środa, 22 października 2014

Informacja

Wiem, że już dawno nie było rozdziału, ale do głowy przyszedł mi kolejny wariacki pomysł i jak to ja, natychmiast musiałam go zrealizować xD Obiecuję w miarę możliwości nadrabiać zaległości, a tymczasem....

Zapraszam  na mojego nowego bloga wszystkich fanów serialu "Gossip Gril", paringu Blair i Chuck'a lub po prostu miłośników gorących, wybuchowych romansów, intryg i skandali. Już niedługo ( a być może nawet dzisiaj) pojawi się tam rozdział 1. Gorąco zachęcam do odwiedzania i komentowania :***

środa, 8 października 2014

Rozdział 9. Chmura Gradowa.

Rozdział wymuszony, niedopracowany i skrócony maksymalnie( o ostatniej scenie nawet nie wspomnę). Wiedziałam co chciałam napisac a i tak zmieniłam to w trakcie chyba ze trzysta razy.... Szkoda gadać ;( 
Pozdrawiam wszystkich czytelników, gorąco zachęcam do komentowania  i wytykania mi błędów (a z pewnością jest ich sporo):**** EDIT: Z dedykacją dla Weroniki. Mam nadzieję, że zdążyłam z rozdziałem zanim spełniłaś groźbę xD P.S Wiem, że są literówki inne tego typu błędy, ale już nie mam dzisiaj siły tego poprawiać ;))







Nie ma to jak chwila rozrywki po uporczywym, wykańczającym tygodniu- pomyślał Damon, z satysfakcją przysłuchując się jękom Camille. Wiedział, że za chwilę osiągnie szczyt rozkoszy, do tego też dążyły jego zabiegi. Uwielbiał to uczucie, gdy był panem sytuacji, uwielbiał, gdy kobiety błagały go, by przestał i jednocześnie nie przestawał. Nie było tajemnicą, że Damon Salvatore to nie tylko seksowny i nieziemsko przystojny facet o niebanalnej osobowości- miał również pewne "łóżkowe" talenty, które nie były bez znaczenia w jego kontaktach z przedstawicielkami płci pięknej.
Camille krzyknęła donośnie, gdy dopadły ją gwałtowne skurcze w jej jaskini rozpusty. Nim z niej wyszedł pocałowała go namiętnie i lubieżnie oblizała usta.
- Było bajecznie jak zwykle- powiedziała blondynka, ubierając bieliznę i uśmiechnęła się do niego uwodzicielsko- tylko nie rozumiem, dlaczego się tak spieszyłeś.
- Bo ja, w przeciwieństwie do ciebie, dziś jeszcze pracuję- mruknął z irytacją. Powtarzał jej to od kilku godzin, ale do niej nie docierało, że nie może sobie tego odpuścić ze względu na zbliżający się wielkimi krokami pokaz i związane z tym problemy, którym musiał sprostać.- to, że skończyliście kolekcję nie oznacza, że wszystko inne poszło tak gładko. Jest masę spraw, które wcześniej trzeba pozałatwiać jak należy.
 Camille wysoko uniosła brwi.
-Nie możesz poprosić tej swojej przesłodzonej sekretareczki, żeby cię wyręczyła? Przecież od tego ją masz- prychnęła, kręcąc głową z pobłażaniem. Nie widziała w tym żadnego problemu, w końcu Salvatore mógł sobie pozwolić na to, by bezkarnie wysługiwać się ludźmi a już szczególnie swoimi pracownikami.
- Nie mogę!- warknął, jednym ruchem zarzucając na siebie parę ciemnych, szytych na miarę spodni dresowych i sportową koszulkę, która tylko podkreślała idealne mięśnie jego ramion, brzucha i klatki piersiowej. Prawda była taka, że próbował namówić Elenę do zarwania kolejnej nocy i spędzenia w pracy również weekendu, ale ta zaprotestowała gwałtownie a najgorsze było to, że nie mógł mieć do niej o to pretensji. Jej umowa jasno wskazywała warunki pracy- Elena jest dyspozycyjna w tygodniu, ale sobota i niedziela są dla niej święte tym bardziej, że w ciągu ostatnich dwóch tygodni zacharowywała się jak dziki osioł, dbając także a może nawet przede wszystkim o jego interesy. Nie mógł mieć do niej żalu o to, że chciała odpocząć i nie wzięła nadgodzin, w końcu zasługiwała na odrobinę czasu tylko dla siebie.
- I to do pracy idziesz  o siódmej rano ubrany jak na siłownię?- spytała Camille z powątpiewaniem, wyrywając go z chwilowego zamyślenia. Mężczyzna spojrzał na nią z figlarnym uśmiechem.
- Nie, idę biegać. Tobie też by się trochę ruchu przydało- mruknął i zaśmiał się cicho, uchylając się przed pędzącym w jego stronę butem na dziesięciocentymetrowym obcasie.
- Pozdrów Evelyn ode mnie- zawołała za nim z kpiącym uśmiechem a ten tylko zmrużył oczy z rozbawieniem i zniknął za drzwiami.

