czwartek, 25 września 2014

Rozdział 7. Pierwsze rysy...

Miał być wcześniej i dłuższy, ale po pierwsze zabrakło mi czasu a po drugie część treści, która miała się tu znaleźć umieszczę w kolejnym rozdziale, tak będzie rozsądniej xD
Wiem, że część z was może być zawiedziona długością i jakością rozdziału, ale z góry obiecuję poprawę i liczę na szczere opinie, które mi w tym pomogą.
Rozdział dedykuję Bella Trix, która jako jedyna komentuje na bieżąco i wspiera mnie w tej mojej twórczości. Dziękuję kochana, gdyby nie ty już dawno dałabym sobie spokój z tym opowiadaniem :****




Ten dzień, dzień w którym podpisała umowę i została przyjęta na studia był przełomowy nie tylko ze względu na perspektywę stałych dochodów i rozwoju a nawet nie dlatego, że powierzyła swojemu wiarołomnemu szefowi swój największy sekret.
To tego dnia, po przyjściu do domu jak co wieczór sięgnęła po pamiętnik a tam, po raz pierwszy pozytywnie, napisała o Damonie Salvatore.

"Nie jest taki zły, co więcej potrafi być naprawdę sympatyczny i uroczy. Jeszcze nie wiem, co się za tym kryje, ale wydaje mi się, że w trakcie naszej wspólnej pracy nie raz się o tym przekonam. 
Powierzyłam mu swoją tajemnicę. Co prawda nie miałam wyboru, ale jeśli się wygada to wszystko będzie jasne. Narazie żadne z nas nie chce wojny. Musimy współpracować, jeśli chcemy cokolwiek osiągnąć. On wprowadza mnie w tajniki swojego zawodu i służy doświadczeniem a ja go wspieram swoją wiedzą i umiejętnościami. Podpisałam tę cholerną umowę, więc musimy działać wspólnie. Gdy jedno pójdzie na dno, pociągnie drugie za sobą. A ja, szczerze mówiąc, wolę bujać w obłokach niż zbierać się z ziemi."


