poniedziałek, 27 kwietnia 2015

Rozdział 13. Przesilenie.

 Bardzo dziękuję za wszystkie cudowne komentarze, które zmotywowały mnie do  opublikowania tego rozdziału. Jesteście najlepsi  i jeszcze raz przepraszam za tak niewybaczalne opóźnienie (które, mam nadzieję, jednak mi wybaczycie;****). Wiem, że jedna z moich anonimowych komentatorek niedawno pisała teksty gimnazjalne. To wielka sprawa i w imieniu swoim oraz reszty naszej blogerowej społeczności chciałam jej życzyć powodzenia. Wiem, że z tym również się spóźniłam, ale trzymałam za ciebie kciuki i mam nadzieję, że z tym angielskim i matmą poradziłaś sobie równie dobrze jak z pozostałymi przedmiotami, także  myśl pozytywnie i czekaj na wyniki :***  
Oczywiście z przyjemnością zabiorę się za czytanie waszych opowiadań, do których dostałam linki, ale najpierw dokończę rozdział na moim nowym blogu Klik (nowa notka powinna pojawić się najpóźniej w środę xd) i być może uda mi się jeszcze napisać kolejną część "Jesteśmy złem, które czyni Dobro". 

W tym miejscu muszę po raz kolejny podziękować za każdy komentarz, nawet ten przykry ;) Nie chciałam tego rozdziału nikomu dedykować, bo wszyscy jesteście równie  wspaniali i napełnia mnie dumą świadomość, że mam takich niezwykłych, ciepłych i oddanych czytelników. Wczoraj jednak stwierdziłam, że powinnam wyróżnić pewną osobę, której komentarz z jednej strony mnie rozśmieszył, z drugiej zasmucił a z trzeciej (trochę dużo tych stron xD) zastanowił i to poważnie. 
Victorio Quinn, musisz wiedzieć, że ja naprawdę szanuję twoje zdanie pod warunkiem, że potrafisz je odpowiednio wyrazić (bo musisz przyznać, że określenie iż "gówno mam na tym blogu" nie było zbyt elokwentne i jestem pewna, że stać cię na więcej) oraz uargumentować i liczę na to, że jeśli to przeczytasz tym razem postarasz się trochę bardziej rozwinąć i (podobnie jak ja przy twoim opowiadaniu ) zwrócić uwagę na moje błędy i na to, co ci się w danym rozdziale bądź w całym opowiadaniu nie podoba. Krytyka pomaga stawać się lepszym a ja jak najbardziej chcę doskonalić swój warsztat, ale żeby to zrobić muszę wiedzieć, gdzie popełniam błędy ;) 

A tymczasem zapraszam do czytania :****


- Klaus- szepnęła Caroline, spuszczając wzrok. Teraz, gdy w końcu stanęła z nim twarzą w twarz, przygotowane wcześniej przemówienia wyparowały jej z głowy. Jego przeszywające spojrzenie wywołało przyspieszone bicie jej serca. Nie mogła pozbierać myśli a co dopiero wypowiedzieć ich na głos.
- Co tu robisz?- spytał a jego głos przeciął powietrze niczym  najostrzejszy nóż. Caroline skuliła się w sobie.
- Ja... Chciałam tylko...- zaczęła, ale Klaus jedynie pokręcił głową z niedowierzaniem. 
- Po prostu stąd wyjdź- zagrzmiał a dziewczyna aż podskoczyła w miejscu- to moja firma i nie życzę sobie tu twojej obecności.
W niebieskich oczach Caroline stanęły łzy. Co ona sobie w ogóle wyobrażała? Przecież to jasne, że ktoś z taką klasą będzie miał za nic jej mizerne tłumaczenia. Nie chciał ich nawet wysłuchać i wcale mu się nie dziwiła- już raz zmieszała go z błotem, igrając z jego uczuciami a on miał w sobie tyle dumy i godności, by nie pozwolić, aby to się powtórzyło.
Caroline oblała się szkarłatnym rumieńcem i łykając gorzkie łzy odwróciła się z zamiarem odejścia. Jej wzrok padł na uśmiechającą się kpiąco blondynkę i nagle wszystko do niej wróciło. W nagłym przypływie odwagi odwróciła się na pięcie i po raz pierwszy od tygodni spojrzała Klausowi prosto w oczy.
- Rozumiem, że nie chcesz rozmawiać o naszych prywatnych sprawach, ale to, o czym chcę ci powiedzieć dotyczy firmy, którą podobno tak kochasz- powiedziała stanowczo, z powagą godną prawnika podczas rozprawy dotyczącej morderstwa.
W oczach obcej blondynki błysnęły iskierki strachu.
- Żartujesz sobie?!- warknął Klaus, tracąc swoje pozorne opanowanie- Nie mam ochoty słuchać rad od osoby kompletnie niekompetentnej. A teraz wynoś się, albo sam cię wyrzucę!
- Pożałujesz tego- rzekła ze smutkiem i nie mówiąc już nic więcej po prostu odeszła.
Klaus spojrzał na swoją pracownicę, która patrzyła za panną Forbes z wyraźnym rozbawieniem.
- A ty wracaj do pracy Camille- warknął, łypiąc na nią spode łba- zanim ciebie też stąd wyrzucę.