****

Biegł właśnie swoją ulubioną trasą, jedną z nieuczęszczanych ścieżek Central Parku, gdy zauważył przemykającą między drzewami znajomą sylwetkę. Przeyspieszył, by się z nią zrównać i jednocześnie upewnić się, czy to na pewno ona, ale ta nawet go nie zauważyła, skupiona na kolejnych pokonywanych kilometrach i muzyce, płynącej z małych słuchaweczek i dzięki temu  przez jakiś czas mógł się jej bez konsekwencji przyglądać.
Ubrana była w czarny, sportowy staniczek idealnie podkreślający jej pełne piersi i nagi co prawda, płaski brzuszek, oraz ścisle przylegające niczym druga skóra kremowe leginsy i adidasy, specjalnie przeznaczone do biegania na długie dystanse. Jej ciemne włosy, spięte w wysoki kucyk podrygiwały przy każdym kroku a klatka piersiowa unosiła się miarowo. Była naprawdę maksymalnie skupiona i to jej skupienie właśnie tak go zaintrygowało. Tak samo wyglądała, gdy pracowała, przygryzając dolną wargę i marszcząc delikatnie kształtne brwi, jakby to, co robiła naprawdę ją interesowało i sprawiało przyjemność. Ona właściwie bez przerwy wyglądała jakby wysiłek dawał jej radość i satysfakcję i to właśnie różniło ją od większości dziewczyn, które znał. Ciekawiła go i stanowiła zagadkę a to był kolejny powód, dla którego zgodził się na ten zakład z Enzo.
- Hej- szturchnął brunetkę delikatnie łokciem a ta podskoczyła gwałtownie i zatrzymała się, zginając się wpół i przytrzymując się drzewa, żeby nie upaść.
- Co do...- zaczęła, ciężko oddychając i położyła dłoń na sercu jakby w ten sposób mogła kontrolować częstotliwość, z jaką pompowało krew- co ty tu...
- Chyba właśnie połączyło nas wspólne hobby- zażrtował miękko z diabelskimi iskierkami w oczach i przystanął koło niej- wybacz, nie chciałem cię przestraszyć- dodał z przepraszającym uśmiechem, ale rozbawienie w jego oczach sprawiało, że jakoś ciężko było jej w to uwierzyć. Prychneła tylko cicho, kręcąc głową z udawanym oburzeniem i głośno przełykając ślinę osunęła się plecami po drzewie, siadając na zimnej i wilgotnej ziemi.
- Co ty robisz? Jeszcze się przeziębisz- warknął i jedny ruchem bezceremonialnie ją podniósł, ignorując jej głośne protesty- nie zapominaj, że właśnie zaczęła się jesień, najlepszy czas na rozwój wszelkich chorób. A ja potrzebuję cię w pracy pełnej sił, a nie całej zasmarkanej i kichającej.
Nie zwracając uwagi na jej krzyki, wierzganie nogami i pięści, okładające jego tors, dzielnie kroczył przed siebie, z każdym krokiem uśmiechając się szerzej.
Jej ciało było naprawdę idealne, teraz mógł to wyraźnie wyczuć. Świetnie dopasowywało się do kształtu jego dloni sprawiając, że trzymanie jej w ramionach stawało się czymś całkowicie naturalnym. Był facetem z krwi i kości, więc bymanjmniej nie zdziwiła go reakcja jego własnego ciała na jej drobne ciało pozbawione skaz i zmysłowy zapach, który wokół siebie roztaczała. To był coś kwiatowego, ale bardzo subtelnego, z nutką nęcącej zmysły słodyczy i zabarwione czymś świeżym niczym delikatny zefirek, niosący za sobą oddech lasu.
Potrząsnął głową z roztargnieniem, gdy zaczął to w myślach analizować i wypuścił Elenę z objęć, sadzając ją na ławce. Gdy tylko uwolniła się z jego żelaznego uścisku założyła ręce na piersi i podciągneła kolana pod brodę, wydymając wargi niczym obrażona pięciolatka. Zaśmiał się cicho, siadając obok niej.
- To było bardzo niestosowne i nieprofesjonalne- stwierdziła z poważną miną, choć w jej głosie dosłyszał nutkę rozbawienia- proszę się nad tym zastanowić panie prezesie.