****

 Jeszcze wczoraj Caroline cieszyła się na myśl o podwójnej randce, ale teraz denerwowała się coraz bardziej. Bała się konfrontacji  z Tylerem, bała się tego, co jeszcze może się wydarzyć. A najbardziej obawiała się, że Lexi i jej przygłupi chłopak zrobią lub powiedzą coś, co zdemaskuje jej misterna intrygę.
Klaus, z którym szła pod rękę jakby instynktownie wyczuwał jej obawy, bo zerkał na nią podejrzliwie i niepewnie. Posyłała mu wtedy nieśmiały uśmiech, ciesząc się w duchu, że nie potrafi przejrzeć jej myśli i poznać prawdziwego powodu jej zmartwień. Nie mógł wiedzieć, że miała wyrzuty sumienia, bo uczciwie rzecz ujmując go wykorzystywała. Zdecydowała się na randkę ze świetnym mężczyzną, żeby zrobić na złość byłemu chłopakowi. Kto normalny w ten sposób postępuje?
Oczywiście znała odpowiedź na to pytanie, choć za nic w świecie nie chciała tego przyznać. Jak miałaby przyjąć do świadomości, że wciąż kocha Tylera, mimo tego wszystkiego co się stało? Zranił ją, oszukał, wykorzystał, zdradził, a ona wciąż nie umiała o nim zapomnieć. Wciąż cierpiała, widząc go z inną kobietą. Wciąż tęskniła za jego głosem, za jego pocałunkami, dotykiem...
- Caroline?- łagodny głos Klausa wybudził ją z zamyślenia. Dopiero teraz zorientowała się, że właśnie wkroczyli do restauracji, w której miała odegrać najważniejsze przedstawienie w swoim całym dotychczasowym życiu i z nerwów zaczęły drżeć jej dłonie. W jej głowie była tylko jedna myśl- nie zbłaźnić się, udowodnić mu, dopiec. Przywołała na twarz promienny uśmiech, swoją dzisiejszą maskę.
Lexi i Tyler już na nich czekali. Wybrali stolik pod oknem, oddalony od wścibskich gapiów, ukryty w cieniu. Przytłumione światło wiszącej na ścianie lampy dawało romantyczny efekt, ale nawet stąd Caroline dostrzegła ich szerokie uśmiechy. Wzięła głęboki wdech i razem z Klausem podeszła do dawnych przyjaciół.
 Oczy Tylera rozbłysły na widok panny Forbes w koktajlowej sukience przed kolano, eksponującej jej wszystkie atuty- zaokrąglone biodra, idealne piersi i smukłe nogi, których pozazdrościć mogłaby jej niejedna modelka. Już zdążył zapomnieć, jaka potrafiła być olśniewająca i piękna a gdy uświadomił sobie, że to cudo już nigdy nie będzie należeć do niego coś, jakiś głęboko ukryty zarys dawnego uczucia, sprawiło mu ból, niczym ukłucie zakorzenionej drzazgi, dającej o sobie znać w najmniej spodziewanym momencie. Mina natychmiast mu zrzędła na widok towarzysza byłej dziewczyny.
Blondynka w myslach zatarłą ręce z uciechy. Dokładnie o to chodziło, jej plan póki co zdawał egzamin w stu procentach. Nieświadomie posłała Lexi pogardliwy uśmiech, gdy Klaus witał się z nią pocałunkiem w dłoń a potem cała czwórka złożyła zamówienia u nad wyraz uprzejmego kelnera. I wtedy zapadła głucha cisza.
Napięcie między nimi możnaby było ciąć nożem. Lexi wbiła błagalne w Caroline, która spuściła wzrok na swoje dłonie, splecione na stole, nerwowo bawiąc się przy tym złotą bransoletką z zawieszką w kształcie serca, którą dostała od Tylera na osiemnaste urodziny. Mimo wszystko nie byłą w stanie jej wyrzucić, pozbyć się jedynego istniejącego dowodu tego, co ich niegdyś łączyło. Po bolesnym rozstaniu w przepływie złości podarła ich wszystkie wpólne zdjęcia z wyjątkiem tych z Mattem i Eleną, usunęła nagrania z telefonu i za wszelką cenę starała się wymazać go ze swojej pamięci, ale tą jedną ozdóbkę, która najbardziej jej o nim przypominała zostawiła mimo, że działała jak sól na jej otwarte jeszcze rany, na złamane serce.