**** 
Elijah właśnie zajmował się jakimś skomplikowanym rozliczeniem, gdy rozległo się pukanie do drzwi. 
- Proszę- rzekł oficjalnie. Ku jego zaskoczeniu do gabinetu weszła Pheobe z filiżanką parującej kawy w ręku. 
- Nie powinna pani być w bufecie?- spytał, nie podnosząc wzroku znad biurka. 
- Pomyślałam, że przyda się panu zastrzyk energii- odparła z uśmiechem, podchodząc bliżej- trudny dzień?- spytała retorycznie, wskazując ruchem głowy pionową zmarszczkę między jego brwiami. 
Mężczyzna westchnął ciężko i potarł skronie zamyślony. 
- Nie musiałaś się fatygować, naprawdę- powiedział oficjalnie, gdy Pheobe pochyliła się, ostrożnie stawiając przed nim  kawę- ale dziękuję- dodał, spoglądając jej prosto w oczy.

Musiał przyznać, że choć fizycznie dziewczyna nie przyczyniała się do rozwoju kolejnych firmowych projektów to jednak jej poczciwość i życzliwość bywały naprawdę pomocne. Jej oczy mówiły mu wszystko- były szczere i pełne wewnętrznego ciepła.
Choć Pheobe znał od momentu, gdy rozpoczęła pracę jako bufetowa trzy lata temu dopiero niedawno zaczął dostrzegać w niej nie tylko pracownika, ale przede wszystkim człowieka i wciąż go to dziwiło. Nie chodziło ani o jej pochodzenie, ani o jej staż pracy ani nawet o jej miłe usposobienie. W jakiś niewytłumaczalny sposób Pheobe stała się dla niego kimś, kim powinien się opiekować. Była przyjaciółką jego siostry i to wystarczyło, aby czuł się za nią odpowiedzialny. Jej nieśmiałość i nieporadność go bawiły i teraz też nie mógł powstrzymać łagodnego uśmiechu, gdy ujrzał jak cała drży ze zdenerwowania. Oczywiście do momentu, w którym nieopatrznie wylała kawę na jego świeżo zatwierdzone rozliczenia, tym samym niszcząc jego pięciogodzinną pracę.

- Boże, przepraszam, nie chciałam- lamentowała, próbując usunąć szkody za pomocą serwetki, ale to tylko powiększyło brązową plamę, która stopniowo rozmazywała kolejne litery.
- Daj już spokój, to nic takiego- Elijah zagryzł wargi, próbując powstrzymać krzyk- zostaw to, po prostu daj spokój...- powtarzał, próbując jednocześnie zabrać z jej zasięgu rozliczenia, ale ona jakby w ogóle go nie słuchała. Po chwili mokre kartki przedarły się na pół a w dłoniach została im jedynie lepka papka.
Pheobe zakryła dłonią usta a Elijah zacisnął mięśnie szczęki z siłą imadła.