- Jakieś sugestie?- Damon uniósł brwi i komicznie przekrzywił głowę, zbliżając  się do niej na tyle blisko, że do jej nozdrzy dotarł jego kuszący, zmysłowy zapach.
- Owszem- odparła, terz już jawnie rozbawiona, podejmując jego grę. Nachyliła się nad nim, zmniejszając dzielący ich dystans niemal do zera i zachichotała cicho- na przykład pracę, przecież jest tyle do zrobienia...
- A no właśnie...- westchnął teatralnie, zerkając na nią kątem oka, ale ta stanowczo pokręciła głową.
- Podam cię do sądu, jeśli okaże się, że nasze spotkanie nie było przypadkowe; że mnie śledziłeś, żeby namówić do weekendowych nadgodzin- powiedziała twardo, ale z lekkim usmiechem- potrzebuję czasu dla siebie i mam kilka ważnych spraw do załatwienia. Pomijając już to, że zwyczajnie musze odpocząć.
- I tak wygląda twój odpoczynek po całym tygodniu charówki?- Damon z powątpiewaniem uniósł brew- kolejny wysiłek i to o siódmej trzydzieści w sobotę?
- I tak wygląda twoja praca?- spytała Elena, naśladując ton jego głosu sprzed sekundy- wysiłek fizyczny zamiast sterty papierów?
Damon zmrużył oczy i zlustrowal ją wzrokiem z góry na dół, uśmiechając się z uznaniem.
- Masz rację- przyznał a ona spojrzała na niego ze zdziwieniem. Przez te dwa tygodnie, które spędziła w jego towarzystwie zdążyła dostrzec, że usłyszenie od niego podobnych słów graniczyło z cudem- nie powinienem naciskać zwłaszcza, że to byłaby bardziej działalność charytatywna, ale po prostu nie jestem pewien, czy dwa dni starczą, aby to wszystko ogarnąć. Nie przeczę, że przydałby mi się ktoś szybki i kompetentny do pomocy.
Elena na moment zaniemówiła, wpatrując się w niego szeroko otwartymi oczyma. Dopiero po sekundzie, gdy w jego spojrzeniu dostrzegła jakiś niebezpieczny błysk a jego usta rozciągnęły się w szelmowskim uśmiechu odwróciła wzrok, oblewając się uroczym rumieńcem.
- Wybacz, ale dziś będziesz musiał poradzić sobie sam- oświadczyła stanowczo, ale w jej głosie wyłapał coś na kształt żalu, jakby naprawdę czuła się winna, musząc odmówić pomocy, gdy on rzeczywiście jej potrzebował- mam nadzieję, że wytrzymasz do poniedziałku- dodała, uśmiechając się przekornie, niczym mały, niesforny, złośliwy chochlik. Damon zmrużył oczy i przysunął się do niej na odległość pocałunku. Elena wstrzymała oddech a cała krew odpłynęła z jej twarzy. Był za blisko, hipnotyzował ją siłą swojego spojrzenia, zmysłowym zapachem i układem warg, wygiętych w kpiącym uśmiechu. Jego lazurowe tęczówki przez chwilę intensywnie się w nią wpatrywały, jakby analizowały każdy jej ruch i najsubtelniejszą reakcję na jego bliskość a to sprawiło, że jej policzki natychmiast oblały się purpurą. Jego usmiech, tak bardzo pewny siebie i kpiący zdradzał, jak wielką satysfakcję mu to sprawiło.
- Spróbuję- szepnął, a jego słodki oddech owiał jej twarz. Elena głośno przełknęła ślinę, siłą woli zmuszając się, żeby nie odwrócić wzroku albo co gorsza nie spojrzeć na jego pełne, zapraszające go pocałunków usta. To byłoby naprawdę żałosne.
- No dobrze- westchnęła  w końcu, wstając z ławki i uśmiechnęła się nieśmiało- jeśli ty nie masz  nic innego do roboty oczywiście możesz spędzić resztę poranka na tej ławce, ale ja już muszę iść. Do zobaczenia w poniedziałek- dodała i pobiegła w przeciwną stronę.
Patrzył za nią, z lubością obserwując jej szybko poruszające się smukłe nogi, krągłe, jędrne pośladki i długie lśniące włosy, powiewające za nią niczym grzywa konia w pełnym galopie.
Nie ruszył za nią. Nie musiał. Dowiedział się już wszystkiego, co musiał wiedzieć by wreszcie wcielić w życie swój plan. Co jak co, ale z darmowej butelki burbona nie zamierzał rezygnować.