Tyler tymczasem spoglądał na wszystkich wilkiem, Lexi wierciła się na krześle, nerwowo przygryzając wargę a Klaus ze spokojem spoglądał wszystkim prosto w oczy, intensywnie analizując zaistniałą sytuację. Gdy Caroline z entuzjazmem opowiadała mu o podwójnej randce ze swoimi szkolnymi przyjaciółmi nie spodziewał się, że wypadnie to tak niezręcznie. Miał wrażenie, że to wszystko ma jakieś drugie dno o którym wie każdy, z wyjątkiem jego. Czuł się jak idiota i choć wciąż był Caroline oczarowany zaczynał powoli żałować tego, że zgodził się na to spotkanie. Ci ludzie się znali i mieli jakąś wspolną przeszłość, historię, która najwyraźniej nie była zbyt ciekawa, skoro teraz nawet nie byli w stanie normalnie ze sobą rozmawiać.
Na szczęście w tym momencie podano zamówione dania i cała czwórka zajęła się jedzeniem. Przez dłuższy czas słychać było tylko stukot talerzy i trzask ocierających się o siebie sztućców. To było niepisane usprawiedliwienie panującej ciszy, jednak jak wszystko co dobre tak i posiłek się skończył, rachunek został uregulowany a złe nastroje wciąż się ich trzymały.
- Dobrze- Klaus klasnął w dłonie, zwracając na siebie uwagę towarzyszy- może w takim razie powiecie mi coś o sobie? Czym się zajmujecie?
Caroline spojrzała na niego z wdzięcznością, ale zaraz skupiła się na odpowiedzi Lexi.
"Zasada: gdy wojujesz musisz dobrze poznać wroga"- pomyślała z mściwą satysfakcją i niby to przypadkiem musnęła ramię Klausa tak, by Tyler mógł być bliskim świadkiem ich "czułości". Blondyn uśmiechnął się czując jej subtelny dotyk i niemal instynktownie się do niej przysunął a ją coś zakłuło w piersi. Przebywanie z nim sprawiało jej realną przyjemność i wprowadzało w stan, którego dotąd nie znała, jednak świadomość, że postępuje w ten sposób, że wszystko, co robi i mówi zostało starannie przećwiczone przed lustrem i nic z tego nie jest tak naprawdę szczere skutecznie psuła jej humor.
- Ja mieszkałam tu zanim wylądowałam w Black Lagoon i po prostu wróciłam do domu- mówiła tymczasem Lexi, wybudzając ją z chwilowego transu, w który po raz kolejny tego wieczoru wpadła-Tyler przyjechał tu ze mną- ciągnęła i niemal instynktownie splotła z nim palce na stole- nie chciał  mnie zostawiać, więc razem wynajęliśmy mieszkanie i obecnie szukamy pracy. Ty jest taki kochany...- dodała, całując bruneta delikatnie w policzek a w Caroline aż zawrzało.
- A co dalej?- wysyczała przez zaciśnięte zęby- co planujecie? 
- Osobiście robię sobie rok przerwy a potem pójdę na studia, tylko jeszcze nie wiem gdzie- objaśniła Lexi, zerkając na ukochanego- a Tyler chyba jeszcze sam nie wie, czego chce. Okaże się w praniu jak to mówią.
- A wy?- zagadnął brunet głosem ostrym jak brzytwa- od dawna się spotykacie? Dosyć szybko się pocieszyłaś jak na kogoś, kto cztery miesiące temu tak rozpaczał po naszym rozstaniu a kilka dni temu wylał mi piwo na głowę na samą wzmiankę o związkach.
Serce Caroline drastycznie przyspieszyło na te słowa. Rzuciła szybkie, spanikowane spojrzenie na Klausa, który w sekundę ukrył szok i zaskoczenie, wbijając mordercze spojrzenie w Tylera.
- Po pierwsze myślę, że przydałby ci się kurs dobrych manier- rzekł wyniośle z taka pewnością siebie, że Tylera aż wbiło w krzesło- z kobietą taką jak Caroline rozmawia się grzecznie, jak dżemtelmen- tu ujął dłoń dziewczyny składając na niej czuły pocałunek, przez co całym jej ciałem wstrząsnęły dreszcze a jej policzki zalała purpura- nie wiem, co takiego się między wami wydarzyło, ale nikt nie zasłużył sobie, by kpić z jego uczuć.
