czwartek, 11 września 2014

Rozdział 1- Fatum.

- Nowy York jest cudowny!- zachwyciła się Caroline Forbes, rzucając walizki na swoje nowe łóżko, w swoim świeżo wynajętym mieszkaniu. Poprawka- w ICH świeżo wynajętym mieszkaniu. Wprost nie mogła posiąść się z radości- właśnie rozpoczynała dorosłe życie z dala od rodziców, miała spore szanse, by dostać się na wymarzoną uczelnię i co więcej znajdowała się w bajkowym mieście, "ktore nigdy nie śpi" a ktore mogło otworzyć jej drzwi do kariery modelki a później kto wie, może i projektantki mody a to wszystko dzieliła ze swoją najlepszą przyjaciółką. Doprawdy, ta filigranowa blondyneczka o błękitnych jak morska fala oczach nie potrzebowała do szczęścia niczego więcej.
- Tak tak wiem- Elena zmrużyła oczy z rozbawieniem- Innym razem udowodnisz, że piękno nie polega na głodzeniu się i robieniu z siebie jakiegoś cholernego szkieletora, bo wizyta w agencji modelek to dziś ostatnia rzecz na naszej liście:"Co jeszcze zrobić przed śmiercią".
Caroline prychnęła i rzuciła w nią poduszką.
- Może na twojej- odparła, dumnie wypinając pierś- i nnaprawdę nie rozumiem, czemu nie chcesz spróbować razem ze mną, skoro masz takie predyspozycje.
Nie kłamała. Gdzie się nie pojawiła, Elena Gilbert wzbudzała powszechny podziw. Jędrne piersi, długie do nieba nogi, kształtna pupa i ponętna figura  pozbawiona grama tłuszczu upodabniały ją do modelek "Vogue'a". W dodatku te jej długie wycieniowane, lśniące ciemnobrązowe włosy z refleksami miedzi i czerni oraz filigranowa twarzyczka: malutki, zgrabny nosek, pełne malinowe usta i duże sarnie oczy w kolorze płynnej czekolady czyniły ją niepospolicie piękną. Elena miała w sobie coś niebezpiecznego, jakby szczyptę tajemnicy, doprawioną odrobiną uroczej niewinności i słodyczy, co czyniło ją bardzo ciekawym dla oka okazem.
- Lepiej wyjmij tę swoją magiczną listę- ponagliła przyjaciółkę Elena. W złości często przeklinała ten jej cholerny kompleks władzy i apodyktyczne przeświadczenie, że cały wszechświat powinien funkcjonować według jej planu, spisanego w zielonym, zamykanym na hasło notatniku, jednak dziś dziękowała Bogu za jej zapobiegliwość, bo zapamiętanie tego wszystkiego graniczyło z cudem.
- Plan na dzisiaj: trzeba rozliczyć się z właścicielami tego mieszkania i podpisać umowę najmu- przeczytała Caroline- do 15:00 mamy czas, żeby donieść ostatnie papiery na uczelnię. Rozmowę w sprawie pracy mam umowioną na 16:30, natomiast o 17:00 przyjeżdża Matt, więc sama będziesz musiała odebrać go z lotniska...
- Nie ma problemu, będziemy mieli okazję nadrobić stracony czas- Elena posłała przyjaciółce olśniewający uśmiech a ta tylko przewróciła oczami.
- Żebyście tylko nie przeholowali- blondynka pogroziła jej palcem- po waszym ostatnim zerwaniu ledwie się pozbierał.
- Caro!- zawołała dziewczyna z oburzeniem- Matt to mój przyjaciel i nie wyobrażam sobie... Minęły trzy lata!
- Tak, jasne- Caroline przewróciła oczami- dla ciebie AŻ  trzy lata, dla niego TYLKO trzy lata. Jak myślisz, co sprawia, że od tamtego czasu nie zaangażował się w żaden poważny związek?
- Daj spokój, byliśmy tylko parą dzieciaków i zwyczajnie to, co było między nami się wypaliło. A właściwie to niezupełnie, bo przerodziło się w najcudowniejszą przyjaźń o jakiej mogłam marzyć- wyjaśniła Elena chyba po raz setny, jeśli liczyć przemijające właśnie wakacje. Caroline nie mogła się pogodzić z tym, że przyjaciółka, mimo takiego powodzenia, reagowała na mężczyzn niemal alergicznie. Co prawda lubiła flirtować i rozmawiać na płaszczyźnie przyjacielskiej, jednak na poważny związek nie zdecydowała się od czasu, gdy dwa lata temu musiała pożegnać swoją wielką miłość i wcale nie chodziło tu o Matta Donovana. Naprawdę jej wtedy współczuła, gdy roniła łzy nad  swoim oprawionym w skórę pamiętnikiem i pocieszana przez przyjaciół starała się żyć dalej i pokazać, jaka jest silna. Przez prawie trzy miesiące próbowała utrzymywać kontakt ze Stefanem jako jego przyjaciółka, ale i to nie zdało egzaminu. W końcu oboje dali się pochłonąć własnemu życiu- ona jako licealistka, on jako student. Czemu się tu dziwić? Przecież miłość na odległość prawie nigdy się nie sprawdza.
