niedziela, 30 listopada 2014

Rozdział 11. Przebudzenie

- Elena się odzywała?- zagadnął Matt podczas cotygodniowych zakupów. Caroline pokręciła jedynie  głową i wrzuciła do sklepowego wózka pudełko swoich ulubionych płatków śniadaniowych, jednocześnie niczym radar rejestrując zawartość pozostałych półek. Mieli już zapas pieczywa, rzeczonych płatków, wędliny, jajek, sera i ulubionej kawy Eleny, jednak mimo to blondynka nie miała dosyć- uwielbiała zakupy i to pod każdą postacią.

- Pewnie jest jeszcze w pracy- stwierdziła obojętnie i zerknęła na zegarek- dopiero dziewiętnasta a wiesz, jaki się z niej ostatnio pracuś zrobił- dziewczyna przewróciła oczami.
- A co się dzieje z Tylerem?- spytał ostrożnie. Caroline zamarła z dłonią w pół drogi do półki z herbatami i choć była odwrócona do niego plecami Matt wiedział, że dokładnie w tym momencie po jej twarzy przemknął grymas bólu.
- Niby dlaczego miałby się do mnie odezwać?- udała szczere zdziwienie- prędzej do Eleny, to na jej wybaczeniu zależy mu najbardziej- dodała z goryczą.

Matt zmarszczył brwi, kompletnie zbity z tropu.

- Caro...- zaczął widząc, jak ta znów nerwowo rozgląda się po sklepie- to zabrzmiało tak, jakbyś sądziła, że Elenę i Tylera mogło coś łączyć.

Caroline przystanęła na moment i wzięła jeden, uspokajający wdech.

- To nie tak Mattie- odparła z cięzkim westchnieniem- kocham Elenę i wiem, że nigdy by mnie nie zdradziła. Chodzi o to, że... To zabrzmi okropnie i możesz mnie wziąć za desperatkę, najgorszą przyjaciółkę na świecie, ale...
- No wyduś to z siebie- ponaglił ją przyjaciel. Caroline jęknęła cicho i wbiła wzrok w sklepowy wózek, zapełniony po brzegi ich zakupami.
- Mattie, powiedz mi dlaczego wszyscy ją tak ubóstwiają? Dlaczego wszyscy traktują ją jak księżniczkę? Dlaczego przy niej zawsze wypadam blado? Ty najlepiej powinieneś to wiedzieć, w końcu sam bez przerwy myślisz tylko o niej...

Ku jej ogromnemu zdziwieniu  Matt wybuchnął gromkim śmiechem. Zgiął się wpół, opierając o wózek, żeby nie upaść i śmiał się w niebogłosy. Inni klienci przechodzący obok niego aż przystawali z wrażenia, pukając się w czoło i pomstując nad jego głupotą, ale ten nic sobie z tego nie robił, ocierając łzy rozbawienia, które zgromadziły się w kącikach jego oczu.

- Nigdy nie powiedziałbym- rzekł pomiędzy skurczami przepony- że Caroline Forbes może być zazdrosna o inną kobietę.
- To wcale nie jest zabawne- obruszyła się blodynka, wydymając wargi.
- Och wiem o tym- przyznał Matt, na próżno usiłując się uspokoić- ale musisz przyznać, że gdy taka piękna, mądra, słodka i zwariowana dziewczyna jak ty mówi, że czuje się pomijana jest to jedynie powód do śmiechu.
- Brawo, prawie udało ci się poprawić mi nastrój- mruknęła Caroline a kąciki jej ust delikatnie wygięły się ku górze.
- Przecież mówiłem to wszystko całkowicie szczerze!- zawołał Matt i delikatnie otoczył dziewczynę ramieniem, przytulając do swojego boku- ty i Elena jestecie całkowicie różne- macie inną urodę, inne upodobania, inny styl bycia, inaczej oddziałowujecie na otoczenie. A wiesz, co was łączy? Obie jesteście tak niesamowicie olśniewające, że nie da się was zapomnieć. Mącicie ludziom w głowach, zarażacie pozytywną energią i pach- albo was kochają, albo nienawidzą. I swoją drogą, gdyby nie to, że od lat traktuję cię jak młodszą siostrę sam chętnie bym się z tobą umówił.
- A no właśnie- podchwyciła blondynka- dlaczego Eleny nigdy nie traktowałeś jak młodszej siostrzyczki? Dlaczego się w niej zakochałeś?

Matt uśmiechnął się zdawkowo na wspomnienie pierwszych nastoletnich porywów serca.