- Wszystko w porządku- spróbowała załagodzić sytuację Lexi- to nic wielkiego. Caroline- zwróciła się do blondynki- mieliśmy odnowić kontakty, na nowo się poznać i poznać twoich nowych... znajomych. Naprawdę chcę...
- Nie widzisz, co ona robi?- prychnął Tyler, wchodząc dziewczynie w słowo- próbuje wzbudzić moją zazdrość. Przecież Car nie mogłaby prowadzić się z takim fagasem. To nie w jej stylu.
- Nie twój interes- ucięła Lexi- to miało być miłe spotkanie i nie pozwolę, żeby przerodziło się w farsę...
Ale Caroline już jej nie słuchała, bo jej myśli wciąż zaprzątały słowa Tylera:" próbuje wzbudzić moją zazdrość." Nie mogła mu dać tej satysfakcji, nie tym razem. Korzystając z nieuwagi Klausa w sekundę objęła go za szyję i wpiła się w jego usta. Wyraźnie był w szoku, ale nie potrafił ukryć zadowolenia z takiego obrotu spraw. To miał być tylko krótki, triumfalny pocałunek, jednak zamienił się w nieco dłuższy, namiętniejszy.
Zapomnieli o bożym świecie i obserwujących ich ludziach, skupiając się tylko na tym napięciu, któremu właśnie dawali upust.
Klaus całował cudownie: czule, miękko, idealnie. Caroline nigdy wcześniej nie przeżyła równie intensywnej gry warg i języków, walczących o znalezienie wspólnego rytmu. Gdy odsunęli się od siebie, zdecydowanie zbyt szybko, przez moment wymieniali zaskoczone, zdezorientowane spojrzenia. Caroline czuła jednocześnie euforię i strach, który spotęgował się tylko na widok niewyraźnej miny Tylera, wpatrującego się w nich z ustami zaciśniętymi w cienką linię. Poczucie winy mocno zakłuło ją w pierś, niemal utrudniając oddychanie. Próbowała je ukryć pod płaszczykiem nieśmiałości, jednak gdy ponownie spojrzała Klausowi w oczy i ujrzała, jak iskry w jego własnych powoli gasną, zastąpione przez pustkę jej serce omal nie stanęło. Już wiedział, domyślił się wszystkiego. A ona musiała choć spróbować znaleźć na to słowa wytłumaczenia, pocieszenia. W tej chwili nieważny już był dla niej Tyler, nieważna stała się także Lexi. Mogli myśleć, co chcieli, ale Klaus musiał poznać prawdę...
Lecz gdy tylko otworzyła usta on zdążył wypuścić ją już z objęć i wstać pospiesznie, nawet na nią nie patrząc.
- Przepraszam, ale muszę już iść- rzekł w odpowiedzi na nieme pytanie w oczach dziewczyny Lockwooda- zapomniałem kompletnie dostarczyć do firmy pewien wyjątkowo ważny dokument. Mam nadzieję, że się jeszcze kiedyś spotkamy- dodał z uśmiechem po czym spojrzał na Caroline wzrokiem zarezerwowanym tylko dla niej, pełnym żalu i rozczarowania- żegnam.
Dobrze wiedziała, że to jedno krótkie słowo nie odnosiło się tylko do tego wieczoru a do całej ich krótkiej znajomości. Zawiodła go już na samym starcie i to sprawiło jej realny ból. 
- Klaus...- Caroline spróbowała raz jeszcze z nim porozmawiać, jednak ten ulotnił się z restauracji szybciej, niż ona zdążyła mrugnąć. Zrezygnowała osunęła się na krzesło.
- Spokojnie, jeszcze się zobaczycie- pocieszyła ją Lexi, z niepokojem przypatrując się jej niewyraźnej minie- świetny facet, bardzo do siebie pasujecie. Prawda, kochanie?- zwróciła się do Tylera a ten mruknął coś niewyraźnie w odpowiedzi.
- Ja też już muszę iść. Dzięki za miły wieczór- Caroline zerwała się z miejsca i ocierając łzy pędem opuściła restaurację. Lexi patrzyła za nią z troską. Nie tak wyobrażała sobie to spotkanie. Nie do końca wiedziała, co się właściwie stało, ale zamierzała się tego dowiedzieć. Pierwszym krokiem była rozmowa z pewnym wyjątkowo upartym brunetem.