- Jeśli nie chcesz być z Mattem, to musimy ci znaleźć jakiegoś przystojniaka- zawyrokowała nieprzejednana Caroline- na kampusie na bank znajdzie się wiele ciasteczek...
- Najpierw musimy się tam dostać- przypomniała jej brunetka trzeźwo, ze zniecierpliwieniem zerkając na zegarek- zbieraj się, jest 10:30 a przecież wiesz, jakie niedługo będą korki... Możemy nie zdążyć.
- Idę już, idę- mruknęła dziewczyna, sięgnęła po samochodowe kluczyki i ruszyła za przyjaciółką.
***
Uregulowanie należności z właścicielami mieszkania i podpisanie umowy przebiegło całkiem sprawnie. Po ustaleniu wszelkich szczegółów dziewczyny udały się na kampus, gdzie z powodu ogromnego korka ulicznego wpadły zdyszane dziesięć minut przed zamknięciem, niemal rzucając zdziwionej sekretarce plik starannie złożonych dokumentów. Potem, wielce z siebie zadowolone udały się do pobliskiej kawiarki, chcąc uczcić swój mały sukces. Ostatecznie miały jeszcze półotrej godziny do rozmowy kwalifikacyjnej Caroline i dwie do przyjazdu Matta, a po tak intensywnym dniu potrzebowały chwili relaksu.  Jednak dokładnie w momencie, gdy otrzymały zamówione capuccino i porcję szarlotki rozdzwonił się telefon Eleny. Dziewczyna spojrzała na wyświetlacz i zachłysnęła się upitą właśnie kawą. 
- Salva-Tower- syknęła i nacisknęła zieloną słuchawkę. 
- Tak, słucham?
-  Mówi Damon Salvatore, prezes Salva-Tower Fashion- odezwał się mężczyzna po drugiej stronie aparatu a Elena od razu zauważyła tę mroczną,zmysłową nutę w jego głosie, która sprawiła, że na sam jego dźwięk ogarneły ją dreszcze- czy dodzwoniłem się do pani Eleny Glbert?
- Ta...Tak- odparła niepewnie. 
- W takim razie mam przyjemność panią zawiadomić, że dziś o godzinie 16:00 odbędzie się wstępne przesłuchanie wszystkich kandydatek, ubiegających się o stanowisko mojej asystentki. Liczę, że i pani się na nim pojawi, o ile oczywiście wciąż jest pani zainteresowana.
Elena zerknęła na zegarek. Była godzina 15:10. W myślach obliczyła odległość między kawiarnią, w której się znajdowała a firmą, do której miała się udać. 
- Oczywiście- powiedziała, zrywając się z miejsca i ignorując kompletnie zdziwione spojrzenie przyjaciółki popędziła do zaparkowanego nieopodal samochodu dziękując Bogu, że wciąż przetrzymywała w bagażniku zapasowe ubrania, właśnie na wypadek takiego niespodziewanego "zwrotu akcji". Chwilę kotłowała się na tylnym siedzeniu a dwie minuty później po czarnych, opinających jej smukłe nogi rurkach i połyskliwej bluzeczce nie zostało śladu- dziewczyna zamieniła je  na kremowe szpilki, i białą koszulę z głębokim dekoltem, wpuszcząną w czarną, ołówkową spódnicę.
- Słuchaj, nie obrazisz się, jeśli ukradnę ci auto?- zagadnęła przyjaciółkę, którą wpatrywała się w nią osłupiała- wiesz, jak bardzo zależy mi na tej pracy a piechotą na pewno nie zdążę... 
- W porządku- odparła dziewczyna, podając jej kluczyki- mam tyle czasu, że na pewno się nie spóźnię. Powodzenia. 
Elena uśmiechnęła się z wdzięcznością i po chwili odjechała z piskiem opon. 