- Elena była moją pierwszą miłością niemal od pierwszej chwili, gdy ją tylko zobaczyłem. Myślę, że to kwestia przyciągania, jakiegos połączenia, chemii czy jakkolwiek inaczej to nazwiesz. Jeśli coś takiego nie zrodzi się między dwojgiej ludzi to przecież nie oznacza, że jest to wina jednej ze stron. A jeśli wciąż się tym martwisz to spójrz na tego całego projektancika- poznał was dwie, ale to ty go oczarowałaś. To ty zawróciłaś mu w głowie, od samego początku. Na Elenę ani razu nie spojrzał w taki sposób, jak...
- Chodźmy do kasy- przerwała mu Caroline i spłonęła uroczym rumieńcem.
Oczywiście była zawstydzona, ale nie z powodu słów przyjaciela, lecz wspomnień, które obudziły się w niej na samą wzmiankę o Klausie. Nie rozumiała tego- znała Mikealsona zaledwie od miesiąca z czego przez dwa tygodnie nie odezwał się do niej ani razu, z jej winy oczywiście. Bardzo chciała z nim porozmawiać, wytłumaczyć, przeprosić, ale on nie odbierał od niej telefonów i sprawiał wrażenie wielce zajętego pracami nad najnowszą kolekcją, która zdaniem Eleny była przecież niemal całkowicie skończona. Poczucie winy zżerało Caroline od środka do tego stopnia, że bała się, żę pewnego dnia nie zostanie w niej nic prócz bezużytecznej, wyzutej z wszelkich uczuć skorupy.
Na szczęście w tym momencie eksedientka, stojąca za ladą skończyła kasować ich dzisiejsze zakupy i Caroline musiała przerwać rozmyślania, by skupić się na znalezieniu portfela. Wierzcie lub nie, ale znalezienie czegokolwiek w torebce Caroline Forbes graniczyło z cudem. W końcu, gdy kolejka rozrosła się aż do półek z owocami a zniecierpliwieni klienci odrzchrząkali raz za razem, posyłając dziewczynie groźne spojrzenia Matt zlitował się nad przyjaciółką i śmiejąc się cicho uregulował rachunek.

****

- Naprawdę, na nic lepszego cię nie stać?- zakpiła Elena, przekraczając próg "Pandemonium". Wywróciła oczami, gdy Damon przywitał się z bramkarzem jak ze starym przyjacielem i rozejrzała wokół. 

"Nic nadzwyczajnego"- pomyślała. Bo i rzeczywiście, klub jak każdy inny- piekielnie głośna muzyka, tłum naćpanych i pijanych ludzi, usiłujących tańczyć i udowodnić, że wciąż trzymają się na nogach, alkohol, lejący się strumieniami i ostre dyskotekowe światła. Elena uśmiechnęła się pod nosem. Przecież uwielbiała imprezy, jednak nie zamierzała mu niczego ułatwiać. Damon przywlókł ją tu siłą, używając najpodlejszej z możliwych broni- szantażu. A skoro tak to ona  musiała się postarać, żeby pożałował tej decyzji.

- Dziś rozmawialiśmy więcej niż przez ostatnie dwa tygodnie- wymruczał jej wprost do ucha a ona podskoczyła gwałtownie, gdy jego oddech załaskotał jej delikatną skórę, wywołując niekontrolowane dreszcze, przebiegające wzdłuż kręgosłupa. Damon uśmiechnął się pod nosem tym swoim tajemniczym, znaczącym uśmieszkiem, który tak ją irytował a ona w odpowiedzi zmroziła go spojrzeniem.

- Obiad i tańce? Co chcesz tym osiągnąć, uśpić moją czujność?- prychnęła, wymijając go i podeszła do baru. Obsłużył ją około dwudziestoletni blondyn o krzywych zębach i przyjaznym spojrzeniu jasnozielonych oczu. Elena zamówiła szklankę whysky, nerwowo pocierając skronie.

- Powinnaś być mi wdzięczna.- zauważył brunet, dając barmanowi znak, że zamawia to samo co ona.- zabrałem cię do jednej z najlepszych restauracji w mieście i nie pozwoliłem umrzeć z głodu. Teraz proponuję chwilę relaksu a zważywszy na to, że twój strój, gdy zdjęłaś to przeklęte bolerko, nadaje się na imprezę idealnie nie mogłem przepuścić takiej okazji- dodał, mrugając do niej porozumiewawczo.