****

Dotarła do firmy odrobinę spóźniona i już od progu jej uszu doszły odgłosy kłótni. Podążyła za uniesionymi głosami i dotarła pod gabinet dyrektora technicznego, gdzie jej siostra i Enzo toczyli prawdziwą wojnę. Podbiegła do blondynki w chwili, gdy ta miała rzucić się na bruneta niczym rozwścieczona tygrysica i chwyciła ją za ramiona, blokując jej przepełonione furią ruchy. W tym samym czasie między nimi niespodziewanie pojawił się Damon, powstrzymując przyjaciela przed wygłoszeniem kolejnej tyrady na temat "tej furiatki" jak zwykł nazywać Rebekah Mikealson. Mierzyli się na spojrzenia, usiłując się wyrwać swoim "opiekunom". Damon i Elena wymienili bezradne spojrzenia. 
- Co tu się dzieje?- Elena wpatrywała się w nich niczym mroczny anioł zemsty, czekając na jakąś reakcję z ich strony- słychać was w całej firmie, ludzie zatrzymują się na korytarzach, żeby przysłuchać się waszej kłótni. 
- Może mi ktoś wyjaśnić, co tu się wyprawia?- wtrącił Salvatore, głosem nieznoszącym sprzeciwu. Jego charyzma i prezesowski autorytet dały o sobie znać, gdy Mikelason'ówna przygryznał dolną wargę z zażenowaniem a Enzo spuścił wzrok, próbując ukryć targające nim emocje.
- Chodzi o to, że ten błazen jak zwykle spieprzył swoją robotę- rzekła w końcu Rebekah wyniośle, wydymając wargi w charakterystycznym dla siebie wyrazie pogardy- pomylił dane i teraz w szwalni nie mają dość materiałów, by dokończyć prace. Do premiery zostały trzy tygodnie a w takim czasie nie zdołamy sprowdzić  ich z Paryża i Mediolanu i jeszcze uszyć ich na czas. Ja kategorycznie żądam, żebyś go w końcu zwolnił! Jeśli nie, sama będę musiała to zrobić i znów wyjdę na "tę złą"!
- Za późno...- mruknął Marshall ze złośliwym błyskiem w ciemnych oczach, czerpiąc satysfakcję z wściekłości, malującej się w oczach blondynki, ale jedno ostrzegawcze spojrzenie Salvatore'a natychmiast przywróciło go do porządku.
- Spokojnie Bex- szepnęła Elena, gładząc drżące ramię siostry.- wszyscy popełniamy błędy, w końcu jesteśmy tylko ludźmi. Teraz trzeba się zastanowić, jak to naprawić...
- Bex?- brew Enzo uniosła się kpiąco- co, już przeciągnęłaś nową na swoją stronę? Sprytnie...
Tym razem to Elena stanęła na wprost niego, ignorując Rebekah, która wpatrywała się w nią ze zdenerwowaniem modląc się w duchu, żeby przypadkiem nie zniechęciła do siebie jednego z najważniejszych ludzi w firmie.Ukrywając ich pokrewieństwo nie mogłaby jej pomóc, gdyby Enzo lub Damon chcieli ją zwolnić.
Gilbertówna wbiła w Enzo mordercze spojrzenie czekoladowych oczu. Ten niebezpieczny błysk, ten kpiący uśmiech, ta pewność siebie w ruchach i siła oraz odraza w głosie sprawiły, że chyba po raz pierwszy odkąd dowiedział się o ich pokrewieństwie, Damon dostrzegł w Elenie prawdziwego Mikealsona z krwi i kości.
- Jestem tu tylko pracownikiem, nie pionkiem w waszych wewnętrznych sporach- oznajmiła z mocą, która wywołała zaskoczenie Marshalla i przewrotny półuśmiech Damona- myślałam, że to firma profesjonalistów a tymczasem wy licytujecie się jak dzieci. Zamiast skupić się na ratowaniu kolekcji i reputacji marki, wy tak po prostu bawicie się w jakieś przepychanki.
- Zważaj sobie- uciął Enzo, mrużąc oczy w niebezpiecznym grymasie- zmień ton głosu, albo będziemy zmuszeni się pożegnać...
- Po prostu spróbuj to naprawić- mruknął Damon zmęczonym głosem- przyznaj się do błędu i przyjmij do wiadomości... A właściiwe to oboje przyjmijcie do wiadomości, że Elena ma rację. Nikt nikogo nie zwolni bez mojej wiedzy zwłaszcza, jeśli tą osobą miałaby być moja asystentka, czy to jasne?
Rebekah w oszołomieniu pokiwała głową, podobnie jak Elena, która wpatrywała się w niego szeroko otwartymi oczami. Żadna z nich nie spodziewała się, że Salvatore stanie  w obronie dziewczyny, którą jeszcze kilka dni temu osobiście próbował wyrzucić. Rebekah była jednak czujna, czuła, że coś jest nie tak i przyrzekła sobie solennie pilnować siostry na każdym kroku.
Tymczasem Damon wciąż wpatrywał się w Elenę w sposób, który wywoływał u niej dreszcze i nierówny oddech. Lazurowe spojrzenie wbite w czekoladowe tęczówki, jakby oboje hipnotyzowali się nawzajem, rzucając czar uniemożliwiający wykonanie jakiegokolwiek ruchu....
I wtedy pomiędzy nimi niespodziewanie pojawiła się ubrana w elegancką krwistoczerwoną sukienkę i masywne buty na dziesięciocentymetrowych obcasach blondynka.
- Wszędzie cię szukałam kochanie- zaszebiotała Evelyn i wpiła się w usta Damona, brudząc jego wargi szminką, dobraną pod kolor sukienki. Elena odwróciła wzrok, mając przed oczami Salvatore'a z Camille. Obiecała mu milczenie, ale to nie zmieniało faktu, że miała w tym momencie wrażenie, jakby zdradzała swoje ideały i przyczyniła się do nieszczęścia bądź co bądź niewinnej dziewczyny- coś się stało?- dodała Eve, zdziwiona brakiem entuzjazmu w piszczotach ukochanego.
- Będziemy mieli maleńki problem...- zaczął Salvatore ostrożnie, pocierając skronie w geście bezradności.
- Tylko mi nie mów, że chodzi o mój doroczny bankiet, promujący nową kolekcję!- pisnęła Costa, a Rebekah zaśmiała się z kpiną.
- Skąd wiesz, że premiera w ogóle się odbędzie?- prychnęła, wydymając wargi. No cóż, wrażliwością to ona nie grzeszyła.
Evelyn pobladła gwałtownie...