****


Elena długo nie mogła wyjść z szoku gdy dowiedziała się, że Caroline postanowiła zadecydować za nią i Matta i umówić ich na "przyjacielskie" spotkanie z Lexi i Tylerem. Pokłóciły się o to i skończyło się na kilku rozbitych talerzach i ostentacyjnym milczeniu podczas śniadania, co Matt skwitował jedynie ciężkimi westchnieniami i stwierdzeniem, że obie zachowują się jak dzieci. 
Problem polegał na tym, że Elena naprawdę nie miała nic do powiedzenia dawnym przyjaciołom a wiedziała, że Lexi  tęskni za czasami, gdy między nimi wszystko było inaczej choć powinna rozumieć, że w takiej sytuacji, gdy Elenie przyszło wybierać między nią a Caro nie mogła postąpić inaczej, niż ją zwyczajnie odtrącić. Nie chciała się otaczać zdrajcami i kłamcami i żadne usprawiedliwienia w tym wypadku do niej nie docierały. Była nieubłagana, zupełnie inaczej, niż jej przyjaciółka, stąd to przeświadczenie, że powinna ją chronić. 
Caroline od razu poinformowała przyjaciół, że Lexi i Tyler już nie są parą i to sprawiło, że w głowie Eleny zapaliła się ostrzegawcza lampka. Wiedziała, jaka panna Forbes potrafi być naiwna i choć sama łatwo wybaczała nie mogła pozwolić, żeby Caroline znów dała się wciągnąć w grę Lockwooda. Wciąż miała w pamięci jej stan, gdy dowiedziała się o zdradzie ukochanego i wiedziała, że gdyby nie ona i Matt to mogłoby się tragicznie zakończyć. 
Musiała to przyznać przed samą sobą- choć było to cholernie bolesne, dla niej Tyler Lockwood już od dawna nie istniał. Nienawidziła go i miała nadzieję już więcej nie spotkać.
Matt ścisnął jej dłoń uspokajająco, gdy odskoczyła od Tylera, który próbował uścisnąć ją na powitanie jak za dawnych czasów i zasiadła do stolika, obrzucając Lexi niechętnym spojrzeniem. Spotkali się w kawiarni niedaleko siedziby S&T, która stała się niepisanym miejscem przebiegu większości niezręcznych sytuacji. Caroline pomyślała o Klausie, ale zaraz odrzuciła od siebie jego obraz, skupiając wzrok na dwójce, siedzącej naprzeciw niej. Obserwowała każdy ioch najmniejszy gest, bo choć nie powinno ją to w ogóle interesować podświadomie dopatrywała się czegoś, co zdemaskuje ich kłamstwo odnośnie zerwania. Mimo, że za żadne skarby świata nie wróciłaby do Lockwooda wciąż była wobec niego i Lexi nieufna. Jednak to prawda, że raz zachwiane zaufanie nie tak łatwo odbudować. 
Lexi tymczasem skupiła wzrok na Elenie. To na jej uwadze zależało jej najbardziej, to za nią naprawdę tęskniła i to z nią chciała choć spróbować się porozumieć, jednak beznamiętne spojrzenie brunetki wcale nie ułatwiało jej zadania. Dziewczyna uśmiechnęła się blado i nerwowo przełknęła ślinę, wbijając wzrok w zaciśnięte na brzegu stołu dłonie. 
- Myślę, ze wszystkim wam należą się przeprosiny- powiedziała w końcu, drżącym głosem- to ja namieszałam, to ja ponoszę za to odpowiedzialność...