- Wynoś mi się stąd natychmiast nadpobudliwa wariatko!- wrzasnął na całe gardło.
Pheobe skuliła się w sobie a w jej oczach pojawiły się palące łzy wstydu.
- Przepraszam- wyszlochała i wybiegła z gabinetu. Na korytarzu jednak wpadła wprost na Elenę. Zatoczyła się do tył, straciła równowagę i upadła na pupę. Dokumenty, które Elena trzymała w ręku rozsypały się wokół niej i dziewczyna odruchowo skrzywiła się, przyciskając do piersi swoją zabandażowaną rękę, obolałą pod wpływem uderzenia. Zaraz jednak zapomniała o bólu, gdy ujrzała leżącą na ziemi przyjaciółkę ze smugami tuszu na całej twarzy i wstrząsanej spazmami szlochu.
- Co się stało?- spytała Elena zszokowana widokiem roztrzęsionej Pheobe.Ta jednak tylko pokręciła głową, zanosząc się niepowstrzymanym szlochem.
- Jestem głupia, to się stało!- krzyknęła, zwracając tym samym na siebie uwagę wszystkich przechodzących korytarzem współpracowników- i właśnie straciłam pracę!- dodała łamiącym się głosem.
- Co?!- tym razem to Elena podniosła głos- Co ty mówisz? Pheobs?
Ale dziewczyna już jej nie słyszała. Zanim Elena zdołała choćby mrugnąć Pheobe podniosła się z podłogi, w szaleńczym tempie pognała korytarzem przed siebie i zniknęła za rogiem.
Elena patrzyła za nią oniemiała. W tej chwili wszystkie firmowe problemy zeszły na dalszy plan a dokumenty, które miała dostarczyć bratu do podpisu straciły znaczenie. Pheobe wybiegła z jego gabinetu roztrzęsiona, więc jasne było, że cokolwiek się wydarzyło miało ścisły związek z pewnym wyjątkowo upartym, powściągliwym, zapracowanym i okropnie nadętym dżentelmenem.
Brunetka tak była pogrążona we własnych myślach, że z ledwością zauważyła Alana, asystenta Klausa, który zebrał rozsypane po podłodze dokumenty i wręczył jej ze służalczym uśmiechem a ona podziękowała mu cicho, głośno przełykając ślinę po czym zacisnęła szczękę z siłą imadła i z szybkością błyskawicy pognała w stronę pokoju numer czterysta pięć.
Elijah właśnie z kwaśną miną zapierał ogromną brązowa plamę na swoim nienagannym zwykle, szarym  garniturze, gdy wpadła do jego gabinetu, rzucając po drodze dokumenty na biurko. Mężczyzna podniósł na nią wzrok, zdziwiony tym nagłym wtargnięciem. Przez dłuższą chwilę mierzyli się na spojrzenia, oddzieleni jedynie biurkiem-kawałkiem wiśniowego drewna, które Elena w tej chwili miała ochotę przeskoczyć, by dopaść gardła brata i potrząsać nim tak długo, aż wreszcie przyzna się do okropności, które spowodowały, że Pheobe straciła nad sobą panowanie i jedynie przez zwykłą przyzwoitość i wzgląd na ich bliskie relacje powstrzymała się przed tym aktem przemocy.
Zamiast tego stała w miejscu, dumna i wyprostowana, promieniująca siłą i gniewem, który wręcz wypływał z niej wartkim nurtem wraz z każdym kolejnym oddechem. Jej oczy ciskały gromy a usta, zaciśnięte w cienką linię drżały delikatnie niczym u dziecka, które lada moment ma się rozpłakać. Jednak Elijah wiedział, że jego siostra daleka jest od popadnięcia w rozpacz i aż skurczył się w sobie. On i jego bracia często przedrzeźniali Elenę i Rebekah, robili im na złość i droczyli się niemal na każdym kroku, jednak w chwilach takich jak ta nawet oni woleli schodzić im z drogi.

- Siostrzyczko, co się stało?-odważył się wreszcie odezwać, gdy doszedł do wniosku, że już dłużej nie zniesie tej uporczywej ciszy.- może przyszłaś mi w końcu wyjaśnić, w jaki sposób złamałaś rękę?- zażartował, by rozluźnić atmosferę, ale nie przyniosło to oczekiwanego rezultatu.
Zamiast odpowiedzieć Elena powolnym krokiem okrążyła biurko i stanęła tuż przed nim, wbijając w niego intensywne spojrzenie czekoladowych oczu, tak bardzo podobnych do jego własnych zwłaszcza teraz, gdy były zastygłe w wyrazie bezwarunkowej wściekłości. Choć Elijah przerastał ją niemal o głowę było w niej coś, co budziło strach i szacunek i to coś sprawiło, że jego mała siostrzyczka urosła w jego oczach.

- Nie "siostrzyczkuj mi tu"- ofuknęła go Elena, odrzucając na plecy ciemne loki gniewnym gestem- moja przyjaciółka wybiega stąd z płaczem a ty masz jeszcze czelność pytać co się stało?
- Ach, więc o to chodzi- westchnął ciężko i osunął się na swój dyrektorski fotel. Dopiero teraz Elena zwróciła uwagę na plamę na jego najnowszym krawacie i szarym garniturze. Wcześniejsza złość tylko się jeszcze spotęgowała, gdy marszcząc brwi zrozumiała sedno całej sytuacji.
- Doprowadziłeś ją do płaczu z powodu kilku szmatek?- wycedziła z powagą i śmiertelnym opanowaniem, które po raz kolejny tego dnia wprowadziły Elijah w osłupienie.
- Tu nie chodzi o "kilka szmatek", jak to elokwentnie określiłaś moja droga- zrugał ją poważnie, poluzowując felerny krawat i w końcu z głośnym, zniecierpliwionym westchnieniem zerwał go z szyi i rzucił na biurko obok dokumentów, które przyniosła mu Elena.
- Więc o co?- zapytała dziewczyna, zakładając ręce na piersi i wydęła wargi w oczekiwaniu. Elijah westchnął po raz kolejny i sięgnął po kosz na śmieci, pokazując siostrze jego zawartość. Elena skrzywiła się z niesmakiem na widok rozgniecionej papki o podejrzanym kolorze.
- Właśnie patrzysz na nasze rozliczenia z tego miesiąca- poinformował ją Elijah- pracowałem nad nimi dzień i w nocy od tygodnia, bo chciałem, żeby wszystko było dopięte na ostatni guzik. Sama wiesz, jaką mamy teraz sytuację w firmie, musimy to jakoś załatwić sami, no chyba że wolisz wmieszać w to ojca...
- Nie!- zaprotestowała Elena gwałtownie- jeśli on się tu pojawi koniec z tajemnicą, normalną pracą i normalnym życiem! Wszyscy pomyślą, że dostałam tę posadę tylko ze względu na nasze pokrewieństwo, dziennikarze się nami zainteresują... Sam wiesz jakie poruszenie on wywołuje, nie chcę brać w tym udziału, nie mogę...
- Eleno, oddychaj, uspokój się- upomniał ją brat delikatnie- dobrze wiesz, że wcale nie podoba mi się ten pomysł z udawaniem twoich przełożonych...
- Jesteście moimi przełożonymi
- Jednak szanuję twoją decyzję- ciągnął Elijah, kompletnie ignorując jej wtrącenie- a biorąc to wszystko pod uwagę tym bardziej powinnaś zrozumieć moją reakcję, gdy bufetowa w jedną sekundę zniweczyła moją ciężką pracę ostatnich dni.
- Bufetowa?- powtórzyła Elena, zaciskając usta w wąską linię.

"Mikealson z krwi i kości"- pomyślał z mieszaniną dumy, podziwu ale i ukrytego lęku, gdy jego mała, kochana siostrzyczka zamaszystym ruchem uderzyła go w twarz z otwartej dłoni. Pod wpływem tego uderzenia jego głowa odskoczyła do tyłu. Czas jakby zamarł w miejscu, gdy Elijah powolnym gestem uniósł dłoń i potarł nabiegły krwią policzek, po czym znów spojrzał na Elenę, mrużąc oczy z wściekłości. Najstarszy z rodzeństwa Mikealson'ów nie należał do osób, które łatwo poddawały się emocjom, żyjąc raczej według zasady: :" tylko spokój nas uratuje", ale Elena Gilbert była mistrzynią w wyprowadzaniu go z równowagi.
- Nie masz pojęcia co zrobiłeś- rzekła Elena wyniośle- napraw to- dodała, po czym opuściła jego gabinet, trzaskając drzwiami.

****

Elena próbowała znaleźć Pheobe, ale Bonnie powiedziała jej, że dziewczyna po prostu poszła do domu zapewniając, że wymówienie prześle e-mailem. Mulatka również się o nią martwiła i próbowała się do niej dodzwonić już od pół godziny, ale za każdym razem włączała się poczta głosowa. 
- Na pewno nic jej nie jest- zapewniła ją Elena z bladym uśmiechem- poradzimy sobie z tym jakoś. Na bank wróciła do domu a jak ochłonie odezwie się do nas. 
- Masz rację- Bonnie pokiwała głową- musimy wrócić do pracy. 
- Właśnie- Elena ścisnęła jej dłoń pocieszająco, po czym odwróciła się na pięcie i ruszyła w stronę biura prezesa. 
Już od progu słyszała krzyki. Zapukała do drzwi gabinetu, ale Damon był zbyt zajęty rozmową z jakąś kobietą, żeby to usłyszeć. Zaalarmowana wzburzeniem, wyraźnie słyszalnym w głosie owej kobiety Elena wśliznęła się do gabinetu niezauważenie i zamarła, zszokowana sceną, rozgrywającą się przed jej oczami. 
Evelyn Costa opierała się o biurko i mierzyła Damona wściekłym spojrzeniem jadowicie zielonych oczu.  Brunet, rozłożony wygodnie w prezesowskim fotelu z rękami za głową, uśmiechał się jedynie ironicznie, mrużąc seksownie oczy. 
- Ty masz pojęcie w jakiej stawiasz mnie sytuacji?!- wrzasnęła Evelyn- kolejne zdjęcia twoje i tej małej suki wyciekły do sieci! Tylko na to spójrz! Wyglądacie jak para zakochanych szczeniaków, w dodatku reputacja naszej firmy cierpi na tych twoich ciągłych wybrykach! Najpierw wyszedłeś na damskiego boksera... Właściwie co ty z nią robiłeś w tym klubie?! Teraz jeszcze te dzikie zabawy na firmowym korytarzu.... Sypiasz z tą dziwką?! 
- Błagam cię, brzmisz na zdradzona narzeczona- westchnął Damon, przewracając oczami. 
- Ja JESTEM  zdradzaną narzeczoną!
- Proszę cię, przecież oboje wiemy czemu ma służyć ta farsa- westchnął Damon zniecierpliwiony- wyluzuj Eve chyba że chcesz wyznać wreszcie prawdę o tym, że nasz związek tak naprawdę nie istnieje.

Elena zakryła usta dłonią, gdy z jej gardła wydobył się cichy, mysi pisk. Dopiero teraz zwróciła na siebie uwagę prezesa i jego narzeczonej... A może nie narzeczonej? 

- Co ty tu robisz mała zdziro?- warknęła Evelyn, wbijając w nią ostre niczym ostrze noża spojrzenie.




















niedziela, 19 kwietnia 2015

Wybaczcie ;(

A ja tu po raz kolejny wstawiam post, który nie jest nowym rozdziałem., Przepraszam ;( Właściwie nie pisałabym tej notki, gdyby nie komentarze, które znalazłam, przeglądając pocztę w telefonie.

Jak to mówią jak nie urok to ból zęba... A tym przypadku raczej gardła, głowy i mięśni. Jestem chora i w ciągu ostatnich kilku dni (tj. od czwartku) nie miałam  siły zwlec się z łóżka i zmusić się do dokończenia tego rozdziału, dlatego trochę sobie jeszcze nie niego poczekacie. Naprawdę mi przykro, bo myślałam, że jednak uda mi się go wstawić w tym tygodniu. Przepraszam, że znowu was zawiodłam. Postaram się to nadrobić, gdy tylko gorączka spadnie mi poniżej 38 stopni (w tej chwili  utrzymuje się raczej na poziomie 38,8 stopni), bo póki co nie jestem w stanie myśleć o czymkolwiek innym niż ciepłe łóżeczko, w którym się obecnie wyleguję i nawet napisanie tej krótkiej wiadomości kosztuje mnie sporo energii zwłaszcza, że ledwo patrzę na oczy.

Mam nadzieję, że mnie zrozumiecie i nie skreślicie definitywnie tego bloga, bo rozdział pojawi się na pewno, tylko trochę później.

Przepraszam raz  jeszcze, pozdrawiam was serdecznie, całuję cieplutko i życzę zdrowia... tak tak, wiem że bredzę, więc już lepiej skończę zanim zbłaźnię się całkowicie ;***


poniedziałek, 13 kwietnia 2015

Ważne Informacje ;***

Nie myślcie, że zapomniałam o tym blogu. Wręcz przeciwnie, niedługo pojawi się nowy rozdział zarówno tu jak i na "Jesteśmy złem" oraz "Only the Most Weak will get Drowned". Dzisiaj nauczyciele już oficjalnie wystawili oceny końcowe, więc mogę wreszcie odetchnąć i wrócić do pisania :d

Dziękuję bardzo wam wszystkim za pamięć, za wsparcie i te cudowne komentarze, które tylko leją miód na moje serce;** Wracam tu tylko dla was ;D