Już na samym początku zrozumiała, że szczęście ją opuściło. W połowie drogi utknęła w korku i tak podróż, która mogłaby trwać pół godziny przeciągnęła się do czterdziestu minut. Śpiesząc się przebiegła przez ulicę nieprzepisowo i niemal przypłaciła to życiem- usłyszała jedynie pisk opon, sygnalizujący rozpaczliwe hamowanie a potem straciła równowagę, powalona czyimś ciężarem, ledwie metr od miejsca, gdzie wcześniej stała a które właśnie przejechał czarny van, zatrzymując się gwałtownie. Serce waliło jej jak oszalałe a do jej nozdrzy dotarł zmysłowy, męski zapach, ale nie miała czasu się nad tym zastanawiać, gdy z vana wysiadł kierowca, wymachując na nią pięściami i wyklinając od najgorszych. Całą sytuację załagodził jej zbawca a następnie pomógł jej podnieść się z ziemi i sprawdzał, czy nic sobie nie złamała, jednak ona była zbyt zszokowana, by cokolwiek z tego do niej dotarło. Czuła tylko jego delikatny dotyk i widzała te niesamowite zielono-niebieskie oczy o głębi, w której bez dwuch zdań można było zatonąć. 
- W porządku?- spytał zmysłowym głosem, przytrzymując ją w obawie, że z tych emocji mogłaby zasłabnąć. 
- Tak... Ja dziękuję- odparła próbując zapanować nad oddechem i ku jego zdziwieniu wyrwała się z jego uścisku i biegiem ruszyła w kierunku gmachu firmy. A mężczyzna patrzył za nią. Na jego ustach pojawił się zawadiacki uśmiech, gdy również zniknął za oszklonymi drzwiami siedziby Salva-Tower Fashion. 
***
 Gdy w końcu wbiegła spóźniona do firmy, uprzednio informując ochroniarzy kim jest i odbierając plakietkę ze swoim nazwiskiem zastała cały długi wianuszek podobnych jej, pieknych, szykownych młodych dziewcząt, ubiegających się o to samo stanowisko. Elena westchnęła ciężko i ulokowała się w końcu korytarza, z dala od tych wścibskich, nienawistnych spojrzeń. 
Minęło pierwsze dziesieć minut a narazie rozmowę przeszła jedna z piętnastu innych kandydatek. Elena była szesnasta i zaczęła się naprawdę denerwować, gdy piękna blondynka wybiegla z gabinetu prezesowskiego z płaczem. Kolejne dwadzieścia minut i Elena miała o jedną konkurentkę mniej. Nie zapowiadało się zbyt ciekawie. Nie mogąc znieść tej bezczynności dziewczyna zagadnęła pierwszą osobę, która przeszła obok, najwyraźniej bardzo spiesząc się do swoich obowiązków. 
- Przepraszam, gdzie znajdę bufet?- zapytała a śliczna mulatka z bardzo przyjaznym uśmiechem wskazała ręką na drugi koniec korytarza.
- Prosto i na lewo, trafisz za zapachem kawy, mielonej przez naszą wspaniałą bufetową- poinstruowała ją a Elena podziękowała jej z uśmiechem i natychmiast podążyła we wskazanym kierunku. Rzeczywiście już od progu czuć było wspaniały aromat kawy a widok tych wszystkich ludzi, rozmawiających i co jakiś czas wybuchających śmiechem sprawił, że nagle całą sobą zapragnęła stać się częścia tego zgranego zespołu. 
- Poproszę czarną kawę, bez cukru- zwróciła się do bufetowej, wysokiej szatynki o elfiej twarzy, która probowała okiełznać panujący tu charmider.
- Będziesz musiała chwilę poczekać- powiedziała, uśmiechając się przepraszająco do kolejnego, natrętnego kolegi z pracy, żądającego piernika i francuskich rogalików. Elena obejrzała się za siebie, ale przypominając sobie ilu ludzi dzieli ją od rozmowy z prezesem pokiwała głową zapewniając, że nic się nie stało. 
- Może ci pomóc?- zagadnęła, widząc jej rozsnące zdenerwowanie. Dziewczyna zaprzeczyła energicznym ruchem głowy, jednak Elena to zignorowała i już po chwili z tacą w ręku obsługiwała kolejnych klientów a być może już wkrótce swoich współpracowników. 
- Elena Gilbert, staram się o posadę asystentki prezesa- przedstawiła się dziewczyna, gdy po raz któryś z kolei wróciła za ladę po tacę z zamówieniem. 