- Aleksandro- przerwała jej Elena, odzywając się chyba po raz pierwszy od samego początku tego spotkania a Lexi aż skurczyła się w sobie. Odkąd pamiętała przyjaciółka zwracała się do niej pełnym imieniem tylko w dwóch przypadkach- gdy miała jej do zakomunikowania coś nieprzyjemnego, lub gdy była na nią naprawdę zła- dla mnie to już nie ma znaczenia. Jedyną osobą, która powinna nas przepraszać jest Tyler, od ciebie ani ja ani Matt niczego nie oczekujemy... Zachowałaś się jak ostatnia dziwka i sama musisz z tym teraz żyć. Nie ma sensu się nad tym rozstrząsać. wydawało mi się, że chciałaś się spotkać w trochę innym celu, niż wspominanie starych, dobrych czasów- dodała ze złośliwym błyskiem w oku i ostrzegawczą nutą w głosie. 
Po tych słowach napięcie zgęstniało jeszcze o ile w ogóle było to możliwe. Cisza przedłużała się w nieskończoność, nikt nie wiedział jak zareagować na prawdę, wypowiedzianą z prostotą i stoickim spokojem, co paradoksalnie raniło jeszcze bardziej.
- Chciałam się po prostu pożegnać- powiedziała w końcu Lexi, ocierając łzy, które niespodziewanie zgromadziły się w kącikach jej oczu- myślałam, że zanim wyjadę pozałatwiam wszystkie dręczące mnie sprawy tak, by nie zostawiać za sobą żadnych niedmówień, ale widzę, że się przeliczyłam. 
- Chodzi o to, że ta sprawa jest chyba już odrobinkę przedawniona- powiedział Matt, intensywnie wpatrując się w dawnego przyjaciela. Ten siedział ze spuszczoną głową, nonszalancko rozpostarty na krześle i tylko mięśnie szczęki, zaciśnięte z siłą imadła świadczyły o tym, że jednak słuchał rozmowy, toczonej obok niego. 
- Bo jest- potwierdziła Caroline, zdobywając się na rezolutny ton głosu- nie ma sensu się o to szarpać. To już przeszłość a czasu się nie cofnie. 
- No właśnie- podchwyciła Elena i zmusiła się do szerokkiego uśmiechu- dobrze, powiedzmy, że u mnie masz czyste konto. 
- Elena...
- Nie, naprawdę. Już prawie zapomniałam jak bardzo zraniliście moją przyjaciółkę. Zapomniałam o czterech miesiącach milczenia, o każdej wylanej przez nią łzie, którą musiałam ocierać. Skoro ona zapomniała, to dlaczego ja miałabym trzymać urazę? 
Matt ponownie ścisnął jej dłoń, chcąc jej dać znak, żeby trochę odpuściła. Elena głośno wypuściła powietrze z płuc i z niemal przyjacielskim uśmiechem spytała:
- A więc dokąd wyjeżdżasz? Co planujesz?
- Do Mediolanu- odparła Lexi ostrożnie- będę fotografować pokazy mody- dodała prawie szeptem.
- To szkoda- Elena wydęła wargi, udając żal- będzie nam tu ciebie brakować. 
- Elena, proszę cię- tym razem do rozmowy włączył się Tyler- przestań kpić i bądź przez chwilę poważna...
- I kto to mówi?- fuknęła dziewczyna, ale po chwili odetchneła głośno przymykając oczy- masz rację. Przepraszam- dodała już spokojnie i wbiła uważne spojrzenie w dawną przyjaciółkę- życzę ci wszystkiego dobrego na nowej drodze życia- powiedziała po czym chwyciła za torebkę i energicznym krokiem opuściła kawiarnię, odprowadzana smutnymi spojrzeniami przyjaciół. 

