefa a ten
zaczął pospiesznie poprawiać krawat i ścierać szminkę, która tworzyła obwódkę wokół jego ust.
- Co to ma być?- warknęła Elena, nawet nie próbując zrozumieć tej pretensji, która pojawiła się w jej głosie i rzuciła się do zbierania dokumnetów, które pod wpływem szoku wypadły jej z ręki.
- Jeszcze rano widziałam pana z niejaką Evelyn Costą a już pod wieczór obściskuje się pan z krawcową?- to było dla niej niepojęte. Camille zaśmiała się szyderczo.
- Błagam cię,dziewczynko robisz mu scenę zazdrości jakbyś była co najmniej jego żoną- prychnęła.
- Zamknij się, bo z nie szanującymi się kobietami nie mam zamiaru rozmawiać- ucięla Gilbertówna szybko i znów przeniosła wzrok na Salvatore'a. Jej oczy płonęły.
- Nie krzycz tak, to nie może się roznieść- syknął prezes, wyraźnie rozeźlony.
- Po pierwsze proszę nie mówić do mnie na "ty"- warknęła brunetka- odnoszę się do pana z szacunkiem i oczekuję w zamian tego samego. Poza tym może mi pan wyjaśnić o co tu chodzi? To pana kochanki, narzeczone czy może jedna jest kochanką a drugą narzeczoną?
- To moje sprawy prywatne...
- W które chcąc nie chcąc jestem zamieszana- ucięła Elena- a ja kłamać nie zamierzam...
- Nic nikomu nie powiesz- warknął Damon, zaciskając palce na jej nadgarstku i przyciskając ją do siebie. Przez chwilę mierzyli się na spojrzenia- lazurowe kontra czekoladowe i oboje na moment zatracili się w tej chwili, jednak Elena jako pierwsza oprzytomniała i uwolniła się z jego uścisku.
- To prawda, że nic nikomu nie powiem- przyznała Elena i od razu dostrzegła ulgę na twarzy swojego przełożonego.
"Co za tchórz"- przemknęło jej przez myśl.
- Co nie zmienia faktu, ze nie będę kłamać, więc jeśli pani Costa mnie o to zapyta, powiem prawdę- dokończyła i rzuciła swoje dzisiejsze notatki prosto w jego twarz po czym odwróciła się na pięcie i odeszła.
"Właśnie straciłam pracę"- pomyślała z goryczą.
- Jeszcze rano widziałam pana z niejaką Evelyn Costą a już pod wieczór obściskuje się pan z krawcową?- to było dla niej niepojęte. Camille zaśmiała się szyderczo.
- Błagam cię,dziewczynko robisz mu scenę zazdrości jakbyś była co najmniej jego żoną- prychnęła.
- Zamknij się, bo z nie szanującymi się kobietami nie mam zamiaru rozmawiać- ucięla Gilbertówna szybko i znów przeniosła wzrok na Salvatore'a. Jej oczy płonęły.
- Nie krzycz tak, to nie może się roznieść- syknął prezes, wyraźnie rozeźlony.
- Po pierwsze proszę nie mówić do mnie na "ty"- warknęła brunetka- odnoszę się do pana z szacunkiem i oczekuję w zamian tego samego. Poza tym może mi pan wyjaśnić o co tu chodzi? To pana kochanki, narzeczone czy może jedna jest kochanką a drugą narzeczoną?
- To moje sprawy prywatne...
- W które chcąc nie chcąc jestem zamieszana- ucięła Elena- a ja kłamać nie zamierzam...
- Nic nikomu nie powiesz- warknął Damon, zaciskając palce na jej nadgarstku i przyciskając ją do siebie. Przez chwilę mierzyli się na spojrzenia- lazurowe kontra czekoladowe i oboje na moment zatracili się w tej chwili, jednak Elena jako pierwsza oprzytomniała i uwolniła się z jego uścisku.
- To prawda, że nic nikomu nie powiem- przyznała Elena i od razu dostrzegła ulgę na twarzy swojego przełożonego.
"Co za tchórz"- przemknęło jej przez myśl.
- Co nie zmienia faktu, ze nie będę kłamać, więc jeśli pani Costa mnie o to zapyta, powiem prawdę- dokończyła i rzuciła swoje dzisiejsze notatki prosto w jego twarz po czym odwróciła się na pięcie i odeszła.
"Właśnie straciłam pracę"- pomyślała z goryczą.
I ty mi mówisz ,że ten rozdzial jest nijaki , wypluj te słowa! Elena poznala kadrę oo jak widać na wysokich stanowiskach serialowi pierwotni , podoba mi sie ta koncepja. Klaus jako projektant yeah! Ciesze sie , ze dalas mu jednak taka profesje bo pasuje do niej idealnie! No i Bonnie ;) jak czytalam o mulatce to przez chwile myslalam , ze to ona i w tym rozdziale juz jestem tego pewna, to super bo przyda sie Elenie takie wsparcie w firmie. Widać , ze juz sie polubily czego nie mozna powiedziec o niektorych kobietach z tej firmy...
OdpowiedzUsuńJak dla mnie to nie ma takiego zjawiska jak " za dużo Deleny"z checia moglabym czytac o nich nieustannie :p no jak widac Damon znalazl sposob na swobodne " ogladanie" Eleny a raczej jej biustu heh , ciekawe co by bylo gdyby to zauwazyla xD
No to zrobila mu awanturke na koncu ale w sumie mu sie nalezalo . podoba mi sie to jak El nie skrywa swojej opinii i mówi co mysli . Oby ja za to nie wyrzucił! Ciekawe jakie będą ich stosunki teraz ;) Co do komentarzy to sadze ,ze ten blog nie jest moze jeszcze bardzo znany , choć mogę się mylić, mam nadzieje ze bedziesz miec rzesze fanów bo na to zaslugujesz , no to ja juz kończe i czekam na nn!! WENY
buziaki :**
Dziękuję ci kochana, cieszę się, żę ci się rozdział podobał. Dzięki tobie zobaczyłam go w zupełnie innym świtle, wcześniej wydawał mi się nijaki i beznadziejny a teraz widzę w nim ukryty potencjał, którego bądź co bądź nie rozwinęłam xD
OdpowiedzUsuńCo do komentarzy to zrozumiałabym to, gdyby faktycznie nie było wyświetleń. A tu już kilka setek wyświetleń się pokazało (nie licząc moich oczywiście ) i jak widać tylko jedna osoba, która komentuje na bieżąco... Nie powiem, to przykre.