- Ach, to tłumaczy ten twój zapał do pracy- bufetowała zaśmiała się perliście, widząc jej zdezorientowaną minę i uścisnęła jej dłoń- Pheobe Tonkin. Jesteś dosyć młoda, jak na asystentke prezesa- dodała konspirancyjnym szeptem- przyznaj się, ile masz lat? 
- Dziewiętnaście- odparła Elena, uśmiechając się z pewną dozą nieśmiałości- skończyłam prywatną szkołę na dziale między innymi ekonomii i biznesu, staram się o przyjęcie na uczelnię i muszę z czegoś żyć... Chcę się sprawdzić. 
- Rozumiem- Pheobe uśmiechnęła się do niej z uznaniem- mam nadzieję, że ci się to uda. 
- Nie dziękuję- mrunęła brunetka a nowa koleżanka puściła jej perskie oko. Elena na chwilę wyszła na korytarz by sprawdzić jak posuwa się kolejka do gabinetu prezesa, widok dziesięciu zdenerwowanych dziewczyn odrobine ja uspokoił. 
- Twoja kawa- Pheobe podała jej parujący kubek a Elena zaciągnęła się tym wspaniałym aromatem i upiła łyk. 
- Wyśmieniła- pochwalila i już wyciągała pieniądze, żeby zapłacić, ale Pheobe powstrzymała ją stanowczo. 
- Pomogłaś mi i dziękuję. To na koszt firmy. 
- Nie wiem tylko, czy firma będzie z tego zadowolona- zażartowała dziewczyna. 
- Z czego zadowolona?- usłyszała tuż przy uchu zmysłowy, uwodzicielski męski głos i przestraszona aż podskoczyła, odwracając się do mężczyzny, stojącego za nią z zawadiackim usmiechem typowego podrywacza, w efekcie czego zawrtość jej kubka wylądowała na jego czarnym, z pewnością bardzo drogim garniturze. Mężczyzna syknął, gdy kropelki gorącej kawy zetkneły sie z jego skrórą, powodując uporczywe pieczenie. 
- Niezdara!- warknął mężczyzna, brunet konkretnie... Niezwykle przystojny brunet, patrząc na ogromną, brązową plamę, która pojawiła się na jego białej koszuli i kremowym krawacie. 
- Przepraszam, przestraszył mnie pan!- pisnęła dziewczyna, czując, że się rumieni. Była pod ostrzałem spojrzeń tych wszsytkich ludzi, których nie tak dawno obsługiwała i to zdarzenie z pewnością nie dodawało jej animuszu.
- Co pani tu w ogóle robi?- spytał mierząc ją wściekłym spojrzeniem. 
W jednej sekundzie Elena odzyskała całą pewność siebie i dumnie uniosła podbródek, wypinając pierś. 
- A pan?
- Poza ratowaniem nieuważnych niezdarnych ślicznotek sprzed kół rozpędzonych samochodów?- zażartował a na jego twarzy znów pojawił się łobuzerski uśmiech. Te rysy twarzy jak u greckiego boga... Te mięśnie, idealnie zarysowane pod białą koszulą, na którą niedbale narzucona była marynarka... Te zmysłowe usta i uśmeich, podczas którego pokazywały mu się dołeczki w policzkach i dodawały mu niemal chłopięcego uroku... A przede wszystkim te niezwykłe oczy... Serce Eleny przyspieszyło gwałtownie, gdy w mężczyźnie, stojącym obok rozpoznała swojego zbawcę. 
- Nie jestem nieuważna a już na pewno nie niezdarna- odparła Elena z pozornym spokojem, siląc się na obojętny ton głosu- spieszyłam się. 
- Tak, to akurat było widać- zironizował jej rozmówca- a skoro już się spotkaliśmy to może powie mi pani chociaż, dokąd się pani tak spieszyła, że wołała pani umrzeć, niż się spóźnić? 
- Staram się o posadę asystentki prezesa- wyjaśniła dziewczyna z nieskrywaną dumą. W oczach jej rozmówcy pojawił się jakiś niebezpieczny błysk. 
- Chodźmy w takim razie- ponaglił ją i niespodziewanie chwycił ją za rękę, prowadząc niczym małą dziewczynkę. A ona, nie wiadomo czemu całkowicie się temu poddała. 
Wprowadził ją do prezesowskiego gabinetu i zatrzasnął za nimi drzwi, zdecydowanie odcinając się od protestów czekających na swoją kolej dziewcząt. 
- A teraz może się wreszcie poznamy- powiedział mężczyzna, niespodziewanie zasiadając za zawalonym papierami biurkiem- Damon Salvatore, prezes S&T Fashion. 

1 komentarz: