środa, 31 grudnia 2014

Rozdział 12. Skandal

Wiem, że rozdział miał się pojawić już kilka dni temu i bardzo was przepraszam za to opóźnienie ;(  Ciągle coś zmieniałam i wciąż nie jestem zadowolona- ciągle mi tu coś nie pasuje.
Ehhhh... Mogę tylko liczyć na waszą wyrozumiałość xD



P.S Tworzę nowego bloga (historia nie związana z żadnym serialem ani filmem, która od jakiegoś czasu chodziła mi po głowie) i w związku z tym mam do was zasadnicze pytanko: który z nich bardziej pasuje na "bad boya"- seksownego, zabawnego, niepokornego?




1.

CZY




 2.      


W komentarzach podajcie numerek (1 lub 2). Z góry dziękuję za pomoc :*****


P.S 2 
Postanowiłam dokończyć opowiadanie, które niegdyś spisałam na straty. Może część z was kojarzy historię Draco i Hermiony, którą jakiś czas temu pisałam? Postanowiłam przenieść ją na bloggera i jeśli spotka się z zainteresowaniem czytelników i komentatorów na pewno ją dokończę ;) 

SERDECZNIE ZAPRASZAM ;****

http://drink-my-soul-take-my-pain.blogspot.com/


Elena przygryzła dolną wargę i spuściła głowę pod oskarżycielskim spojrzeniem przyjaciółki. Tym razem nawet pokrzepiający uśmiech Matta w niczym jej nie pomógł.

- Nie masz nam nic do powiedzenia?- Caroline pokręciła głową z niedowierzaniem- nie no, ty jesteś niesamowita!
- Co niby miałabym ci powiedzieć?!- westchnęła Elena, siląc się na obojętność- nie rozumiem o co ci chodzi.
- Oczywiście- prychnęła blondynka, uśmeichając się złośliwie- a to, że twój szef ma tak samo na nazwisko jak twój były chłopak wcale nie miało wpływu na twoją chęć pracy w tej firmie. Teraz już rozumiem, dlaczego tak bardzo ci na tym zależało.
- Popadasz w paranoję- wycedziła brunetka przez zęby- z nudów tworzysz teorie spiskowe. To chore.
- Elena, przyznaj to w końcu!- Caroline wyrzuciła ręce w górę, sfrustrowana- nie uporałaś się ze Stefanem i liczyłaś, że go tu spotkasz! Ot, cała tajemnica!
- Wiesz co?- zaczęła Elena, zagryzając wargi z wściekłości- miałam naprawdę pechowy dzień. Jestem obolała, zmęczona i wściekła, więc lepiej pójdę spać, zanim się naprawdę pokłócimy- dodała, wyłączyła kuchenkę, na której kilka minut temu chciała zagotować wodę na herbatę i ruszyła do swojego pokoju.
- Jeszcze z tobą nie skończyłam!- zawołała za nią Caroline, ale Elena prychnęła tylko z niedowierzaniem.
- Lepiej nawet nie zaczynaj- poradziła z kpnią- nie radzisz sobie z własnym życiem, więc odczep się od mojego.
Caroline zamarła, zszokowana i natychmiast oblała się szkarłatnym rumieńcem a Elena zaśmiała się gorzko.
- Dobranoc- rzuciła przez ramię i zatrzasnęła za sobą z drzwi z taką siłą, na jaką pozwalała jej jedyna sprawna ręka.

Caroline spojrzała na Matta, który do tej pory milczał jak zaklęty.

- Miała trochę racji- przyznał chłopak, gdy podchwycił jej spojrzenie.

Blondynka wywróciła oczami i po chwili zniknęła za drzwiami swojego pokoju, donośnie trzaskając drzwiami, zupełnie jak Elena chwilę wcześniej.
Matt wzniósł oczy do nieba.

"Właśnie rozpoczęła się apokalipsa"- pomyślał z ponurym rozbawieniem.

****

 Przez cały weekend Caroline i Elena nie zamieniły nawet słowa.Mijały się jedynie w drzwiach łazienki, albo w kuchni podczas codziennego rytuału parzenia herbaty, nie zaszczycając się nawet spojrzeniem. Matt biegał tylko od jednej do drugiej i z powrotem, próbując za wszelką cenę je pogodzić, co wywoływało tylko kolejne kłótnie.
W poniedziałek Elena miała tego wszystkiego po dziurki w nosie i ignorując zalecenia lekarza a nawet własnego szefa punktualnie o dziewiątej stawiła się w pracy.

- Co ty tu robisz?- zdziwił się Salvatore, który właśnie wyszedł z gabinetu, przeglądając stertę papierów, które trzymał w garści- oszalałaś?!- dodał z pretensją, znacząco zerkając na jej zagipsowaną rękę. Mimo tej drobnej niedogodności jak zwykle wyglądała przepięknie i uroczo i Damon zaczął się zastanawiać, jakim cudem udało jej się założyć tę fikuśną, obcisłą sukienkę w czarno-białe poziome paski. Musiała być naprawdę wygimnastykowana...
- Przyszłam ci pomóc- odpowiedziała i sięgnęła po część dokumentów, które trzymał, ale ku jej zaskoczeniu mężczyzna syknął na nią niczym rozwścieczony kocur i stanowczo się odsunął.
- Chyba żartujesz- prychnął, wyginając wargi w ironicznym uśmiechu- nie chcesz mi powiedzieć, że jesteś na tyle głupia, by w  takim stanie...
- Nie jestem głupia- odparła ostro, mrużąc wściekle oczy- i nie jestem ani umierająca, ani obłożnie chora. Przyszłam do pracy jak w każdy normalny dzień i tak też zamierzam pracować. Czy rozwiałam już wszystkie twoje wątpliwości? Wydawało mi się, że zależy nam na czasie- dodała, znacząco zerkając na papiery, które trzymał w dłoniach.

Znów spróbowała część od niego odebrać, ale Damon tylko ścisnął ją za nadgarstek w zdrowej dłoni i przyciągnął do siebie na odległość pocałunku. Czas zamarł i przez chwilę, krótki moment, nie mogli oderwać od siebie wzroku. Ich oddechy się przemieszały a bliskość przyprawiała o palpitacje serca. Cholera, czy w tym biurze zawsze było tak gorąco?!

- Jesteś tak cholernie irytująco uparta- szepnął Damon ledwie centymetry od jej lekko rozchylonych warg- czy ty na każdym kroku musisz demonstrować swoją niezależność? Zaczynam żałować, że cię zatrudniłem.
- Wcale nie- odparł Elena a w jej oczach pojawiły się złośliwe iskierki, gdy odsunęła się od niego stanowczo- gdyby nie ja już dawno byś zginął.Przyznaj wreszcie, że mnie potrzebujesz i przestań zgrywać zadufanego w sobie snoba.
- Jak w takim drobnym ciałku zmieściło się takie ego?- spytał retorycznie, wydymając wargi a Elena zadrżała pod wpływem jego przeszywającego na wskroć spojrzenia. Damon uśmiechnął się półgębkiem, niechętnie podał jej część swoich dokumentów i ruszył w kierunku głównego sekretariatu.
- Nie waż się tykać komputera- rzucił jeszcze na odchodne- z niesprawną ręką tylko spowolnisz naszą pracę, poza tym  nie chcę tu żadnych więcej wypadków, rozumiesz?

Elena uśmiechnęła się pod nosem, gdy drzwi zatrzasnęły się za nim i zasiadła za biurkiem, biorąc się do pracy.

****


Cztery i pół godziny później Elena miała wrażenie, jakby jej głowa gotowała się do eksplozji. W trakcie weekendu nie spała najlepiej a teraz, pracując pełną parą nabawiła się migreny. Jęknęła cicho pocierając skronie i ruszyłą do pokoju socjalnego. 
Nigdy dotąd z niego nie korzystała, wolała spędzać wolny czas w towarzystwie Pheobe i Bonnie w  bufecie, ale tym razem jednak postanowiła przygotować sobie kubek mocnej kawy i wrócić do skomplikowanego zestawienia rozliczeń za cały ostatni kwartał i kompletowania  niezwykle ważnej listy kreacji, które mają pojawić się na premierowym pokazie, na podstawie materiałów, które dostarczył jej Klaus chwilę wcześniej. 

Elena westchnęła ciężko i podłączyła czajnik do prądu. 

****

Ze świata cyferek wyrwał go jej pełen bólu i złości pisk. Zerwał się z fotela i pognał w kierunku, z którego dochodziły jej mruczane pod nosem przekleństwa. Zatrzymał się przed pokojem socjalnym i zamarł na moment po czym wybuchnął niekontrolowanym śmiechem. 
Elena stała tam, pośrodku wielkiej, brązowej kałuży. Jej biało-czarna sukienka na piersiach przybrała podobny, brudny odcień a wokół walało się mnóstwo potłuczonego szkła.

- Z czego rżysz?- warknęła- może byś mi pomógł?
- No, skoro tak niezależna kobieta prosi mnie o pomoc nie mogę odmówić- zarechotał wesoło i omijając fragmenty szkła, które zapewne jeszcze kilka sekund temu stanowiły zdobiony, zielony kubek Eleny podszedł do niej i bezceremonialnie wziął ją na ręce, ignorując jej protesty. Pod obstrzałem wścibskich spojrzeń innych pracowników ruszył do swojego gabinetu. Elena wierzgała nogami i kopała go, żądając, aby ją puścił, ale w końcu nie wytrzymała i wybuchnęła śmiechem. To naprawdę była komiczna sytuacja. Żadne z nich nie zauważyło nawet, gdy ktoś z szyderczym uśmiechem jawnie wyciągnął aparat i zrobił im serię zdjęć. Zachowywali się jak para dzieciaków, nie jak profesjonaliści na poważnych stanowiskach.

Damon posadził ją na kanapie, stojącej pod ścianą a Elena pacnęła go w ramię zdrową ręką. Minę miała groźną, ale iskierki rozbawienia, tańczące w jej oczach ją zdradziły. 
- Jesteś nienormalny- stwierdziła, próbując zachować powagę. 
- Jestem dżentelmenem- odparł i pod wpływem impulsu przybliżył się do niej, delikatnie ujmując ją pod brodę- nie chciałem, żebyś zraniła się bardziej, niż już to zrobiłaś- szepnął, zerkając znacząco na jej poplamioną sukienkę i zabandażowaną rękę- widzę, że masz do tego talent- dodał, zerkając na jej pełne wargi, które w tej chwili wręcz urosły mu w oczach. Czemu wcześniej nie zauważył, jakie ponętne i zmysłowe były? 

- Muszę zadzwonić- powiedziała Elena pospiesznie i zerwała się z kanapy w momencie, gdy Damon, nie zdając sobie nawet sprawy z tego co robi, miał właśnie zakosztować jej ust. 

Zaklął pod nosem, gdy Elena wybierała numer i czekała aż osoba, do której dzwoniła wreszcie podniesie słuchawkę. 

- Cześć, słuchaj, mam do ciebie ogromną prośbę. 

****

- Mam sukienkę na przebranie, tak jak prosiłaś. Przyniosłem ci  też sałatkę, pomyślałem, że będziesz głodna- powiedział Matt wchodząc do gabinetu prezesa, gdzie Elena tymczasowo pracowała z Damonem. Z dwojga złego lepsze było to, niż praca w otwartym biurze, do którego w każdej chwili ktoś mógł przyjść- z zaplamioną sukienką nie prezentowała się jakoś szczególnie profesjonalnie.
- Mattie!- krzyknęła Elena, zrywając się z miejsca i rzuciła się przyjacielowi na szyję- tak się cieszę, żę cię widzę!
Damon podniósł wzrok znad swojego kalendarza i zmarszczył brwi, obserwując rozwój sytuacji. Elena i ten chłopak, z którym się właśnie ściskała wyglądali na bardzo ze sobą zżytych i brunetowi nie spodobało się ani to, w jaki sposób się do siebie odnosili, ani to, jak na siebie patrzyli a już na pewno nie to, jak się obejmowali. Gorąco mu się zrobiło, gdy Elena z radosnym uśmiechem wspięła się na palce i pocałowała blondyna w policzek.

I w tym momencie do gabinetu wparował Enzo, zapewne z bardzo ważną sprawą, ale gdy zobaczył parę, stojącą pod drzwiami na jego twarzy pojawił się szelmowski uśmiech.

- Pójdę się przebrać- poinformowała Elena swojego szefa, zerkając znacząco na swoją poplamioną sukienkę i chwyciła Matta pod ramię- chodź Mattie,z niesprawną ręką raczej nie uda mi się tego zrobić samodzielnie.
- Cóż, widzę, że twoja wygrana coraz bardziej się oddala- zaszydził Enzo, gdy tylko zatrzasnęły się za nimi drzwi. Damon prychnął z wyższością, mrużąc groźnie oczy.
- Nie licz na to - odparł, nie tracąc rezonu- nie mam zamiaru rezygnować z darmowej buutelki bourbonu- dodał z szatańskim uśmiechem. Enzo pokiwał głową z uznaniem i już więcej nie drążył tematu. Wiedział, że przyjaciel zawsze dostaje to, czego chce i nawet taka uparta cnotka musiała mu kiedyś ulec.
Może, gdyby Enzo głębiej się nad tym zastanowił i wnikliwiej przyjrzał Salvatore'owi dostrzegłby tę niepewność, która czaiła się  jego oczu. Po raz pierwszy w życiu bowiem Damona naszły wątpliwości- po raz pierwszy zaczął się zastanawiać, czy podoła zadaniu, którego sie podjął.

 Rozkochanie w sobie Eleny Gilbert okazało się o wiele trudniejsze, niż wydawało się na samym początku.

****

Nigdy w życiu Tyler nie czuł się bardziej samotny. 

Lexi wyjechała, zostawiła go i poradziła, aby uporządkował swoje życie, lecz jemu zajęło kilka tygodni zrozumienie, o co dokładnie mogło jej chodzić i jak właściwie się za to zabrać. Nie miał przecież żadnych planów, żadnych aspiracji. Żył szybko, z dnia na dzień i nie przejmował się jutrem, ale gdy piękna blondynka zniknęła z jego życia odkrył , jak cholernie puste ono było. Nie miał żadnych wyższych wartości, nic, do czego mógłby się odnieść w trudnych chwilach. Nie miał niesamowitych, czasochłonnych marzeń, które pragnąłby zrealizować, żadnych celów, do których mógłby dążyć. Nie odczuwał potrzeby robienia czegokolwiek i to było w tym wszystkim najbardziej przerażające- jego życie pozbawione było sensu a jemu nawet to nie przeszkadzało. Czy taki stan nadawał już się do leczenia psychiatrycznego? Nie wiedział i tak na dobrą sprawę nie miał kogo się poradzić, wszyscy jego przyjaciele go opuścili, nie bez powodu zresztą. Lexi również wyjechała przez jego głupotę, przez jego upór i dumę, której nie potrafił okiełznać.Związek z nią był tylko kolejnym kaprysem rozpieszczonego dzieciaka i ona doskonale o tym wiedziała. To było motywacją do wyjazdu- rozpoczęła nowe, lepsze życie w którym mogła zacząć realizować swoje największe pasje i zawalczyć o szczęście. Ona poszłą naprzód podczas gdy on stał w miejscu- tym samym od lat. Czuł się jak zagubiony malec pozbawiony opieki i wsparcia.

Zadziwiające jak wielu drobiazgów mu brakowało. Tęsknił za przekomarzankami z Eleną, porannym joggingiem z Mattem i wieczornymi spacerami wokół szkoły razem z Caroline. Tęsknił za wagarami, które urządzali sobie zawsze raz w tygodniu- kradli wtedy wino z kuchni i uciekali do lasu. Brakowało mu ich śmiechu, ich gestów- ściągania brwi, tak charakterystycznego dla Matta, marszczenia nosa i przygryzania wargi, które zawsze kojarzyły mu się z Eleną czy mrużenia oczu, ktore Caroline opanowała do perfekcji. W pewnym momencie doszło do tego, że po nocach śnił o konkursie karaoke, który urządzili kiedyś z Eleną po pijaku, o wspólnych przejażdżkach konnych, wspólnych wakacjach i wspólnej nauce w bibliotece, do której często zmuszała go Elena. To dzięki niej co roku zdawał wszystkie przedmioty na trójki. Pamiętał jeszcze, jak bardzo była zawiedziona, gdy dowiedziała się, że dwójka jej najbliższych przyjaciół to zdrajcy. Ona i Matt byli dla niego jak brat i siostra a Caroline kochał ponad życie, a mimo to wszystko schrzanił a co gorsza przez bardzo długi czas nie odczuwał z tego powodu wyrzutów sumienia. 

Tak, zdecydowanie zasłużył sobie na to, co go w życiu spotkało, ale to nie oznaczało, że nie mógł spróbować znowu. Musiał co prawda zaczynać od zera, od samego początku, ale i tak zamierzał postawić pierwszy, mały kroczek do przodu.

Złożył swoje CV w domu mody Cesar-Chic ubiegając się o posadę fotografa i teraz właśnie zmierzał na rozmowę kwalifikacyjną. Naprawdę potrzebował tej pracy, w końcu dopadła go rzeczywistość- brakowało pieniędzy na czynsz, jedzenie i inne podstawowe środki do życia a poczucie beznadziejności powoli doprowadzało go do depresji. Fotografia co prawda nie była szczytem marzeń, ale znał się na tym a w dodatku miał okazję zająć czymś myśli, poznać nowych ludzi i zarobić całkiem niezlą sumkę, więc czemu nie spróbować? Co prawda początkowo chciał wysłać swoje dokumenty do S&T Fashion, ale po namyśle dał sobie z tym spokój- Cesar-Chic było prężnie rozwijającą się korporacją a poza tym przecież stanowczo obiecał sobie oddzielić przeszłość grubą kreską i już nigdy do niej nie wracać, więc jak miałby pracować razem z dawnymi przyjaciółmi, którzy teraz marzyli jedynie o tym, by zniknął z powierzchni ziemii? 

Na szczęście rozmowa przebiegła bez problemu. Cesar Moskolnikov- chłodny i opanowany blondyn, prezes korporacji okazał się być bardzo konkretnym człowiekiem i już po piętnastu minutach Tyler wyszedł z jego gabinetu z kopią świeżo podpisanej umowy w garści. 

- Witamy w naszym szeregach- zakomunikował Moskonikov z szatańskim uśmieszkiem. 

****

Damon wciąż myślał o tym, czego był świadkiem- czułość między Eleną i tym chłopakiem, Mattem była oczywista zarówno wtedy, gdy go przywitała, gdy pomagał jej się przebrać jak i wtedy, gdy karmił ją sałatką, którą specjalnie dla niej zrobił dziś rano. Elena zachowywała się przy nim inaczej- była wesoła, swobodna, energiczna i pełna życia, jakby sama jego obecność poprawiała jej humor. Przez to wszystko Salvatore nie mógł się na niczym skupić i robił błędy w najprostszych zadaniach.Nawet, gdy Matt opuścił jego gabinet a Elena, cała w skowronkach, powróciła do segregowania wszelkiej możliwej papierologii Damon nie mógł pozbyć się tego nieorzyjemnego ścisku żołądka i ciężaru w piersi. Nie miał pojęcia, czym było to spowodowane, ale jednego był pewien- dłużej wśród tych cyferek i tabelek nie wysiedzi.  Na jego nieszczęście w momencie, gdy zdecydował, że jednak wróci dziś do domu wcześniej i popracuje nad tymi wszystkimi rozliczeniami w domowym zaciszu do jego gabinetu wparowała wściekła jak nigdy Evelyn. 

Machałam mu przed oczami pomiętymi kartkami, krzycząc o skandalu, hańbie i braku profesjonalizmu, ale niewiele z tego wszystkiego do niego dotarło. Początkowo myślał nawet, że kobieta dowiedziała się o jego kolejnym romansie, ale wtedy blondynka rzuciła mu na biurko owe kartki i Salvatore mógł się im przyjrzeć z bliska. Zamarł a cała krew odpłynęła mu z twarzy. 

To były jego zdjęcia z piątkowej nocy. Stał dumnie wyprostowany, niczym mężny wojownik gotowy zginąć za ojczyznę a wokół jego nóg leżeli ci goście, których pobił oraz Elena, spoglądająca na niego z wystarszoną nieszczęśliwą miną. Nagłówek głosił: 

"Damon Salvatore po raz kolejny szaleje. Sławny amant tym razem nie ograniczył się jedynie do przeciwników płci męskiej- postanowił złamać kolejno serce.... Dosłownie" 

- Kurwa- zaklął Damon głośno, kręcąc głową z niedowierzaniem.

****

Caroline zaciskała dłonie w pięści, przemykając korytarzem niczym łania. Naprawdę nie chciała spotkać Eleny, choć przecież nie rozmawiała z nią od kilku ładnych dni. Prawda byłą taka, że przez ten cały czas myślała nad slowami przyjaciółki i wreszcie, choć niechętnie, musiala przyznać jej rację. Zachowywała się tak, jakby znała wszystkie odpowiedzi a przecież sama nie umiałą uporządkować własnego życia. 

"Koniec z tym"- pomyślała twardo, zatrzymując się przed pracownią Klausa-"nie pozwolę, żeby strach i jakieś dziwne animozje decydowały za mnie."

Już miała zapukać, gdy nagle zza uchylonych drzwi doszła ją prowadzona szeptem rozmowa telefoniczna. Pewnie nawet nie zaprzątałaby sobie nią głowy, gdyby nie słowa, które przykuły jej szczególną uwagę.

- To  dopiero początek, ale obiecuję ci, że jak skończymy, on się już nie podniesie- kobieta wydawała się być bardzo usatysfakcjonowana- powoli zaczynam się zastanawiać, czy nie pociągnie całej firmy za sobą..... Tak, wiem, że nie mogę się spieszyć.... Zdjęcia właśnie przesłałam ci e-mailem.... będzie dobrze, tylko trzeba czekać.... Będziemy w kontakcie, pa...- po tych słowach kobieta zakonczyła połączenie i nim Caroline zdołała jakkolwiek zareagować niemal wypadła z pracowni. Caroline cudem uniknęła ciosu drzwiami i stanęła twarzą w twarz z średniego wzrostu blondynką. 

- Kim jesteś?- spytała z wyraźną pretensją w głosie, mrużąc oczy podejrzliwie. Czy to że Caroline podsłuchiwała jej rozmowę było aż takie oczywiste? 

Lecz nim dziewczyna zdołała wymyślić jakąkolwiek sensowną wymówkę między nimi pojawił się Klaus, patrząc na obie z wuraźnym zdziwieniem. 

- Mogę wiedzieć, co tu się dzieje?- spytał ostro. 

Caroline jęknęła w duchu. Naprawdę nie wyglądał na specjalnie zadowolonego. Albo miał taki ciężki dzień w pracy, albo to jej widok popsuł mu humor. Osobiście wolała stawiać na tę pierwszą opcję.


















niedziela, 7 grudnia 2014

Proszę....

Zapraszam do przeczytania historii, którą stworzyłam za namową mojej prawie 17-letniej kuzynki ;)

http://serce-to-muszla-o-pojemnosci-oceanu.blogspot.com/

Wiem, że tematyka może wam się nie podobać (sama nie jestem nią specjalnie zachwycona, ale doszłam do wniosku, że czemu nie xD), ale liczę na to, że jednak przeczytacie chociaż pierwsze rozdziały nim stwierdzicie, że opowiadanie jest  do banii xD

czwartek, 4 grudnia 2014

Zwiastun!!!

Natx z "dark trailer" właśnie stworzyła zwiastun (moim zdaniem genialny ;D) mojego nowego opowiadania. A więc zapraszam do komentowania tu :http://dark-trailer.blogspot.com/2014/12/40-scandalous.html

lub obejrzenia bezpośrednio na youtube: https://www.youtube.com/watch?v=aebMTzh1qnw

Gorąco zapraszam do komentowania- Natx zdecydowanie zasłużyła na duże brawa ;))

niedziela, 30 listopada 2014

Rozdział 11. Przebudzenie

- Elena się odzywała?- zagadnął Matt podczas cotygodniowych zakupów. Caroline pokręciła jedynie  głową i wrzuciła do sklepowego wózka pudełko swoich ulubionych płatków śniadaniowych, jednocześnie niczym radar rejestrując zawartość pozostałych półek. Mieli już zapas pieczywa, rzeczonych płatków, wędliny, jajek, sera i ulubionej kawy Eleny, jednak mimo to blondynka nie miała dosyć- uwielbiała zakupy i to pod każdą postacią.

- Pewnie jest jeszcze w pracy- stwierdziła obojętnie i zerknęła na zegarek- dopiero dziewiętnasta a wiesz, jaki się z niej ostatnio pracuś zrobił- dziewczyna przewróciła oczami.
- A co się dzieje z Tylerem?- spytał ostrożnie. Caroline zamarła z dłonią w pół drogi do półki z herbatami i choć była odwrócona do niego plecami Matt wiedział, że dokładnie w tym momencie po jej twarzy przemknął grymas bólu.
- Niby dlaczego miałby się do mnie odezwać?- udała szczere zdziwienie- prędzej do Eleny, to na jej wybaczeniu zależy mu najbardziej- dodała z goryczą.

Matt zmarszczył brwi, kompletnie zbity z tropu.

- Caro...- zaczął widząc, jak ta znów nerwowo rozgląda się po sklepie- to zabrzmiało tak, jakbyś sądziła, że Elenę i Tylera mogło coś łączyć.

Caroline przystanęła na moment i wzięła jeden, uspokajający wdech.

- To nie tak Mattie- odparła z cięzkim westchnieniem- kocham Elenę i wiem, że nigdy by mnie nie zdradziła. Chodzi o to, że... To zabrzmi okropnie i możesz mnie wziąć za desperatkę, najgorszą przyjaciółkę na świecie, ale...
- No wyduś to z siebie- ponaglił ją przyjaciel. Caroline jęknęła cicho i wbiła wzrok w sklepowy wózek, zapełniony po brzegi ich zakupami.
- Mattie, powiedz mi dlaczego wszyscy ją tak ubóstwiają? Dlaczego wszyscy traktują ją jak księżniczkę? Dlaczego przy niej zawsze wypadam blado? Ty najlepiej powinieneś to wiedzieć, w końcu sam bez przerwy myślisz tylko o niej...

Ku jej ogromnemu zdziwieniu  Matt wybuchnął gromkim śmiechem. Zgiął się wpół, opierając o wózek, żeby nie upaść i śmiał się w niebogłosy. Inni klienci przechodzący obok niego aż przystawali z wrażenia, pukając się w czoło i pomstując nad jego głupotą, ale ten nic sobie z tego nie robił, ocierając łzy rozbawienia, które zgromadziły się w kącikach jego oczu.

- Nigdy nie powiedziałbym- rzekł pomiędzy skurczami przepony- że Caroline Forbes może być zazdrosna o inną kobietę.
- To wcale nie jest zabawne- obruszyła się blodynka, wydymając wargi.
- Och wiem o tym- przyznał Matt, na próżno usiłując się uspokoić- ale musisz przyznać, że gdy taka piękna, mądra, słodka i zwariowana dziewczyna jak ty mówi, że czuje się pomijana jest to jedynie powód do śmiechu.
- Brawo, prawie udało ci się poprawić mi nastrój- mruknęła Caroline a kąciki jej ust delikatnie wygięły się ku górze.
- Przecież mówiłem to wszystko całkowicie szczerze!- zawołał Matt i delikatnie otoczył dziewczynę ramieniem, przytulając do swojego boku- ty i Elena jestecie całkowicie różne- macie inną urodę, inne upodobania, inny styl bycia, inaczej oddziałowujecie na otoczenie. A wiesz, co was łączy? Obie jesteście tak niesamowicie olśniewające, że nie da się was zapomnieć. Mącicie ludziom w głowach, zarażacie pozytywną energią i pach- albo was kochają, albo nienawidzą. I swoją drogą, gdyby nie to, że od lat traktuję cię jak młodszą siostrę sam chętnie bym się z tobą umówił.
- A no właśnie- podchwyciła blondynka- dlaczego Eleny nigdy nie traktowałeś jak młodszej siostrzyczki? Dlaczego się w niej zakochałeś?

Matt uśmiechnął się zdawkowo na wspomnienie pierwszych nastoletnich porywów serca.

- Elena była moją pierwszą miłością niemal od pierwszej chwili, gdy ją tylko zobaczyłem. Myślę, że to kwestia przyciągania, jakiegos połączenia, chemii czy jakkolwiek inaczej to nazwiesz. Jeśli coś takiego nie zrodzi się między dwojgiej ludzi to przecież nie oznacza, że jest to wina jednej ze stron. A jeśli wciąż się tym martwisz to spójrz na tego całego projektancika- poznał was dwie, ale to ty go oczarowałaś. To ty zawróciłaś mu w głowie, od samego początku. Na Elenę ani razu nie spojrzał w taki sposób, jak...
- Chodźmy do kasy- przerwała mu Caroline i spłonęła uroczym rumieńcem.
Oczywiście była zawstydzona, ale nie z powodu słów przyjaciela, lecz wspomnień, które obudziły się w niej na samą wzmiankę o Klausie. Nie rozumiała tego- znała Mikealsona zaledwie od miesiąca z czego przez dwa tygodnie nie odezwał się do niej ani razu, z jej winy oczywiście. Bardzo chciała z nim porozmawiać, wytłumaczyć, przeprosić, ale on nie odbierał od niej telefonów i sprawiał wrażenie wielce zajętego pracami nad najnowszą kolekcją, która zdaniem Eleny była przecież niemal całkowicie skończona. Poczucie winy zżerało Caroline od środka do tego stopnia, że bała się, żę pewnego dnia nie zostanie w niej nic prócz bezużytecznej, wyzutej z wszelkich uczuć skorupy.
Na szczęście w tym momencie eksedientka, stojąca za ladą skończyła kasować ich dzisiejsze zakupy i Caroline musiała przerwać rozmyślania, by skupić się na znalezieniu portfela. Wierzcie lub nie, ale znalezienie czegokolwiek w torebce Caroline Forbes graniczyło z cudem. W końcu, gdy kolejka rozrosła się aż do półek z owocami a zniecierpliwieni klienci odrzchrząkali raz za razem, posyłając dziewczynie groźne spojrzenia Matt zlitował się nad przyjaciółką i śmiejąc się cicho uregulował rachunek.

****

- Naprawdę, na nic lepszego cię nie stać?- zakpiła Elena, przekraczając próg "Pandemonium". Wywróciła oczami, gdy Damon przywitał się z bramkarzem jak ze starym przyjacielem i rozejrzała wokół. 

"Nic nadzwyczajnego"- pomyślała. Bo i rzeczywiście, klub jak każdy inny- piekielnie głośna muzyka, tłum naćpanych i pijanych ludzi, usiłujących tańczyć i udowodnić, że wciąż trzymają się na nogach, alkohol, lejący się strumieniami i ostre dyskotekowe światła. Elena uśmiechnęła się pod nosem. Przecież uwielbiała imprezy, jednak nie zamierzała mu niczego ułatwiać. Damon przywlókł ją tu siłą, używając najpodlejszej z możliwych broni- szantażu. A skoro tak to ona  musiała się postarać, żeby pożałował tej decyzji.

- Dziś rozmawialiśmy więcej niż przez ostatnie dwa tygodnie- wymruczał jej wprost do ucha a ona podskoczyła gwałtownie, gdy jego oddech załaskotał jej delikatną skórę, wywołując niekontrolowane dreszcze, przebiegające wzdłuż kręgosłupa. Damon uśmiechnął się pod nosem tym swoim tajemniczym, znaczącym uśmieszkiem, który tak ją irytował a ona w odpowiedzi zmroziła go spojrzeniem.

- Obiad i tańce? Co chcesz tym osiągnąć, uśpić moją czujność?- prychnęła, wymijając go i podeszła do baru. Obsłużył ją około dwudziestoletni blondyn o krzywych zębach i przyjaznym spojrzeniu jasnozielonych oczu. Elena zamówiła szklankę whysky, nerwowo pocierając skronie.

- Powinnaś być mi wdzięczna.- zauważył brunet, dając barmanowi znak, że zamawia to samo co ona.- zabrałem cię do jednej z najlepszych restauracji w mieście i nie pozwoliłem umrzeć z głodu. Teraz proponuję chwilę relaksu a zważywszy na to, że twój strój, gdy zdjęłaś to przeklęte bolerko, nadaje się na imprezę idealnie nie mogłem przepuścić takiej okazji- dodał, mrugając do niej porozumiewawczo.

W samochodzie przez całą drogę   nie mógł oderwać od niej wzroku. Elena miałą na sobie zwiewną granatowaną sukienkę, marszczoną na piersiach i idealnie podkreślającą jej długie smukłe nogi oraz kremowe szpilki sprawiające, że zrównała się z nim wzrostem. Dzisiaj jej włosy były  idealnie wyprostowane a krótsze kosmyki z przodu zaczesane na lewą stronę, imitując ukośną grzywkę. Odkąd zauważył jak bardzo lubiła eksperymentować z fryzurami Damon notował każdą z tych drobnych zmian i musiał przyznać, że ta dziewczyna podobała mu się coraz bardziej. Przynajmniej fizycznie. Z charakteru bowiem  Elena Gilbert była okropną zrzędą, uwielbiającą oceniać innych przez pryzmat własnej definicji moralności. Od czasu, gdy przyłapała go z tamtą modelką komunikację między nimi ograniczyła do minimum. Bez przerwy posyłała mu zimne, przesiąknięte cynizmem i obrzydzeniem spojrzenia, była chłodna i zdystansowana. Gdy próbował zaczynać normalną, neutralną rozmowę ona reagowała niemal alergicznie, rzucając kąśliwe riposty i dwuznaczne aluzje. Wiedziała, że może sobie na więcej pozwolić i zachowywała się  niczym zdradzona narzeczona, czyli dokładnie tak, jak Evelyn by się zachowywała, gdyby rzecz jasna wiedziała o zaistniałej sytuacji. To doprowadzało go do furii.

Barman podał im zamówiony wcześniej alkohol. Damon zapłacił z nawiązką i  z szelmowskim uśmiechem patrzył, jak Elena opróżnia szklankę jednym haustem, po czym prosi blondyna o dolewkę. Salvatore czym prędzej do niej dołączył i po chwili oboje pili kolejną porcję. Damon pochłonął ją w mgnieniu oka i klasnął w dłonie, uśmiechając się szeroko.

-Widzisz? Wiedziałem, że masz potencjał, tylko trzeba pomóc ci się wyluzować- wymruczał z satysfakcją. Elena zaśmiała się kpiąco i przysunęła się do niego na odległośc pocałunku. Nie była pewna, czy to wina alkoholu, który  szumiał w jej głowie czy może tego, jak jego nieziemskie zielono-niebieskie oczy, zmysłowe wargi, lśniące zaczesane do tyłu włosy i niedbale narzucona koszula, eksponująca imponujące mięśnie jego torsu wyglądają w tym świetle, ale nawet nie chciała się nad tym zastanawiać.

- Nikt nie powiedział, że nie lubię się bawić- wyszeptała, niemal muskając jego wargi swoimi. Napięcie między nimi można by było ciąć nożem, oboje czuli te ładunki elektryczne, które przebiegały pomiędzy ich ciałami i oboje nie mogli spuścić wzroku ze swoich prawie stykających się ust. Ich oddechy się przemieszały: stały się ciężkie, niemal dyszące a przecież trwało to jedynie kilka sekund- ja po prostu nie chcę bawić się z tobą- dodała na koniec, gdy była już pewna, że ten cholerny erotoman zamierza ją pocałować, po czym bardzo z siebie zadowolona odwróciła się na pięcie i dołączyła do tańczących. Z głośników popłynęła piosenka Lady Gagi: "Papparazzie". Nie zwracając uwagi na nic i na nikogo Elena przymknęła oczy i z lubością oddała się muzyce.

 I wtedy to  dostrzegł. Oczywiście wiedział to już wcześniej, ale teraz to dotarło do niego z przerażającą jasnością- Elena była niesamowicie seksowna. Nie w taki bezczelny, niemal wyuzdany sposób jak Evelyn- panna Gilbert była bardziej subtelna, zmysłowa, naturalna.  Jej uroda przyćmiła wszystkie inne kobiety na tej sali a jej blask przyciągał uwagę mężczyzn niczym płomień ćmy, choć ona sama chyba nie bardzo zdawała sobie z tego sprawę. Miała w sobie coś magnetycznego, co sprawiało, że nie można jej się było oprzeć. I pomimo całej jej niemal dzieciecej niewinności Damon dostrzegł lubieżne spojrzenia mężczyn, prześlizgujące się po jej  ciele i rozbierające ją powoli kawałek po kawałku. To obudziło w nim jakieś dziwne, nieznane dotąd uczucie, które spowodowało chęć zaopiekowania się tą nieświadomą swojej siły istotką. Gdy dotrzegł młodego faceta, który z uśmiechem poprosił ją o taniec mocniej zacisnął dłoń na szklance, ale nie interweniował, przecież to nie była jego sprawa. Zamiast tego  popijał swojego ukochanego bourbona z zafascynowaniem obserwując jej zmysłowe, ale przy tym energiczne ruchy.

 Damon niczym radar rejestrował wszystkie jej gesty- widział każdy wymach biodra, każdy uśmiech, błąkający się na wargach, każdy śmiech, każdy podskok... Chyba nigdy w życiu nie był tak świadomy czyjejś obecności. Jego uwadze nie umknęło również  żadne napięcie jej mięśnia, gdy facet, z którym tańczyła gładził jej plecy, muskał linię kręgosłupa, prowadząc ją w dość jednoznacznym tańcu.

- Dosyć tego- warknął Salvatore odciągając ją od jej "partnera", gdy ten niby przypadkiem ścisnął jej pośladek a ona, zamiast zaprotestować, jedynie roześmiałą się perliście.
- O co ci znowu chodzi?- jęknęła znudzona, wyrywając się z jego uścisku. Damon zacisnął wargi w cienką linię, próbując opanować wzbierający powoli gniew.
- Choć raz pokazuję ci, jak to jest być ocenianym przez kogoś, kto nie ma do tego prawa- odparł, uśmeichając się przebiegle- ten taniec był bardzo nieprzyzwoity panienko Gilbert. Nie uważasz, że to poniżej twojej godności?
- Ja w przeciwieństwie do ciebie nie mam żadnych zobowiązań- prychnęła, wzruszając ramionami- a Patrick jest bardzo miły i seksowny, więc jeśli pozwolisz, z chęcią do niego wrócę...- spróbowała go wyminąć, ale Damon złapał ją za nadgarstek i przyciągnął do siebie, zaglądająć głęboko w oczy.
- Myślę, że jestem o wiele lepszym tancerzem- stwierdził, uśmiechając się po nosem.
- Myślę, że nie chcę się o tym przekonać- odparła Elena, wywracając oczami.
- Zawsze mogę cię do tego zmusić...- w oczach Damona pojawiły się diabelskie iskierki.
- A ja mogę cię zmusić do kilku innych, ciekawych rzeczy- stwierdziła dziewczyna- możemy się tak szantażować bez końca, ale prawda jest taka, że żadne z nas nie może wykorzystać sekretu drugiego bez konsekwencji. Ciesz się, jesteś bezpieczny. A teraz daj mi spokój.
- O nie nie, za dobrze się bawię- wymruczał brunet wprost do jej ucha- zatańcz ze mną, w końcu ze mną tu przyszłaś...
- Nie ma mowy- prychnęła, próbując ponownie wyrwać się z jego uścisku.
- W takim razie zawrzyjmy układ- zapronował z przebiegłym uśmiechem- jeśli pokonasz mnie w zawodach picia na czas możesz robić wszystko, co chcesz, wieczór należy do ciebie. Lecz jeśli przegrasz...
- To co?- zapytała natychmiast, mrużąc oczy podejrzliwie. Damon uśmiechnął się szeroko niczym złoczyńca z kreskówek dla dzieci. 
- Jeśli przegrasz spędzisz ten wieczór ze mną- szepnął uwodzicielsko sprawiając, że zadrżała w jego ramionach.
Elena z wahaniem spojrzała w tą nieprzejednaną lazurową toń jego oczu. Nie wiedziała czy to przez wypity alkohol czy z powodu wyznawania, które jej rzucił a którego nie potrafiła sobie odmówić. Tak czy siak ostatecznie uścisnęła jego wyciągniętą dłoń, przypieczętowując umowę.

****

 - Słyszałaś, że Salvatore wywiózł gdzieś Elenę?- zagadnęła Pheobe, popijając świeżo zaparzoną kawę. Bonnie zaksztusiła się kawałkiem rogalika. 
-Kiedy? Dokąd?- wychrypiała. 
- Nie wiem, w całej firmie chuczy od plotek. Podobno ciągnął ją przez cały korytarz a potem wpakował do samochodu i pojechali gdzieś, nie wiadomo gdzie....
- Przepraszam, możesz powtórzyć?- usłyszała uprzejmy męski głos a gdy uniosła głowę napotkała spojrzenie ciemnych oczu Elijah i rozbawiony figlarny wzrok Kola. 

Pheobe zerwała się z miejsca i zarumieniła lekko, poprawiając nieistniejące fałdki na swojej sięgającej połowy uda spódniczce. Kol zaśmiał się pod nosem. Jego elegancki, zawsze opanowany braciszek nie dostrzegał tego co było oczywiste- ta dziewczyna leciała na niego. Była seksowna, ładna i urocza i Kol naprawdę nie pojmował, czemu Elijah postanowił uparcie ignorować jej zainteresowanie, zamiast wykorzystać je i odrobinę się zabawić.  Nieraz żartował, że z takim podejściem pozostanie prawiczkiem do końca życia, ale ten odpowiadał za każdym razem, że kobiety to nie zabawki i nalezy jej szanować a panowanie nad własną żądzą to istota ludzkiej moralności. I gdyby Kola choć trochę owa "moralność" interesowała z pewnością przyznałby mu rację.

- Damon zabrał gdzieś Elenę? I to w godzinach pracy?- powtórzył tymczasem  Elijah a Pheobe skinęła głową. Mężczyzna wyjął telefon, wybrał numer i czekał na sygnał, a gdy zamiast tego usłyszał głos automatycznej sekretarki zaklął siarczyście pod nosem. 
- Czy coś się stało?- zaniepokoiła się Bonnie, widząc jego rosnące zdenerwowanie. Z doświadczenia wiedziała, że zły Mikealson jest gorszy, niż rozpędzone tornado. 
- Chyba powinniśmy...Sprawdzić, czy już wrócili z tego spotkania- powiedział Elijah tajemniczo, zachowując kamienny wyraz twarzy i wymienił z bratem porozumiewawcze spojrzenie. Kol uśmiechnął się pod nosem i zniknął za drzwiami.
- Miłego wieczoru życzę- rzekł Elijah i skinął po królewsku na Bonnie i Pheobe po czym ruszył w ślady młodszego Mikealsona.

Pheobe ze zdziwieniem patrzyła za nim, gorączkowo zastanawiając się, o co mogło im wszystkim chodzić. Niby nic takiego się nie stało, ale dziewczyna czuła, że to ma jakieś swoje drugie dno a sposób, w jaki mówili o Elenie sprawił, że była niemal pewna, że to dotyczy również jej przyjaciółki.

- Zaczekaj!- krzyknęła nim zdążyła się powstrzymac i wypadła za nim  na korytarz. Elijah przystanął i spojrzał na nią zdziwiony. Nie przypominał sobie, żeby kiedykolwiek przeszli na "ty" a Pheobe darzyła go zbyt wielkim szacunkiem, żeby pozwolić sobie na podobne niedociągnięciem. Pod wpływem jego spojrzenia dziewczyna spłonęła szkarłatnym rumieńcem a Mikealson ze zdziwieniem zauważył, że na tle oliwkowej skóry wyglądało to nadzwyczaj urzekająco.
- Panie Mikealson- zaczęła, spuszczając wzrok- czy wszystko w porządku?
- Oczywiście- potwierdził mężczyzna swoim zimnym, oficjalnym głosem-a teraz wybacz, ale wracam do swoich obowiązków...
- Chwileczkę- poprosiła, instynktownie zaciskając palce na jego ramieniu. Elijah drgnął i spojrzał jej głęboko w oczy, porażony ich głębią i inteligencją. Nie potrafił tego racjonalnie wytłumaczyć, przecież pracował z nią tu już od jakiegoś czasu a nigdy dotąd nie pomyślał o niej jak o uroczej i pięknej młodej kobiecie.
Pheobe głośno przełknęła ślinę i powoli odsunęła się od swojego szefa z zakłopotaniem.
- Czy to dotyczy Eleny?- spytała cicho, wbijając wzrok w swoje buty. Jego milczenie wzięła za odpowiedź twierdzącą. Uniosła głowę i posłała mu błagalne spojrzenie- proszę mi tylko powiedzieć, że to nic poważnego. Nie chcę się o nią martwić...
Elijah uśmiechnął się łagodnie. Nie miał pojęcia, że Elena zdołała zaprzyjaźnić się z kimlkowiek w firmie, w końcu było tyle bieganiny wokół nowej kolekcji, że nawet nie miał czasu, żeby z nią spokojnie porozmawiać. Cieszył się jednak, widząc szczere zaniepokojenie w oczach tej dziewczyny. Widział, że naprawdę zależy jej na jego odpowiedzi.
- To nic poważnego, naprawdę- zapewnił ją nadzwyczaj ciepło- nie musisz się martwić- dodał i już chciał odejsć, ale ona ponownie go zatrzymała.
- Nie znam jej zbyt długo i niewiele jeszcze o niej wiem, ale zaprzyjaźniłyśmy się i może na mnie liczyć w każdej sytuacji. Chciałabym, żeby pan o tym wiedział- rzekła poważnie. Elijah zmarszczył brwi.
- Dlaczego?- zapytał z pewną dozą ledwo wyczuwalnego niepokoju. W myślach wyklinał od najgorszzych kretyński pomysł siostry z ukrywaniem ich pokrewieństwa. Przecież dobrze wiedziała, że nikomu nie wyjdzie to na dobre!
- Bo jeśli będzie się coś działo chcę, żeby pan mi o tym powiedział- odparła z rozbrajającą szczerością- chcę, żeby pan wiedział, że można mi ufać bezgranicznie i... że zawsze można na mnie liczyć.

Elijah zamarł, zaskoczony wydźwiękiem tych kilku prostych słów. Odniósł niedoparte wrażenie, że Pheobe nie mówi już tylko o swojej relacji z jego młodszą siostrzyczką.

- Jasne, będę o tym pamiętać- zapewnił ją miękko, po czym wrócił do swoich obowiązków, zostawiając ją samą z rozmarzonym uśmiechem, błakającym się na ustach.

****



- Tak, wygrałam!- zakrzyknęła Elena i odtańczyła dziki taniec radości, przy aplauzie innych uczestników konkursu picia na czas. Siedem szklanek whysky dało o sobie znać: dziewczyna zachwiała się i wylądowała prosto w ramionach rozochoconego Damona, wybuchając perlistym śmiechem.

- Zgoda, wygrałąś wolność- przyznał, motylim gestem odgarniając włosy z jej twarzy. Elena była tak zamroczona, że nawet nie zaprotestowała, co więcej, zachichotała cicho- ale może zlitujesz się nad przegranym i zarezerwujesz dla mnie jeden taniec?- dodał, robiąc oczy szczeniaczka.
- Nie- zaprotestowała rozbawiona, wyrywając się z jego uścisku. Damon uśmiechnął się pod nosem, gdy musiała podeprzeć się o bar, żeby nie upaść.
- No proszę cię- jęknął, udając niewiniątko- proszę, proszę, proszę....
- No dobra- krzyknęła zaraz po tym jak usłyszała kolejne przeciągłe:"proooo". Damon klasnął w dłonie tryumfalnym gestem.
- Ale tylko dlatego, że nigdy dotąd nie usłyszałam z twoich ust tego słowa- zastrzegła i pozwoliła mu się poprowadzić na parkiet. Z głośników dudniła właśnie piosenka "I got it from my mama". Damon prowadził ją odważnie, wywijając nią na prawo i lewo. Elena pod wpływem alkoholu była przezabawna i musiał naprawdę uważać, żeby nie upadła. Dziewczyna cieszłą się jak dziecko, kręcąc biodrami, które on delikatnie muskał, czując ładunek elektryczny, przebiegający pomiędzy ich ocierającymi się o siebie ciałami. To było coś niesamowitego.

I wtedy piosenka się zmieniła na bardziej nastrojową. Część osób zeszła z parkietu, część dobrała się w pary, kołysząć się lekko. Elena i Damon tylko na moment zamarli, bo już po chwili chłopak objął ją w talii, ona oparła dłonie na jego ramionach i zaczęli wirować na parkiecie. Dopiero po sekundzie Elena rozpoznała utwór, płynący z głośników-  "Living in a world without you".

You told me: "My darling
Without me, you're nothing"
You taught me to look in your eyes
And fed me your sweet lies


 Mimo częściowego zamroczenia Elena byłą przerażająco świadoma jego obecności. Jak zahipnotyzowana wpatrywała się w jego oczy, nie mogąc odwrócić od niego wzroku. W tym świetle były błękitne jak nieprzejednana toń oceanu. A ona nieubłaganie i nieodwracalnie schodziła na samo dno. 

Suddenly someone will stare in the window
Looking outside at the sky that had never been blue

Damon delikatnie przebiegł dłonią wzdłuż jej kręgosłupa a ona zadrżała silnie, wnijając paznokcie w jego ramiona. Próbowała zachować między nimi dystans, ale nie było to łatwe, gdy tańczyli tak blisko, że czuła jego zmysłowy zapach.

Ahh, there's a world without you I see the light
Living in a world without you
Ahh, there is hope to guide me
I will survive
Living in a world without you


 Damon obrócił ją w efektownym piruecie a gdy ponownie ją do siebie przyciągnął, była jeszcze bliżej niż poprzednio, zaplatając dłonie na jego szyi. Dziewczyna, zaskoczona, nieświadomie rozchyliła wargi. 


It's time to believe that it came to this
You paralysed my body with a poison kiss
For fourty days and nights I was chained to your bed
You thought that was the end of the story
Something inside me called freedom came alive
Living in a world without you

Kolejny obrót sprawił, że Elena zawisła w jego ramionach, ledwo kilke centymetrów od podłogi. Niemal stykali się wargami, gdy Damon  bardzo powoli powracał do pionu, nie spuszczając przy tym wzroku z jej czekoladowych oczu. 

- Muszę się przewietrzyć- wyjąkała Elena, wyrywając się z jego uścisku i czym prędzej wybiegła z klubu. Damon pokręcił głową zrezygnowany  i ruszył za nią. 

****


Elena oparła się o ścianę klubu, oddychając głęboko. Wciąż czuła zawroty głowy, ale chłodne powietrze otrzeźwiło ją na tyle, że mogła choć spróbować przeanalizować zaistniałą sytuację. Jak mogła być taka głupia, przecież wiedziała, że ten cholerny zadufany w sobie pajac spróbuje wykorzystać jej słabość, ale nic nie zrobiłą, by temu zapobiec. Całe szczęście, że stamtąd uciekła, kto wie, co mogło się wydarzyć!

- Gorąco ci kochanie?- usłyszała a gdy uniosła głowę ujrzała nad sobą dwójkę rosłych mężczyzn, ledwie trzymających się na nogach. Zadrżała silnie pod wpływem ich lubieżnych spojrzeń, bezczelnie prześlizgujących się po całym jej ciele. 

- No pewnie Will, przecież to gorąca laska- zarechotał jego kolega i odgarnął kosmyk włosów, opadający na jej policzek- obserwowałem cię przez całą noc, jesteś niesamowicie seksowna...
- Zostaw mnie- Elena odskoczyła od niego i spróbowała go wyminąć, by wrócić na imprezę, ale facet owinął jej nadgarstek niczym macka ośmiornicy i przyciągnął ją do siebie w gwałtownym pocałunku. 

Elena czuła, jak bezpardonowo wdziera język do jej gardła- smakował wódką i tanim winem. Próbowała krzyczeć, ale głos ginął w jego wargach, które teraz miażdżyły jej usta, sprawiając jej ból. Wyrywała się, kopała, ale jego kolega przytrzymał ją od tyłu, unieruchomiając i nie dająć szansy na ratunek. Czuła ich oślizgłe dłonie, przemieszczające się jej udach, pupie, piersiach, płaskim brzuchu i nic nie mogła zrobić. Łzy bezsilności spłynęły po jej policzakach, ale to tylko rozochociło napalonych mężczyzn.

I właśnie wtedy, gdy straciła ostatnią nadzieję, coś gwałtownie odciągnęło od niej napastników. Wszystko działo się jak w zwolnionym tempie- Elena zachwiała się, zatoczyła do tyłu i legła na ziemię jak długa, niefortunnie amortyzując upadek na lewej ręce. Usłyszała chrupot i poczuła tak silny ból, że aż przed jej oczami stanęły czarne mroczki. Wokół siebie słyszała krzyki,  jęki przepełnione bólem, przekleństwa i groźby, ale nie miała siły, żeby chociaż unieść głowę i sprawdzić, co się dzieje. Po chwili wszystko ustało i poczuła czyjeś ręce, owinięte wokół talii i pomagające stanąc o własnych siłach. Elena spojrzała wprost w zaniepokojone oczy Damona. 

- Co się dzieje?- spytała zaskoczona, patrząc na jej  napastników, leżacych na ziemi w nienaturalnych pozach i ociekających krwią. W oddali brzmiał sygnał zbliżającego się radiowozu a wokół pobojowiska zebrało się sporo gapiów, robiących zdjęcia i szepczących do siebie. 

- Spokojnie, już się nimi zająłem. Nikomu nie zrobią krzywdy- wyszeptał Damon wprost do jej ucha i narzucił na jej ramiona swoją skórzaną kurtkę. Elena jęknęła z bólu, gdy musnął jej lewe ramię. Brunet zmarszczył brwi i zaklął pod nosem. 
- Może być złamana- oświadczył i poprowadził ją ostrożnie do swojego samochodu.- jedziemy do lekarza- zarządził i ignorując jej protesty odpalił silnik, wyjeżdżając na ulicę z piskiem opon. 

****


- Dzięki za podwiezienie- powiedziała Elena, przerywając niezręczną ciszę, która panowała między nimi od kiedy opuścili szpital. 
- Nie dziękuj, w końcu to wszystko moja wina- powiedział, znacząco spoglądając na gips, owinięty wokół jej ręki- powinienem bardziej cię pilnować. Takiej ślicznotki nie można zostawić samej nawet na pięć minut. 

Elena spuściła wzrok, próbując ukryć rumieniec, który pojawił się na jej twarzy pod wpływem jego komplementu i tego intesywnego spojrzenia jego lazurowych tęczówek. To było coś, czemu nie potrafiła się oprzeć. 

- Wyluzowałam się, zabawiłam i było zupełnie inaczej, niż sobie to wyobrażałam...
- A co? Myślałaś, że przelecę cię na parkiecie?- zapytał z przekornym uśmiechem. 
Elena zmrużyła oczy i wydęła wargi. 
- Mniej więcej, chociaż bardziej obstawiałam stół bilardowy- odparła, marnie udając powagę. Oboje wybuchnęli śmiechem. 
- Może wezmę to pod uwagę- powiedział, przeciągając głoski, ale Elena doskonale wiedziała, że tylko się zgrywa. 
- Może w twoich snach- odparła, nachylając się do niego nieznacznie. 
- Zawsze- szepnął z przewrotnym uśmiechem. Dziewczyna przewróciła oczami i sięgnęła po klamkę. 
- To był naprawdę miły wieczór- wyznała szczerze- a ty potrafisz być w porządku, szkoda tylko, żę sam tego nie wiesz- dodała, wysiadając z auta. Poczekała, aż odjedzie, odwróciła się w stronę swojego apartamentowca i zamarła. 
Pod drzwiami stała Rebekah, Klaus, Kol, Elijah, Caroline i Matt, który obejmował blondynkę ramieniem. Panna Forbes co chwilę zerkała na Niklausa, który ostentacyjnie ją ignorował, ale straciła całe zainteresowanie jego osobą w chwili, gdy ujrzała Elenę idącą w ich kierunku. 

- Co wy tu robicie?- spytała brunetka niepewnie. Jej rodzeństwo i przyjaciele, którzy o niczym nie mieli pojęcia czekali na nią razem o drugiej w nocy? To nie mogło skończyć się dobrze.
Caroline prychnęła cicho. 
-Martwiliśmy się, nie odbierałaś telefonu- powiedział Elijah a jego spokojne roczarowanie sprawiło, że Elena poczuła niemałe wyrzuty sumienia i aż skuliła się w sobie. 
- Dzwoniłem dwadzieścia trzy razy i zawsze włączała się poczta głosowa- dorzucił Kol, poważny jak nigdy.
- Wiesz, po prostu zniknęłaś bez słowa i chcieliśmy sprawdzić, czy nasza...- zaczęła Rebekah ostro, ale przerwała pod wpływem błagalnego spojrzenia Eleny-... przyjaciółka nie wylądowała w jakimś rowie. 
- Albo gorzej. Przecież byłaś  z Salvatorem- dodał Klaus, zakładając ręce na piersi. Caroline zamarła na dźwięk tego nazwiska i zacisnęła usta w cienką linię, wymieniając z Mattem porozumiewawcze spojrzenia. 
- Co to jest?- spytał Kol, wskazując jej gips- no nie, nie dość, że z nim byłaś to jeszcze przez niego jesteś ranna? Jak go jutro spotkam... 
- To nie jego wina- Elena zaprostestowała gwałtownie- właściwie to on mnie uratował... długo historia- dodała pospiesznie, czując na sobie ich pytające spojrzenia- dziękuję za troskę, ale jeśli to wszystko to chciałabym się już położyć... To był długi dzień. Dobranoc- powiedziała, po czym nie czekając na odpowiedź zniknęła za drzwiami apartamentowca. 
Caroline uśmiechnęła się blado i spojrzała po raz ostatni na Klausa, który właśnie wsiadał do swojego czarnego audi i odjechał z piskiem opon. Matt uścisnął ją pocieszająco i razem wrócili do mieszkania. 
Elena zastali w kuchni, próbującą za pomocą jednej ręki nastawić wodę na herbatę. 

- Co ty sobie do licha wyobrażasz?- zaatakowała ją Caroline- pracujesz  całe dnie, bierzesz te cholerne nadgodziny i nawet nie masz czasu, żeby z nami porozmawiać. Potem się okazuje, że zniknęłaś- myślałam, żę zawału dostanę. Pojawiasz się ze złamaną ręką i ani jednym wyjaśnieniem, nie intersuje cię, ilu ludzi się o ciebie martwiło a sama widziałaś, było ich sporo. 
- Caroline...
- Czekaj, nie skończyłam- blondynka spojrzała jej głęboko w oczy, dopatrując się w nich szczerości- kiedy zamierzałaś nam powiedzieć, że twój szef ma na nazwisko Salvatore? Brzmi bardzo zanjomo, prawda?

"Cudnie"- jęknęła Elena w duchu, przygryzając dolną wargę.

poniedziałek, 17 listopada 2014

Rozdział 10. Instynkt Drapieżnika

Nie zamierzałam w tym tygodniu wstawiać kolejnego rozdziału, jednak nagły przypływ weny nie pozwolił mi czekać i tak powstał rozdział 10 ;))  Nei ejst najlepszy, bo krótki i bez akcji. Po prostu mnie natchnęło i nie mogłam się doczekać, żeby go wstawić, więc zrezygnowałam z pisania kolejnej części, która pojawi się w następnym rozdziale. Mimo wszystko mam nadzieję, że będzie się wam podobać....

No to lecim ;-P 



Wyjazd Lexi mimo wszystko przebiegł bez echa i szczególnych dramatów. Blondynka w trzech dużych walizkach upchnęła cały swój dobytek życiowy, pożegnała się z Tylerem i napisała krótkie wiadomości  do Eleny i Caroline  a godzinę później oglądała Nowy York z lotu ptaka ze smutkiem obserwując, jak jej ukochane miasto powoli maleje aż wreszcie znika za gęstą mgłą. Mimo wszystko wiedziała, że wyjazd to najlepsze, co w tamtej chwili mogła zrobić.


Caroline właśnie siedziała z Mattem w kinie, oglądając kolejną nudnawą co prawdę część "Gwiednych Wojen", gdy poczuła wibracje w tylnej kieszeni jeansów. Dsykretnie sięgnęła po telefon. Czuła, że to coś ważnego, w końcu dzisiaj był ten dzień- dzień wielkich zmian, dzień, w którym mieli zacząć od początku z czystą kartą, oficjalnie kończąc jeden z trufniejszych etapów w swoim dziewiętnastoletnim życiu. Blondynka z roztargnieniem nacisnęła ikonę wiadomości tekstowej i otarła pojedyncze łzy, które zebrały się w kącikach jej oczu.

Walcz o swoją miłość tak, jak ja nigdy nie walczyłam. Wiem, że teraz tego nie czujesz, ale uwierz: Klaus w końcu Ci wybaczy. Jesteś piękna, mądra, wesoła i urocza- jak mógłby nie wybaczyć? 
Życzę Ci wszystkiego najlepszego i mam nadzieję, że kiedyś jeszcze się spotkamy w lepszych okolicznościach. 
xO xO Lexi
 

Ten dzień, niedzielę konkretnie, Elena spędziła w pracy, bo tylko tam była zmuszona wykazywać się jakąkolwiek inicjatywą i czuła się potrzebna. Wiedziała, że gdyby przebywała w domu godziny, jakie poświęciła na wykonanie dokładnego zestawienia budżetu przeleżałaby w łóżku albo przetańczyłaby w klubie nocnym, próbując zapić apatię, wywołaną przemożnym żalem. Oczywiście nigdy by się do tego nie przyznała, ale mimo swojego stosunku do Damona była mu wdzięczna za nawał obowiązków, jakimi ją zarzucił. Dzięki temu miała usprawiedliwienie dlaczego nie odbiera większości telefonów i nie przeczytała esemesa od Lexi. Nienawidziła pożegnań a wiadomość od dawnej przyjaciółki zapewne doprowadziłaby ją do łez zwłaszcza, że gdzieś z tyłu głowy czaiła się cichutka acz wyjątkowo irytująca myśl, że być może to ostatni raz, gdy miała okazję ją zobaczyć i że powinna była pojawić się na lotnisku chociażby przez wzgląd na dawne czasy. Z tego samego powodu jednak wolała spędzić ten czas, zawalona papierami. 
Jednak jak to mówią co się odwlecze to nie uciecze. Po północy, już w domu, siadła na łóżku z kubkiem herbaty w ręku i poraz kolejny spojrzała na wyświetlacz telefonu, na tę irytującą ikonkę koperty, informującą o nieprzeczytanej wiadomości. Zaklęła siarczyście pod nosem i wreszcie nacisnęła ten przeklęty przycisk, przebiegając szybko wzrokiem po tekście:

Naprawdę Cię rozumiem i naprawdę nie mam Ci niczego za złe. Tylko tyle chciałabym ci powiedzieć. Dobrze Cię znam i wiem, że zapewne teraz zastanawiasz się co by było, gdybyś zachowała się inaczej i użyła  innych słów przy naszym ostatnim spotkaniu, choć jesteś zbyt dumna, by się do tego przyznać.  Co by było, gdybyś przyjechała na lotnisko, by się pożegnać? Cóż, myślę, że nasze pożegnanie nastąpiło już dawno temu i nie warto tego powielać. Nie cofniemy czasu i nie zapomnimy tego, co było złe, chociaż ja bardzo bym chciała. 
Wiem, że nigdy nie zrozumiesz moich decyzji. Ja sama ich nie rozumiem, ale taka włąśnie jest miłość- nieprzewidywalna, głupia, szalona. Wydawało mi się, że to łączy mnie z Tylerem a skoro tak było, to nie mogłam myśleć jasno i racjonalnie. Gdybym się nad tym głębiej zastanowiła wiedziałabym, że to nie jest tego warte. Zraniłam tylu ludzi, którzy na to nie zasługiwali i wyszłam na zwykłą kłamliwą dziwkę. Nie masz pojęcia jak bardzo mi wstyd. 
Rozumiem, że te słowa niczego nie załatwią, ale chcę, żebyś wiedziała, że byłaś moją prawdziwą i jedyną przyjaciółką. Wiele się zmieniło, ale to we mnie zawsze pozostanie. Nie mam Ci za złe, że stanęłaś po stronie Caroline, bo to tylko świadczy o tym, jaką wspaniałą przyjaciółką jesteś. Podobnie jak ja podjęłaś własną decyzję, tyle że twoja była właściwa. 
Mimo wszystko dziękuję za to, co kiedykolwiek dla mnie zrobiłaś i za wszystko, co mogłaś dla mnie zrobić; dziękuję Ci za wszystkie piękne chwile, jakie razem spędziłyśmy i za całe wsparcie, jakiego mi  udzielałaś. Mam nadzieję, że już zawsze będziesz taka jak teraz, że się nie zmienisz i osiągniesz wszystko, o czym tylko zamarzysz. Zasługujesz na to. 

Boże, jaki ten esemes jest długi. Aż wstyd mi go czytać, ale musisz wiedzieć, że to właśnie powiedziałabym Ci, gdybyś wczoraj dała mi dojść do głosu. Mogłabym napisać po prostu: "bardzo za Tobą tęskniłam", ale sądzę, że to nie byłoby w takiej sytuacji odpowiednie. Jeżeli tę wiadomość przeczytałaś do końca to juz i tak sukces, bo wiem, że nawet na to nie zasłużyłam. Byłam okropna i strasznie mi z tego powodu wstyd. Mam nadzieję, że kiedyś mi wybaczysz. 
Proszę, przeproś raz jeszcze ode mnie Caroline a zaraz potem gorąco ją ucałuj. 
Mam nadzieję, że podobnie jak ja zaczniecie od zera. Może to sprawi, że kiedyś pomyślicie o mnie z uśmiechem na ustach, wspominając tylko te dobre chwile. Podobno czas leczy rany i własnie to wam daję: nieograniczony czas. Bo wiesz Eleno, ja już nie wrócę. I mam szczerą nadzieję, że chociaż to przyjmiesz jako rekompensatę za wszystkie krzywdy, jakie wam wyrządziłam. 
 xO xO  Lexi


****
Dwa tygodnie minęły jak z bicza strzelił i Rebekah po raz kolejny się spieszyła, by oddać na czas zestawienie bankietów  i  konferencji prasowych, zaplanowanych na czas trwania kampanii promocyjnej nowej kolekcji. 
"Kolejny leniwy piątek"- pomyślała z kpnią, wertując nerwowo trzymane w ręku papiery. Była wściekła jak nigdy dotąd. W myślach oszacowała wszystkie porażki i sukcesy firmy z ostatnich dwóch tygodni. Nie wyglądało to zbytnio imponująco. 
Co prawda zatrudnili modelki do pokazu  i uporali się z zapasami, zalegającymi w magazynach i   to było zdecydowanie na plus. Rebekah była dumna z siostry, która owy plan opracowała już pierwszego dnia pracy. Na tym jednak kończyła się ich dobra passa. 
Część projektów Klausa nagle zaginęła w niewyjaśnionych okolicznościach. Tuż przed podpisaniem intratnej umowy z włoską firmą odzieżową ci wycofali się nie podając powodu, choć dzień wcześniej twierdzili, że kontrakt z S&T to dla nich zaszczyt i wielka szansa, by zaistnieć również na rynku amerykańskim. Potem wynikło to zamieszanie na targach mody, gdy okazało się, że ktoś odwołał ich udział natomiast kreacje, które dostarczono wprost ze szwalni okazały się być dziełami innego domu mody. Na domiar złego aferę wyniuchali paparazzie i następnego dnia cała Ameryka chuczała od plotek na temat rzekomego gwałtownego obniżenia się standardów firmy. S&T zyskało etykietkę plagiatorów a pokaz, który mógłby oczyścić ich dobre imię przesunął się o kolejne dwa tygodnie. Rebekah cieszyła się, że  Andrew oraz Esther Mikealson i Giuseppe Salvatore  znajdują się teraz w Pradze i liczyła, że uda im się uprzątnąć ten bałagan zanim wrócą. Wszyscy chodzili jak na szpilkach nie wspominając o prezesie, Klausie,  Elijah i oczywiście samej Rebekah, którym lepiej było od razu schodzić z drogi, jeśli chciało się utrzymać pracę. Atmosfera w firmie chyba nigdy nie była tak napięta.
Zatopiona we własnych myślach Rebekah poruszała się po firmie już niemal na wyczucie, nawet nie patrząc pod nogi toteż doznała mocnego wstrząsu, gdy zderzyła się z kimś na zakręcie a plik dokumentów wypadł jej z ręki i rozsypał się po podłodze. 

- Jak leziesz sieroto?!- warknęła i rzuciła się natychmiast, by uprzątnąć bałagan, który powstał bądź co bądź z jej winy. 
- No nieźle- usłyszała ten przeciągły głos, który wywoływał nieprzyjemne dreszcze w jej ciele. Uniosła głowę i napotkała czarne oczy Enzo. To jego  intensywne, prześwietlając eniczym rentgen  spojrzenie sprawiło, że poczuła się niemal naga. Boże, jak ona go nienawidziła!
Wzdrygnęła się odruchowo i wstała z klęczek, zrównując się z nim twarzą w twarz. 
Była wściekła. Nie dość, że z jego winy upuściła bardzo ważne dokumenty to jeszcze ten cham zamiast jej pomóc z kpiącym uśmiechem przyglądał się jak ona, jego bądź co bądź szefowa, miota się po podłodze sprzątając efekty jego nieporadności. Szczyt wszystkiego!

- Zawsze sądziłem, że to na mnie masz alergię- ciągnął, jakby nie zauważając jej ostrzegawczego spojrzenia. 
- Bo to prawda- prychnęła, wywracając oczami. Enzo wyszczerzył się w złośliwym uśmiechu. 
- Nie, ty po prostu jesteś suką- odparł, jakby to była najbardziej oczywista rzecz na świecie a gdy ta oburzona otwierała usta, by odpowiedzieć dodał- wydarłaś się na mnie zanim w ogóle zrozumiałaś, że to ja- jego rozbawienie doprowadzało  ją do szału. 
- Wyobraź sobie, że ostatnio żyję w ciągłym stresie- warknęła, z całej siły uderzając go w klatkę piersiową. Ten skrzywił się teatralnie, udając ból, co wywołało cień uśmiechu na jej zmęczonej twarzy- lepiej, żeby nikt teraz nie wchodził mi w drogę. 
- Masz rację- powiedział i jakby na potwierdzenie swoich słów oparł się nonszalancko o ścianę, tarasując przejście. Rebekah zmrużyła oczy. 
- Lubisz igrać z ogniem, co?- spytała retorycznie, kręcąc głową z niedowierzaniem- w takim razie uważaj, bo możesz się poparzyć- dodała słodko i z całej siły pchnęła go w głąb korytarza po czym unosząc dumnie podbródek wyminęła go. 
- Ogień, który raz sparzył drugi raz nie robi wrażenia- zawołał za nią a ta prychnęła i zniknęła w głębi gabinetu numer sto trzydzieści. Ezno, pogwizdując wesoło, wrócił do swojego biura wspominając dzień, gdy rozpoczęła się ich wojna. To był jeden jedyny dzień, gdy się nie kłócili, dzień, w którym się poznali. Może było tak miło, bo po prostu ze sobą nie rozmawiali? Oczywiście, używali mowy- mowy ciała, o wiele bardziej wymownej niż jakiekolwiek przemowy, oraz ust, choć zgoła w nieco innym celu. Wtedy nie wiedzieli o sobie nic, ale ta jedna noc zaważyła na całej ich relacji....

Październik, 2011 rok. 

Enzo westchnął z lubością, rozglądając się po sali w poszukiwaniu jakiejś atrakcyjnej, samotnej pani. Właśnie kończył dwadzieścia cztery lata a jego najlepszy przyjaciel od piaskownicy Damon namówił go na udział w bankiecie promującym nową kolekcję, sygmowaną przez S&T Fashion, firmę jego ojca.
"Wiesz ile modelek się tu pojawi? Będzie w czym wybierać"- mówił i ostatecznie Ezno zgodził się na taki układ, w końcu darmowe żarcie, seks i alkohol to gra warta świeczki. 
Jednak to nie modelki, o których wspominał mu przyjaciel zwróciły jego uwagę, lecz pewna piękność, stojąca po środku tego całego zbiorowiska z szampanem w ręku. Rozglądała się wokół, obserwująć gości czujnym spojrzeniem dużych oczu w kolorze burzowego nieba, delikatnie podreślonych eyelinerem. Jej dumna sylwetka i znudzony wyraz twarzy przywodził na myśl te wszystkie waleczne księżniczki z opowieści dla dzieci i rzeczywiście, gdy jej się przyjrzał dostrzegł w niej cos niesamowicie majestatecznego, co budziło respekt i grozę, ale równocześnie wywoływało jego zawadiacki uśmiech. 
Kobieta była naprawdę piękna. Swoją urodą zdecydowanie przyćmiewała wszystkie panie, obecne na sali. Wszystko w niej budziło zachwyt: od lśniących, sływających kaskadą na plecy złotych loków, poprzez zdrabny malutki nosek, pełne, przywodzące na myśl dorodne maliny usta aż po smukłą sylwetkę osy i pełne piersi, podreślone przez mieniącą się sukienkę, spływającą płynnym złotem do ziemii.
Ezno jednym chaustem próżnił kieliszek szkodzkiej i podszedł do niej z szelmowskim uśmeichem na ustach. 

- Co taka piękna dziewczyna robi tu samotnie?- spytał a ona zlustrowała go od stóp do głów po czym na jej wargach zagościł kpiący półuśmiech, który przejął go do głębi. 
- Czeka na nawalonego frajera, który spróbuje ją poderwać i zaciągnąć na parkiet- odparła dumnie, upijając łyk szampana. Enzo pochylił się nad nią nieznacznie. 
- Jeśli takiego spotkam na pewno wybiję mu zęby w pani imieniu- zapewnił i puścił jej perskie oko- ja raczej myślałem o postawieniu pani kilku drinków...
- Chce pan mi postawić coś, za co nie musi pan płacić?- brwi blondynki uniosły się do góry a Enzo zachichotał, przykładając palec do ust. 
- Cii, nikt nie musi wiedzieć- szepnął a ona, wiedziona jakimś nienazwanym insktynktem ruszyła z nim w kierunku baru. 

I tak to się zaczęło. Wspólne picie, wspólny taniec, zwięczony pełnym pasji pocałunkiem. Już w holu zerwał z niej kolię i obcałowywał jej biust, kierując się coraz niżej. Ciężko dysząc wpadli do jednego z wynajętych pokoi i opadli na łóżko. W mgnieniu oka dziewczyna pozbawiła go ubrań a on odwdzięczył się tym samym, zrywając z niej bajeczna suknię, za którą później kazała mu zapłacić. Nie znali nawet swoich imion, ale to nie było ważne, gdy dziewczyna wiła się pod nim, jęcząc w rytm ruchów jego palców. Wkrótce osiągnęła pierwszy szczyt tej nocy, ale na tym nie poprzestała- usiadła na nim okrakiem i tym razem to ona dawała mu maksimum przyjemności. 
Szybko się zorientował, że była całkiem dobra w te klocki. Nigdy nie czuł czegoś takiego, jak w tamtym momencie a gdy się połączyli, to było jak uderzenie pioruna. Ich ciała idealnie ze sobą współgrały a namieność między nimi mogłaby spalić cały las. Orgazm, wykańczający, intensywny, ostateczny, przeżywali wspólnie, w tym samym momencie. 
A potem opadli obok siebie na łóżku, jednak żadne z nich nie chciało pozbawić się bliskości, która dawała obojgu tyle przyjemności. To był pierwszy i ostatni raz, gdy ona spała w jego ramionach i to tamtej nocy zdecydował, że powinien przyjąć propozycję pracy od Damona. Wiedział, że to może być naprawdę ciekawe doświadczenie.

****

Elena zaciskała usta w cienką linię, gdy Damon powoli czytał rozpisany w punktach szczegółowy plan działania na przyszły tydzień, któremu dziewczyna poświęciła całe trzy godziny. Palce jej odpadały, głowa puslowała tępym bólem i Elena  żywiła szczerą nadzieję, że jej praca w jakimś stopniu się opłaci a co najwiażniejsze zadowoli temu pozera, który jakimś cudem zajmował prezesowski fotel. Tymczasem jego wyraz twarzy doprowadzał ją do szału.
Damon umyślnie przeciągał moment wydania wyroku na temat dokumentu, który miał przed sobą. Tak naprawdę miał dziwną pewność, żę wcale nie musi tego sprawdzać, żeby wiedzieć, że Elena jak zwykle perfekcyjnie wykonała powierzone jej zadanie- w ciągu tych kilku tygodni zdołał się już przekonać o jej niezawodności i o tym, że w podobnych kwestiach może jej bezgranicznie zaufać. Mimo to nie mógł oprzeć się pokusie droczenia się z nią. To stało się już pewnego rodzaju hobby. Gdy trzymając w zębach długopis pomrukiwał ni to z powątpniewaniem ni to z aprobatą dziewczyna uroczo marszczyła nosek i zagryzała wargi, powstrzymując krzyk a on próbował zdusić w sobie wybuch śmiechu. Jej złość była słodka i naprawdę niesamowicie go bawiła.

- No i?- zagadnęła, tracąc cierpliwość. Damon wydął wargi udając zamyślenie a w niej aż się zagotowało. Zacisnęła dłonie w pięści i czekała, czując narastające z każdą sekundą zdenerwowanie. Na jego ustach błąkał się pełen satysfakcji, zwycięski uśmiech. To doprowadzało ją do szału.
"Nie pozwól mu się sprowokować. Nie pozwól mu się sprowokować."- powtarzała w myślach, biorąc kilka uspokajających wdechów.
- Plan jest dobry- oznajmił w końcu Salvatore z wyuczoną obojętnością- wiesz, pracujesz tu  dopiero pd miesiąca... Wyrobisz się jeszcze- dodał z kpiarskim uśmiechem. Twarz Eleny stężała gniewem. Dziewczyna zerwała się z miejsca niemal przewracając przy tym fotel i spojrzała na niego wilkiem.
"To będzie dobre"- pomyślał, wygodnie rozsiadając się w fotelu.

- Ty jesteś chyba nienormalny- warknęła, dysząc z furią- pracowałam nad tym przez bite trzy godziny a ty mi mówisz, że jest "dobrze"? Nie znajdziesz nikogo, kto zrobiłby to lepiej!
- No proszę, jaka skromna- na twarzy prezesa pojawił się szelmowski uśmiech- więc jednak jest coś, co nas łączy.
- Nie porównuj nas do siebie!- krzyknęła Elena w świętym oburzeniu- nie jestem takim zakłamanym narcyzem jak ty i w przeciwieństwie do ciebie ja wykonuję swoją pracę i tylko swoją pracę- zaznaczyła złośliwie- jakim cudem dostałeś się na to stanowisko?
- Po prostu wykonywałem swoją pracę najlepiej, jak tylko się dało- odparł z lubością obserwując rumieńce wściekłości, pojawiające się na jej bladej twarzy- nie było nikogo, kto zrobiłby to lepiej- dodał piskliwym głosem a ona domyśliła się, żę ją przedrzeźnia, co tylko spotęgowało jej złość.
Elena pochyliła się nad biurkiem, opierając na łokciach i tym samym zmniejszyła dzielącą ich odległość niemal do zera. Jej czekolade oczy płonęły a rozchylone usta kusiły jednak obok tego uwagę Salvatore'a przykuł jej głęboki dekolt, który teraz znalazł się na wysokości jego wzroku. O tym, żę jej piersi były niezwykle jędrne i kształtne zdołał się przekonać już wtedy w parku, gdy spotkał ją podczas porannego joggingu, ale teraz gdy miał to wszystko na wyciągnięcie ręki... Cóż, nie mógł powiedzieć, żeby było to dla niego tak całkowicie obojętne zwłaszcza, że budziło swoiste uczucie Deja Vu. Czy nie znaleźli się już kiedyś w podobnej sytuacji?

- Ty pokraczny, zdemoralizowany, beznadziejny, pozbawiony wartości wyższych...
- Aaa...- Damon pomachał jej przed twarzą palcem wskazującym- zważaj na słowa- powiedział ostrzegawczo i przyłożył ów palec do jej rozchylonych warg, delikatnie pieszcząc ich powierzchnię i wywołując dreszcz podniecenia, przepływający podskórnym prądem wzdłuż jej kręgosłupa- rozmawiasz z szefem- dodał ciszej i instynktownie zbliżył się do niej jeszcze bardziej. Wpatrywali się w siebie jak zaczarowani, hipnotycznie. Coś ich do siebie ciągnęło, jakiś magnez, instynkt, wywołujący podniecenie i niemal bezwarunkowe reakcje. I wtedy, gdy ich usta niemal się stykały zdarzyło się coś, czego Damon w ogóle się nie spodziewał : Elena wbiła swoje drobne, śnieżnobiałe zęby w w jego palec, który wciąż tkwił na jej wargach. Salvatore syknął i warknął wściekle a Elena odsunęła się ze zwycięskim uśmiechem, zakładając ręce na biodra. Jej oczy błyszczały złośliwym rozbawieniem i Damon miał ochotę zetrzeć jej ten zarozumiały uśmieszek z twarzy. Czyżby naprawdę mieli ze sobą więcej wspólnego, niż którekolwiek z nich chciało przyznać?

-  Sądzisz, że będę jak jedna z tych twoich seks zabawek?- spytała z kpiną, wydymając usta- najpierw musiałbyś przedstawić mi swoją kartę zdrowia...
 W oczach Damona pojawiły się niebezpieczne błyski a na jego ustach ponownie zagościł cwany uśmieszek.
- Wątpisz, że byłbym w stanei to zrobić?- spytał tonem niskim i zmysłowym jakim mężczyzna zwykle zwraca się do kochanki i Elenę przeszedł niekontrolowany dreszcz, przez co na chwilę straciła rezon. Co prawda trwało to jedynie ułamek sekundy, jednak Salvatore'owi nie umknął grymas, który pojawił się na jej pięknej twarzy, a który wywołał jego zawadiacki uśmiech. Mężczyzna podszedł do niej na odległość pocałunku i chwycił ją za łokieć, przyciągając do siebie jeszcze bliżej. Czuł ciepło jej ciała, widział jej pełne, rozchylone usta i tylko siłą woli powstrzymywał się przed zrobieniem tego, o czym myślał obsesyjnie od chwili, gdy wkroczyła do jego gabinetu.
- Co wtedy zrobisz Eleno?- wyszeptał, wprost do jej ucha, co spowodowało jej kolejny dreszcz. Elena chardo spojrzała mu prosto w te seksownie zmrużone oczy i uśmiechnęła się słodko.
- Poinformuję twoją narzeczoną o twoim seksoholizmie- odparła- o tym, że jesteś nieuleczalnym uwodzicielem i o tym, że próbowałeś mnie wykorzystać. Tego chcesz?
Przez twarz Damona przebiegł wściekły grymas, który sprawił Elenie niemal chorą satysfakcję. Sama nie była pewna, co tym wszystkim myśleć. Damon wzmocnił ucisk na jej ręce, który stał się niemal bolesny, jednak ta nie zamierzała dac tego po sobie poznać. Wciąż wpatrywała się w niego bez cienia obawy i czekała na jego kolejne słowa.
- Ostrzegam cię...
- Och błagam- Elena wybuchnęła zimnym śmiechem- nie mów do mnie w ten sposób, bo nic nie możesz mi zrobić. Swoją pracę wykonuję prawidłowo, więc nie masz pretekstu, żeby mnie zwolnić a nawet jeśli... Wiesz, że nie możesz, prawda?
- Ach, no tak- syknął, uśmiechając się okrutnie- jesteś Mikealson kiedy ci pasuje? Mogłęm się tego spodziewać. Tak chcesz się bawić?- w jego oczach pojawiły się groźne iskierki, które tym razem sprawiły, że dziewczyna głośno przełknęła ślinę a jej serce przyspieszyło biegu.
Damon, nie zwalniając uścisku na jej przedramieniu pociągnął ją w stronę drzwi.
- Damon... Puszczaj! Co ty wyprawiasz?!- wrzeszczała, szarpiąc się i miotając, jednak to nic nie dało poza piekącym bólem w całej ręce. Wiedziała, że zapewne słychać ją w całej firmie, ale w tej chwili miała to gdzieś.
- Jeśli zaraz  mnie nie puścisz to przysięgam, że wszystko opowiem...
- Tak się zamierzasz bawić?- Damon zatrzymał się gwałtownie powodując tym samym, że Elena wpadła na niego, ale on nawet nie zwrócił uwagi na jej wykrzywioną wściekłością twarz- smiało, powiedz o wszystkim Evelyn a wtedy ja zdradzę twój mały, brudny sekrecik- wysyczał wprost w jej usta. Dziewczyna zamarła osłupiała, ale próbowała zachować zimną krew.
- Co z tego?- spytała, siląc się na spokój, jednak tym razem Damon nie dał się tak łatwo zwieść. Na jego twarzy zagościł zawadiacki uśmiech.
-Czy nie pragnęłaś zaistnieć na własnych zasadach?- szepnął, wprost do jej ucha- czy to nie dlatego ukryłaś swoje pokrewieństwo z Mikealsonami? Co o tobie pomyślą inni pracownicy, gdy okaże się, że zdobyłaś tę posadę dzięki braciom i wpływowej siostrze?
- Przecież to nieprawda- oburzyła się Elena, blednąc gwałtownie.
- To twoje słowo przeciw mojemu- Damon wzruszył ramionami lekceważąco i nie czekając na jej reakcję poprowadził ją do wyjścia, odparowadzany zaskoczonymi spojrzeniami współpracowników,  po czym bezceremonialnie wpakował ją do samochodu. Elena już nei protestowała, wyglądała raczej na zrezygnowaną.
- Dokąd jedziemy?- spytała, gdy odpalił silnik- przecież trwają jeszcze godziny pracy.
- Już mówiłem- odparł a ten jego łobuzerski uśmiech i fakt, że obserwował ją w bocznym lusterku niezmiernie ją irytowały- chciałaś się bawić? Więc zabawimy się według moich zasad gry.

środa, 22 października 2014

Informacja

Wiem, że już dawno nie było rozdziału, ale do głowy przyszedł mi kolejny wariacki pomysł i jak to ja, natychmiast musiałam go zrealizować xD Obiecuję w miarę możliwości nadrabiać zaległości, a tymczasem....

Zapraszam  na mojego nowego bloga wszystkich fanów serialu "Gossip Gril", paringu Blair i Chuck'a lub po prostu miłośników gorących, wybuchowych romansów, intryg i skandali. Już niedługo ( a być może nawet dzisiaj) pojawi się tam rozdział 1. Gorąco zachęcam do odwiedzania i komentowania :***

środa, 8 października 2014

Rozdział 9. Chmura Gradowa.

Rozdział wymuszony, niedopracowany i skrócony maksymalnie( o ostatniej scenie nawet nie wspomnę). Wiedziałam co chciałam napisac a i tak zmieniłam to w trakcie chyba ze trzysta razy.... Szkoda gadać ;( 
Pozdrawiam wszystkich czytelników, gorąco zachęcam do komentowania  i wytykania mi błędów (a z pewnością jest ich sporo):**** EDIT: Z dedykacją dla Weroniki. Mam nadzieję, że zdążyłam z rozdziałem zanim spełniłaś groźbę xD P.S Wiem, że są literówki inne tego typu błędy, ale już nie mam dzisiaj siły tego poprawiać ;))







Nie ma to jak chwila rozrywki po uporczywym, wykańczającym tygodniu- pomyślał Damon, z satysfakcją przysłuchując się jękom Camille. Wiedział, że za chwilę osiągnie szczyt rozkoszy, do tego też dążyły jego zabiegi. Uwielbiał to uczucie, gdy był panem sytuacji, uwielbiał, gdy kobiety błagały go, by przestał i jednocześnie nie przestawał. Nie było tajemnicą, że Damon Salvatore to nie tylko seksowny i nieziemsko przystojny facet o niebanalnej osobowości- miał również pewne "łóżkowe" talenty, które nie były bez znaczenia w jego kontaktach z przedstawicielkami płci pięknej.
Camille krzyknęła donośnie, gdy dopadły ją gwałtowne skurcze w jej jaskini rozpusty. Nim z niej wyszedł pocałowała go namiętnie i lubieżnie oblizała usta.
- Było bajecznie jak zwykle- powiedziała blondynka, ubierając bieliznę i uśmiechnęła się do niego uwodzicielsko- tylko nie rozumiem, dlaczego się tak spieszyłeś.
- Bo ja, w przeciwieństwie do ciebie, dziś jeszcze pracuję- mruknął z irytacją. Powtarzał jej to od kilku godzin, ale do niej nie docierało, że nie może sobie tego odpuścić ze względu na zbliżający się wielkimi krokami pokaz i związane z tym problemy, którym musiał sprostać.- to, że skończyliście kolekcję nie oznacza, że wszystko inne poszło tak gładko. Jest masę spraw, które wcześniej trzeba pozałatwiać jak należy.
 Camille wysoko uniosła brwi.
-Nie możesz poprosić tej swojej przesłodzonej sekretareczki, żeby cię wyręczyła? Przecież od tego ją masz- prychnęła, kręcąc głową z pobłażaniem. Nie widziała w tym żadnego problemu, w końcu Salvatore mógł sobie pozwolić na to, by bezkarnie wysługiwać się ludźmi a już szczególnie swoimi pracownikami.
- Nie mogę!- warknął, jednym ruchem zarzucając na siebie parę ciemnych, szytych na miarę spodni dresowych i sportową koszulkę, która tylko podkreślała idealne mięśnie jego ramion, brzucha i klatki piersiowej. Prawda była taka, że próbował namówić Elenę do zarwania kolejnej nocy i spędzenia w pracy również weekendu, ale ta zaprotestowała gwałtownie a najgorsze było to, że nie mógł mieć do niej o to pretensji. Jej umowa jasno wskazywała warunki pracy- Elena jest dyspozycyjna w tygodniu, ale sobota i niedziela są dla niej święte tym bardziej, że w ciągu ostatnich dwóch tygodni zacharowywała się jak dziki osioł, dbając także a może nawet przede wszystkim o jego interesy. Nie mógł mieć do niej żalu o to, że chciała odpocząć i nie wzięła nadgodzin, w końcu zasługiwała na odrobinę czasu tylko dla siebie.
- I to do pracy idziesz  o siódmej rano ubrany jak na siłownię?- spytała Camille z powątpiewaniem, wyrywając go z chwilowego zamyślenia. Mężczyzna spojrzał na nią z figlarnym uśmiechem.
- Nie, idę biegać. Tobie też by się trochę ruchu przydało- mruknął i zaśmiał się cicho, uchylając się przed pędzącym w jego stronę butem na dziesięciocentymetrowym obcasie.
- Pozdrów Evelyn ode mnie- zawołała za nim z kpiącym uśmiechem a ten tylko zmrużył oczy z rozbawieniem i zniknął za drzwiami.

****

Biegł właśnie swoją ulubioną trasą, jedną z nieuczęszczanych ścieżek Central Parku, gdy zauważył przemykającą między drzewami znajomą sylwetkę. Przeyspieszył, by się z nią zrównać i jednocześnie upewnić się, czy to na pewno ona, ale ta nawet go nie zauważyła, skupiona na kolejnych pokonywanych kilometrach i muzyce, płynącej z małych słuchaweczek i dzięki temu  przez jakiś czas mógł się jej bez konsekwencji przyglądać.
Ubrana była w czarny, sportowy staniczek idealnie podkreślający jej pełne piersi i nagi co prawda, płaski brzuszek, oraz ścisle przylegające niczym druga skóra kremowe leginsy i adidasy, specjalnie przeznaczone do biegania na długie dystanse. Jej ciemne włosy, spięte w wysoki kucyk podrygiwały przy każdym kroku a klatka piersiowa unosiła się miarowo. Była naprawdę maksymalnie skupiona i to jej skupienie właśnie tak go zaintrygowało. Tak samo wyglądała, gdy pracowała, przygryzając dolną wargę i marszcząc delikatnie kształtne brwi, jakby to, co robiła naprawdę ją interesowało i sprawiało przyjemność. Ona właściwie bez przerwy wyglądała jakby wysiłek dawał jej radość i satysfakcję i to właśnie różniło ją od większości dziewczyn, które znał. Ciekawiła go i stanowiła zagadkę a to był kolejny powód, dla którego zgodził się na ten zakład z Enzo.
- Hej- szturchnął brunetkę delikatnie łokciem a ta podskoczyła gwałtownie i zatrzymała się, zginając się wpół i przytrzymując się drzewa, żeby nie upaść.
- Co do...- zaczęła, ciężko oddychając i położyła dłoń na sercu jakby w ten sposób mogła kontrolować częstotliwość, z jaką pompowało krew- co ty tu...
- Chyba właśnie połączyło nas wspólne hobby- zażrtował miękko z diabelskimi iskierkami w oczach i przystanął koło niej- wybacz, nie chciałem cię przestraszyć- dodał z przepraszającym uśmiechem, ale rozbawienie w jego oczach sprawiało, że jakoś ciężko było jej w to uwierzyć. Prychneła tylko cicho, kręcąc głową z udawanym oburzeniem i głośno przełykając ślinę osunęła się plecami po drzewie, siadając na zimnej i wilgotnej ziemi.
- Co ty robisz? Jeszcze się przeziębisz- warknął i jedny ruchem bezceremonialnie ją podniósł, ignorując jej głośne protesty- nie zapominaj, że właśnie zaczęła się jesień, najlepszy czas na rozwój wszelkich chorób. A ja potrzebuję cię w pracy pełnej sił, a nie całej zasmarkanej i kichającej.
Nie zwracając uwagi na jej krzyki, wierzganie nogami i pięści, okładające jego tors, dzielnie kroczył przed siebie, z każdym krokiem uśmiechając się szerzej.
Jej ciało było naprawdę idealne, teraz mógł to wyraźnie wyczuć. Świetnie dopasowywało się do kształtu jego dloni sprawiając, że trzymanie jej w ramionach stawało się czymś całkowicie naturalnym. Był facetem z krwi i kości, więc bymanjmniej nie zdziwiła go reakcja jego własnego ciała na jej drobne ciało pozbawione skaz i zmysłowy zapach, który wokół siebie roztaczała. To był coś kwiatowego, ale bardzo subtelnego, z nutką nęcącej zmysły słodyczy i zabarwione czymś świeżym niczym delikatny zefirek, niosący za sobą oddech lasu.
Potrząsnął głową z roztargnieniem, gdy zaczął to w myślach analizować i wypuścił Elenę z objęć, sadzając ją na ławce. Gdy tylko uwolniła się z jego żelaznego uścisku założyła ręce na piersi i podciągneła kolana pod brodę, wydymając wargi niczym obrażona pięciolatka. Zaśmiał się cicho, siadając obok niej.
- To było bardzo niestosowne i nieprofesjonalne- stwierdziła z poważną miną, choć w jej głosie dosłyszał nutkę rozbawienia- proszę się nad tym zastanowić panie prezesie.
- Jakieś sugestie?- Damon uniósł brwi i komicznie przekrzywił głowę, zbliżając  się do niej na tyle blisko, że do jej nozdrzy dotarł jego kuszący, zmysłowy zapach.
- Owszem- odparła, terz już jawnie rozbawiona, podejmując jego grę. Nachyliła się nad nim, zmniejszając dzielący ich dystans niemal do zera i zachichotała cicho- na przykład pracę, przecież jest tyle do zrobienia...
- A no właśnie...- westchnął teatralnie, zerkając na nią kątem oka, ale ta stanowczo pokręciła głową.
- Podam cię do sądu, jeśli okaże się, że nasze spotkanie nie było przypadkowe; że mnie śledziłeś, żeby namówić do weekendowych nadgodzin- powiedziała twardo, ale z lekkim usmiechem- potrzebuję czasu dla siebie i mam kilka ważnych spraw do załatwienia. Pomijając już to, że zwyczajnie musze odpocząć.
- I tak wygląda twój odpoczynek po całym tygodniu charówki?- Damon z powątpiewaniem uniósł brew- kolejny wysiłek i to o siódmej trzydzieści w sobotę?
- I tak wygląda twoja praca?- spytała Elena, naśladując ton jego głosu sprzed sekundy- wysiłek fizyczny zamiast sterty papierów?
Damon zmrużył oczy i zlustrowal ją wzrokiem z góry na dół, uśmiechając się z uznaniem.
- Masz rację- przyznał a ona spojrzała na niego ze zdziwieniem. Przez te dwa tygodnie, które spędziła w jego towarzystwie zdążyła dostrzec, że usłyszenie od niego podobnych słów graniczyło z cudem- nie powinienem naciskać zwłaszcza, że to byłaby bardziej działalność charytatywna, ale po prostu nie jestem pewien, czy dwa dni starczą, aby to wszystko ogarnąć. Nie przeczę, że przydałby mi się ktoś szybki i kompetentny do pomocy.
Elena na moment zaniemówiła, wpatrując się w niego szeroko otwartymi oczyma. Dopiero po sekundzie, gdy w jego spojrzeniu dostrzegła jakiś niebezpieczny błysk a jego usta rozciągnęły się w szelmowskim uśmiechu odwróciła wzrok, oblewając się uroczym rumieńcem.
- Wybacz, ale dziś będziesz musiał poradzić sobie sam- oświadczyła stanowczo, ale w jej głosie wyłapał coś na kształt żalu, jakby naprawdę czuła się winna, musząc odmówić pomocy, gdy on rzeczywiście jej potrzebował- mam nadzieję, że wytrzymasz do poniedziałku- dodała, uśmiechając się przekornie, niczym mały, niesforny, złośliwy chochlik. Damon zmrużył oczy i przysunął się do niej na odległość pocałunku. Elena wstrzymała oddech a cała krew odpłynęła z jej twarzy. Był za blisko, hipnotyzował ją siłą swojego spojrzenia, zmysłowym zapachem i układem warg, wygiętych w kpiącym uśmiechu. Jego lazurowe tęczówki przez chwilę intensywnie się w nią wpatrywały, jakby analizowały każdy jej ruch i najsubtelniejszą reakcję na jego bliskość a to sprawiło, że jej policzki natychmiast oblały się purpurą. Jego usmiech, tak bardzo pewny siebie i kpiący zdradzał, jak wielką satysfakcję mu to sprawiło.
- Spróbuję- szepnął, a jego słodki oddech owiał jej twarz. Elena głośno przełknęła ślinę, siłą woli zmuszając się, żeby nie odwrócić wzroku albo co gorsza nie spojrzeć na jego pełne, zapraszające go pocałunków usta. To byłoby naprawdę żałosne.
- No dobrze- westchnęła  w końcu, wstając z ławki i uśmiechnęła się nieśmiało- jeśli ty nie masz  nic innego do roboty oczywiście możesz spędzić resztę poranka na tej ławce, ale ja już muszę iść. Do zobaczenia w poniedziałek- dodała i pobiegła w przeciwną stronę.
Patrzył za nią, z lubością obserwując jej szybko poruszające się smukłe nogi, krągłe, jędrne pośladki i długie lśniące włosy, powiewające za nią niczym grzywa konia w pełnym galopie.
Nie ruszył za nią. Nie musiał. Dowiedział się już wszystkiego, co musiał wiedzieć by wreszcie wcielić w życie swój plan. Co jak co, ale z darmowej butelki burbona nie zamierzał rezygnować.

****


Elena długo nie mogła wyjść z szoku gdy dowiedziała się, że Caroline postanowiła zadecydować za nią i Matta i umówić ich na "przyjacielskie" spotkanie z Lexi i Tylerem. Pokłóciły się o to i skończyło się na kilku rozbitych talerzach i ostentacyjnym milczeniu podczas śniadania, co Matt skwitował jedynie ciężkimi westchnieniami i stwierdzeniem, że obie zachowują się jak dzieci. 
Problem polegał na tym, że Elena naprawdę nie miała nic do powiedzenia dawnym przyjaciołom a wiedziała, że Lexi  tęskni za czasami, gdy między nimi wszystko było inaczej choć powinna rozumieć, że w takiej sytuacji, gdy Elenie przyszło wybierać między nią a Caro nie mogła postąpić inaczej, niż ją zwyczajnie odtrącić. Nie chciała się otaczać zdrajcami i kłamcami i żadne usprawiedliwienia w tym wypadku do niej nie docierały. Była nieubłagana, zupełnie inaczej, niż jej przyjaciółka, stąd to przeświadczenie, że powinna ją chronić. 
Caroline od razu poinformowała przyjaciół, że Lexi i Tyler już nie są parą i to sprawiło, że w głowie Eleny zapaliła się ostrzegawcza lampka. Wiedziała, jaka panna Forbes potrafi być naiwna i choć sama łatwo wybaczała nie mogła pozwolić, żeby Caroline znów dała się wciągnąć w grę Lockwooda. Wciąż miała w pamięci jej stan, gdy dowiedziała się o zdradzie ukochanego i wiedziała, że gdyby nie ona i Matt to mogłoby się tragicznie zakończyć. 
Musiała to przyznać przed samą sobą- choć było to cholernie bolesne, dla niej Tyler Lockwood już od dawna nie istniał. Nienawidziła go i miała nadzieję już więcej nie spotkać.
Matt ścisnął jej dłoń uspokajająco, gdy odskoczyła od Tylera, który próbował uścisnąć ją na powitanie jak za dawnych czasów i zasiadła do stolika, obrzucając Lexi niechętnym spojrzeniem. Spotkali się w kawiarni niedaleko siedziby S&T, która stała się niepisanym miejscem przebiegu większości niezręcznych sytuacji. Caroline pomyślała o Klausie, ale zaraz odrzuciła od siebie jego obraz, skupiając wzrok na dwójce, siedzącej naprzeciw niej. Obserwowała każdy ioch najmniejszy gest, bo choć nie powinno ją to w ogóle interesować podświadomie dopatrywała się czegoś, co zdemaskuje ich kłamstwo odnośnie zerwania. Mimo, że za żadne skarby świata nie wróciłaby do Lockwooda wciąż była wobec niego i Lexi nieufna. Jednak to prawda, że raz zachwiane zaufanie nie tak łatwo odbudować. 
Lexi tymczasem skupiła wzrok na Elenie. To na jej uwadze zależało jej najbardziej, to za nią naprawdę tęskniła i to z nią chciała choć spróbować się porozumieć, jednak beznamiętne spojrzenie brunetki wcale nie ułatwiało jej zadania. Dziewczyna uśmiechnęła się blado i nerwowo przełknęła ślinę, wbijając wzrok w zaciśnięte na brzegu stołu dłonie. 
- Myślę, ze wszystkim wam należą się przeprosiny- powiedziała w końcu, drżącym głosem- to ja namieszałam, to ja ponoszę za to odpowiedzialność...
- Aleksandro- przerwała jej Elena, odzywając się chyba po raz pierwszy od samego początku tego spotkania a Lexi aż skurczyła się w sobie. Odkąd pamiętała przyjaciółka zwracała się do niej pełnym imieniem tylko w dwóch przypadkach- gdy miała jej do zakomunikowania coś nieprzyjemnego, lub gdy była na nią naprawdę zła- dla mnie to już nie ma znaczenia. Jedyną osobą, która powinna nas przepraszać jest Tyler, od ciebie ani ja ani Matt niczego nie oczekujemy... Zachowałaś się jak ostatnia dziwka i sama musisz z tym teraz żyć. Nie ma sensu się nad tym rozstrząsać. wydawało mi się, że chciałaś się spotkać w trochę innym celu, niż wspominanie starych, dobrych czasów- dodała ze złośliwym błyskiem w oku i ostrzegawczą nutą w głosie. 
Po tych słowach napięcie zgęstniało jeszcze o ile w ogóle było to możliwe. Cisza przedłużała się w nieskończoność, nikt nie wiedział jak zareagować na prawdę, wypowiedzianą z prostotą i stoickim spokojem, co paradoksalnie raniło jeszcze bardziej.
- Chciałam się po prostu pożegnać- powiedziała w końcu Lexi, ocierając łzy, które niespodziewanie zgromadziły się w kącikach jej oczu- myślałam, że zanim wyjadę pozałatwiam wszystkie dręczące mnie sprawy tak, by nie zostawiać za sobą żadnych niedmówień, ale widzę, że się przeliczyłam. 
- Chodzi o to, że ta sprawa jest chyba już odrobinkę przedawniona- powiedział Matt, intensywnie wpatrując się w dawnego przyjaciela. Ten siedział ze spuszczoną głową, nonszalancko rozpostarty na krześle i tylko mięśnie szczęki, zaciśnięte z siłą imadła świadczyły o tym, że jednak słuchał rozmowy, toczonej obok niego. 
- Bo jest- potwierdziła Caroline, zdobywając się na rezolutny ton głosu- nie ma sensu się o to szarpać. To już przeszłość a czasu się nie cofnie. 
- No właśnie- podchwyciła Elena i zmusiła się do szerokkiego uśmiechu- dobrze, powiedzmy, że u mnie masz czyste konto. 
- Elena...
- Nie, naprawdę. Już prawie zapomniałam jak bardzo zraniliście moją przyjaciółkę. Zapomniałam o czterech miesiącach milczenia, o każdej wylanej przez nią łzie, którą musiałam ocierać. Skoro ona zapomniała, to dlaczego ja miałabym trzymać urazę? 
Matt ponownie ścisnął jej dłoń, chcąc jej dać znak, żeby trochę odpuściła. Elena głośno wypuściła powietrze z płuc i z niemal przyjacielskim uśmiechem spytała:
- A więc dokąd wyjeżdżasz? Co planujesz?
- Do Mediolanu- odparła Lexi ostrożnie- będę fotografować pokazy mody- dodała prawie szeptem.
- To szkoda- Elena wydęła wargi, udając żal- będzie nam tu ciebie brakować. 
- Elena, proszę cię- tym razem do rozmowy włączył się Tyler- przestań kpić i bądź przez chwilę poważna...
- I kto to mówi?- fuknęła dziewczyna, ale po chwili odetchneła głośno przymykając oczy- masz rację. Przepraszam- dodała już spokojnie i wbiła uważne spojrzenie w dawną przyjaciółkę- życzę ci wszystkiego dobrego na nowej drodze życia- powiedziała po czym chwyciła za torebkę i energicznym krokiem opuściła kawiarnię, odprowadzana smutnymi spojrzeniami przyjaciół. 

****

O tej porze w sobotę firma była pusta, nie licząc ochroniarza, dyżurującego na parterze przy głównej recepcji. Większość korporacji nie pracowało w weekendy i nawet szwalnie przerywały szycie na ten czas. Jedyne, co mógł zrobić to zająć się papierkową robotą lub zorganizować modelki, bo choć pokaz zbliżał się wielkimi krokami wciąż nie mieli przysłowiowego wieszaka, na którym mogliby zaprezentować swoje kreacje. Dlaczego więc nie skorzystać z takiej sposobności i na własnej skórze nie przekonać się o atutach kolejnych dam, pragnących pracować dla niego na czas pokazu? 
Westchnął, gdy długonoga blondynka przejęchała dłonią wzdłuż jego rozporka i klatki piersiowej, rozpinając po drodze guziki jego spodni i kremowej koszuli. Marynarka i krawat oraz jej bolerko, pończochy i krwistoczerowna sukienka już leżały na podłodze. 
Nawet nie znał jej imienia. Jedyne, co był w stanie zarejestrować to jej gibkie ciało, które wyczuwał pod palcami i sprawny język, doprowadzający go na skraj szaleństwa. Po chwili gdzieś na dnie jego świadomości doszedł go tętent czyiś energicznych kroków i skrzypienie otwieranych drzwi. 
Jego towarzyszka szybciej niż on zorientowała się co się dzieje. Oderwała się od jego ust i ześlizgnęła z jego kolan, czym prędzej sięgając po sukienkę. Nie założyła jej jednak a jedynie przycisnęła do piersi, jakby to mogło ukryć jej nagość i ze zdziwieniem wpatrywała się w szeroko otwarte drzwi z miną, jakby miała ochotę zapaść się pod ziemię. Damon podąrzył za jej spojrzeniem i zamarł.
W progu stała rozwścieczona Elena. Jej oczy płonęły nienaturalnym blaskiem i ciskały błyskawice, usta wykrzywiły się w parodii uśmiechu, wyrażającego żądzę mordu. Po raz kolejny dostrzegł podobieństwo dziewczyny do Mikealsonów.
Elena była w szoku. Po spotkaniu z przyjaciółmi cała aż trzęsła się z nerwów i musiała odreagować. Wybrała się na długi spacer, ale to nie pomogłojej poukładać myśli, które wciąż zaprzątały jej głowę. I wtedy przypomniała sobie o propozycji prezesa, by spędzić najbliższe dwa dni w biurze, zawalona papierami. Potrzebowała zająć czymś głowę, przestać myśleć i skupić się na czyms innym. Była w pobliżu firmy, co ostatecznie przeważyło i w końcu postanowiła mu pomóc. Podobno miał tyle pracy, był wręcz zawalony robotą a tu okazuje się, że znów zabawia się z kolejną chętną panienką?!!! To przeważyło czarę goryczy; zawładnęła nią dzika furia.
Damon odchrząknął nerwowo. 
- Eleno, poznaj proszę naszą nową modelkę... 
- Modelkę czy prywatną dziwkę?- spytała ostro, taksując go spojrzeniem, wyrażajacym jedynie niepochamowane obrzydzenie- tak miała wyglądać nasza wspólna praca? A może zamierzałeś zaproponować nam trójkącik, co? 
- Hej, nie zapędzaj się tak...
- Nie wiesz jeszcze jak daleko potrafię się zapędzić- Elena dźgnęła go w pierś paznokciem nie dbając już o to, że rozmawia ze swoim bądź co bądź szefem- a ty mała lafiryndo chciałaś dostać posadę przez łóżko prezesa? W takim razie ostaro się przeliczyłaś, bo on ma już narzeczoną. 
- Ciebie?- dzewczyna kpiąco uniosła brwi a Elena wybuchnęła śmiechem, pozbawionym wesołości. 
- Ja jeste tylko jego asystentką i uwierz,  w życiu bym się tak nie upokorzyła, żeby z nim być- oświadczyła dziewczyna z dumą- a teraz wynoś się zanim cię stąd wyrzucę.
- Co...
Ale Elena już jej nie słuchała- chwycił jej bolerko po pończochy, leżące na ziemii i jednym ruchem wyrzuciła jej przez okno. 
- Ty wariatko- wrzasnęła modelka, ale Elena tylko założyła ręce na piersi, uśmiechając się kpiąco. 
- No leć po to- zakomenderowała głosem, jakim większość właścicieli zwraca się do swoich psów- teraz. 
W oczach dziewczyny stanęły łzy, gdy ściskając w pół sukienkę wybiegła z gabinetu. 
Dopiero teraz Elena spojrzała na Damona, który wpatrywał się w nią  oczami błyszczącymi podekscytowaniem i nieskrywanym podziwem. Mężczyzna w kilku susach pokonał dzielącą ich odległość, przyciskając ją do ściany własnym ciałem. Jej wzrok spoczął najpierw na jego niesamowitych oczach, ale zaraz potem na wykrzywionych w zarozumiałym uśmiechu ustach, wprost stworzonych do całowania. Znów ją hipnotyzował i wywoływał dreszcze w całym jej ciele, jednak świadomość, że za pomocą tych samych ust oszukiwał swoją narzeczoną i zdradzał kobietę, którą bądź co bądź powinien kochać była jak kubeł zimnej wody i trzymała jej instynkty na wodzy. 
- Odsuń się- zarządała stanowczo- zanim zawołam ochronę i oskarżę cię o napastowanie. 
- Byłaś wspaniała- szepnął ignorując kompletnie jej wypowiedź i musnął wargami płatek jej ucha, co wywołało dreszcz, przebiegający wzdłuż jej kręgosłupa- tak pełna pasji... Nawet nie wyobrażasz sobie, jaka jesteś seksowna i słodka, gdy się złościsz. To wyglądało, jak scena zazdrości...
- No widzisz? A było jedynie przejawem dobrego wychowania i zasad moralnych, których ty niestety już nie posiadasz- odparła Elena z mocą i odepchnęła go od siebie tak, że wylądował na środku gabinetu. Nie było to trudne, wcale się nie bronił a wręcz sprawiał wrażenie, jakby taka sytuacja jak najbardziej była mu na rękę. 
- Coraz częściej zastanawiam się, czy nie powiedzieć o wszystkim twojej narzeczonej- stwierdziła brunetka, obrzucając go niechętnym spojrzeniem- mojąc w domu męską dziwkę powinna regularnie badać się na obecność chorób wenerycznych- to mówiąc, kusząco kręcąc biodrami opuściła jego gabinet, mocno zatrzaskując za sobą drzwi. 


****

Sukienkę ubrała w windzie, niemal wybiegła z siedziby S&T, zbierając po drodze resztę swojej garderoby. Dokładnie w tym momencie jej telefon rozdzownił się. Dziewczyna spojrzała na wyświetlacz, westchnęła ciężko i nacisknęła zieloną słuchawkę. 
- Halo?.... Nie, nie dostałam tej roboty.... W ostatniej chwili weszła jakaś dziewczyna i wyrzuciła mnie za drzwi... Nie, nie narzeczona.... W sumie sama nie wiem.... Jego asystentka..... A skąd ja mam to wiedzieć? Możliwe, że z nią sypia, to wyjaśniałoby jej złość.... Skoro tak ci zależy to wyślij tu inną dziewczynę, bo ja z tą wariatką nie chcę mieć nic wspólnego... To twoja zemsta a nie moja.... W takim razie musisz się streszczać, pokaz już za dwa tygodnie.... Do zobaczenia....