****

O tej porze w sobotę firma była pusta, nie licząc ochroniarza, dyżurującego na parterze przy głównej recepcji. Większość korporacji nie pracowało w weekendy i nawet szwalnie przerywały szycie na ten czas. Jedyne, co mógł zrobić to zająć się papierkową robotą lub zorganizować modelki, bo choć pokaz zbliżał się wielkimi krokami wciąż nie mieli przysłowiowego wieszaka, na którym mogliby zaprezentować swoje kreacje. Dlaczego więc nie skorzystać z takiej sposobności i na własnej skórze nie przekonać się o atutach kolejnych dam, pragnących pracować dla niego na czas pokazu? 
Westchnął, gdy długonoga blondynka przejęchała dłonią wzdłuż jego rozporka i klatki piersiowej, rozpinając po drodze guziki jego spodni i kremowej koszuli. Marynarka i krawat oraz jej bolerko, pończochy i krwistoczerowna sukienka już leżały na podłodze. 
Nawet nie znał jej imienia. Jedyne, co był w stanie zarejestrować to jej gibkie ciało, które wyczuwał pod palcami i sprawny język, doprowadzający go na skraj szaleństwa. Po chwili gdzieś na dnie jego świadomości doszedł go tętent czyiś energicznych kroków i skrzypienie otwieranych drzwi. 
Jego towarzyszka szybciej niż on zorientowała się co się dzieje. Oderwała się od jego ust i ześlizgnęła z jego kolan, czym prędzej sięgając po sukienkę. Nie założyła jej jednak a jedynie przycisnęła do piersi, jakby to mogło ukryć jej nagość i ze zdziwieniem wpatrywała się w szeroko otwarte drzwi z miną, jakby miała ochotę zapaść się pod ziemię. Damon podąrzył za jej spojrzeniem i zamarł.
W progu stała rozwścieczona Elena. Jej oczy płonęły nienaturalnym blaskiem i ciskały błyskawice, usta wykrzywiły się w parodii uśmiechu, wyrażającego żądzę mordu. Po raz kolejny dostrzegł podobieństwo dziewczyny do Mikealsonów.
Elena była w szoku. Po spotkaniu z przyjaciółmi cała aż trzęsła się z nerwów i musiała odreagować. Wybrała się na długi spacer, ale to nie pomogłojej poukładać myśli, które wciąż zaprzątały jej głowę. I wtedy przypomniała sobie o propozycji prezesa, by spędzić najbliższe dwa dni w biurze, zawalona papierami. Potrzebowała zająć czymś głowę, przestać myśleć i skupić się na czyms innym. Była w pobliżu firmy, co ostatecznie przeważyło i w końcu postanowiła mu pomóc. Podobno miał tyle pracy, był wręcz zawalony robotą a tu okazuje się, że znów zabawia się z kolejną chętną panienką?!!! To przeważyło czarę goryczy; zawładnęła nią dzika furia.
Damon odchrząknął nerwowo. 
- Eleno, poznaj proszę naszą nową modelkę... 
- Modelkę czy prywatną dziwkę?- spytała ostro, taksując go spojrzeniem, wyrażajacym jedynie niepochamowane obrzydzenie- tak miała wyglądać nasza wspólna praca? A może zamierzałeś zaproponować nam trójkącik, co? 
- Hej, nie zapędzaj się tak...
- Nie wiesz jeszcze jak daleko potrafię się zapędzić- Elena dźgnęła go w pierś paznokciem nie dbając już o to, że rozmawia ze swoim bądź co bądź szefem- a ty mała lafiryndo chciałaś dostać posadę przez łóżko prezesa? W takim razie ostaro się przeliczyłaś, bo on ma już narzeczoną. 
- Ciebie?- dzewczyna kpiąco uniosła brwi a Elena wybuchnęła śmiechem, pozbawionym wesołości. 
- Ja jeste tylko jego asystentką i uwierz,  w życiu bym się tak nie upokorzyła, żeby z nim być- oświadczyła dziewczyna z dumą- a teraz wynoś się zanim cię stąd wyrzucę.
- Co...
Ale Elena już jej nie słuchała- chwycił jej bolerko po pończochy, leżące na ziemii i jednym ruchem wyrzuciła jej przez okno. 
- Ty wariatko- wrzasnęła modelka, ale Elena tylko założyła ręce na piersi, uśmiechając się kpiąco. 
- No leć po to- zakomenderowała głosem, jakim większość właścicieli zwraca się do swoich psów- teraz. 
W oczach dziewczyny stanęły łzy, gdy ściskając w pół sukienkę wybiegła z gabinetu. 
Dopiero teraz Elena spojrzała na Damona, który wpatrywał się w nią  oczami błyszczącymi podekscytowaniem i nieskrywanym podziwem. Mężczyzna w kilku susach pokonał dzielącą ich odległość, przyciskając ją do ściany własnym ciałem. Jej wzrok spoczął najpierw na jego niesamowitych oczach, ale zaraz potem na wykrzywionych w zarozumiałym uśmiechu ustach, wprost stworzonych do całowania. Znów ją hipnotyzował i wywoływał dreszcze w całym jej ciele, jednak świadomość, że za pomocą tych samych ust oszukiwał swoją narzeczoną i zdradzał kobietę, którą bądź co bądź powinien kochać była jak kubeł zimnej wody i trzymała jej instynkty na wodzy. 
- Odsuń się- zarządała stanowczo- zanim zawołam ochronę i oskarżę cię o napastowanie. 
- Byłaś wspaniała- szepnął ignorując kompletnie jej wypowiedź i musnął wargami płatek jej ucha, co wywołało dreszcz, przebiegający wzdłuż jej kręgosłupa- tak pełna pasji... Nawet nie wyobrażasz sobie, jaka jesteś seksowna i słodka, gdy się złościsz. To wyglądało, jak scena zazdrości...
- No widzisz? A było jedynie przejawem dobrego wychowania i zasad moralnych, których ty niestety już nie posiadasz- odparła Elena z mocą i odepchnęła go od siebie tak, że wylądował na środku gabinetu. Nie było to trudne, wcale się nie bronił a wręcz sprawiał wrażenie, jakby taka sytuacja jak najbardziej była mu na rękę. 
- Coraz częściej zastanawiam się, czy nie powiedzieć o wszystkim twojej narzeczonej- stwierdziła brunetka, obrzucając go niechętnym spojrzeniem- mojąc w domu męską dziwkę powinna regularnie badać się na obecność chorób wenerycznych- to mówiąc, kusząco kręcąc biodrami opuściła jego gabinet, mocno zatrzaskując za sobą drzwi. 


****

Sukienkę ubrała w windzie, niemal wybiegła z siedziby S&T, zbierając po drodze resztę swojej garderoby. Dokładnie w tym momencie jej telefon rozdzownił się. Dziewczyna spojrzała na wyświetlacz, westchnęła ciężko i nacisknęła zieloną słuchawkę. 
- Halo?.... Nie, nie dostałam tej roboty.... W ostatniej chwili weszła jakaś dziewczyna i wyrzuciła mnie za drzwi... Nie, nie narzeczona.... W sumie sama nie wiem.... Jego asystentka..... A skąd ja mam to wiedzieć? Możliwe, że z nią sypia, to wyjaśniałoby jej złość.... Skoro tak ci zależy to wyślij tu inną dziewczynę, bo ja z tą wariatką nie chcę mieć nic wspólnego... To twoja zemsta a nie moja.... W takim razie musisz się streszczać, pokaz już za dwa tygodnie.... Do zobaczenia....