2 komentarze:

  1. Skarbie ,dziękuję Ci bardzo za dedyk :*** cieszę się,że moje komentarze Cię motywują ^^
    Jak już wspominałaś ta kolacja to faktycznie było "coś" .Niezręczna cisza przeplatana złośliwymi uwagami to taka miła atmosfera xD ja nie wiem czemu Caro tak tęskni za tym Tayler'em .. Ale cóż może kiedyś nie był taki chamski ..ale wątpie :p i ten pocałunek aww a było tak fajnie.. No i Klaus się domyślił :( ciekawe jak Car sie teraz wytłumaczy. No mam nadzieję,że nie bedzie sie gniewal jakoś specjalnie dlugo ;) hahaha Bekah vs Enzo te ich kłotnie ;D rozbrajają mnie i postawa Elki taka "Mikealson boss " heh ;) Damon stanął w obronie E wow ciekawe jaki będzie teraz dla niej miły i jak ją uwiedzie ^^ intryguje mnie ta scena na końcu dlatego już czekam na nexta !! I nie przestawaj pisac,Kochana!!! Jeszcze raz dzięki <3 Buziaki ;***

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Twoje komentarze dają mi niezłego kopa przyznaję, choć czasami mogłabyś coś dla odmiany skrytykować, inaczej moje ego niebezpiecznie się powiększy XD
      Musiałam wprowadzić wreszcie akcję, teraz powoli wszystko zacznie się zazębiać. Nie chcę, żeby to opowiadanie stało się nudne tylko dlatego, że brak w nim zjawisk nadprzyrodzonych, światowych katastrof, wiecznej miłości i walk na śmierć i życie. Zrobię wszystko, żeby ukazać miłość może nie wieczną, ale bezgraniczną, problemy może nie światowe, ale wpływające na losy wielu ludzi, przemiany wewnętrzne itp, itd :P
      To moje takie małe marzenie, by napisać coś oryginalnego, głębokiego i dojrzałego, ukazującego ewolucję bohaterów :D
      Dziękuję za wsparcie, za każdym razem, gdy czytam twoje entuzjastyczne i szczegółowe komentarze wzruszam się. Jesteś wielka :***
      Niedługo pojawi się kolejny rozdział, mam nadzieję, że ci się spodoba :***

      Usuń