W samochodzie przez całą drogę   nie mógł oderwać od niej wzroku. Elena miałą na sobie zwiewną granatowaną sukienkę, marszczoną na piersiach i idealnie podkreślającą jej długie smukłe nogi oraz kremowe szpilki sprawiające, że zrównała się z nim wzrostem. Dzisiaj jej włosy były  idealnie wyprostowane a krótsze kosmyki z przodu zaczesane na lewą stronę, imitując ukośną grzywkę. Odkąd zauważył jak bardzo lubiła eksperymentować z fryzurami Damon notował każdą z tych drobnych zmian i musiał przyznać, że ta dziewczyna podobała mu się coraz bardziej. Przynajmniej fizycznie. Z charakteru bowiem  Elena Gilbert była okropną zrzędą, uwielbiającą oceniać innych przez pryzmat własnej definicji moralności. Od czasu, gdy przyłapała go z tamtą modelką komunikację między nimi ograniczyła do minimum. Bez przerwy posyłała mu zimne, przesiąknięte cynizmem i obrzydzeniem spojrzenia, była chłodna i zdystansowana. Gdy próbował zaczynać normalną, neutralną rozmowę ona reagowała niemal alergicznie, rzucając kąśliwe riposty i dwuznaczne aluzje. Wiedziała, że może sobie na więcej pozwolić i zachowywała się  niczym zdradzona narzeczona, czyli dokładnie tak, jak Evelyn by się zachowywała, gdyby rzecz jasna wiedziała o zaistniałej sytuacji. To doprowadzało go do furii.

Barman podał im zamówiony wcześniej alkohol. Damon zapłacił z nawiązką i  z szelmowskim uśmiechem patrzył, jak Elena opróżnia szklankę jednym haustem, po czym prosi blondyna o dolewkę. Salvatore czym prędzej do niej dołączył i po chwili oboje pili kolejną porcję. Damon pochłonął ją w mgnieniu oka i klasnął w dłonie, uśmiechając się szeroko.

-Widzisz? Wiedziałem, że masz potencjał, tylko trzeba pomóc ci się wyluzować- wymruczał z satysfakcją. Elena zaśmiała się kpiąco i przysunęła się do niego na odległośc pocałunku. Nie była pewna, czy to wina alkoholu, który  szumiał w jej głowie czy może tego, jak jego nieziemskie zielono-niebieskie oczy, zmysłowe wargi, lśniące zaczesane do tyłu włosy i niedbale narzucona koszula, eksponująca imponujące mięśnie jego torsu wyglądają w tym świetle, ale nawet nie chciała się nad tym zastanawiać.

- Nikt nie powiedział, że nie lubię się bawić- wyszeptała, niemal muskając jego wargi swoimi. Napięcie między nimi można by było ciąć nożem, oboje czuli te ładunki elektryczne, które przebiegały pomiędzy ich ciałami i oboje nie mogli spuścić wzroku ze swoich prawie stykających się ust. Ich oddechy się przemieszały: stały się ciężkie, niemal dyszące a przecież trwało to jedynie kilka sekund- ja po prostu nie chcę bawić się z tobą- dodała na koniec, gdy była już pewna, że ten cholerny erotoman zamierza ją pocałować, po czym bardzo z siebie zadowolona odwróciła się na pięcie i dołączyła do tańczących. Z głośników popłynęła piosenka Lady Gagi: "Papparazzie". Nie zwracając uwagi na nic i na nikogo Elena przymknęła oczy i z lubością oddała się muzyce.

 I wtedy to  dostrzegł. Oczywiście wiedział to już wcześniej, ale teraz to dotarło do niego z przerażającą jasnością- Elena była niesamowicie seksowna. Nie w taki bezczelny, niemal wyuzdany sposób jak Evelyn- panna Gilbert była bardziej subtelna, zmysłowa, naturalna.  Jej uroda przyćmiła wszystkie inne kobiety na tej sali a jej blask przyciągał uwagę mężczyzn niczym płomień ćmy, choć ona sama chyba nie bardzo zdawała sobie z tego sprawę. Miała w sobie coś magnetycznego, co sprawiało, że nie można jej się było oprzeć. I pomimo całej jej niemal dzieciecej niewinności Damon dostrzegł lubieżne spojrzenia mężczyn, prześlizgujące się po jej  ciele i rozbierające ją powoli kawałek po kawałku. To obudziło w nim jakieś dziwne, nieznane dotąd uczucie, które spowodowało chęć zaopiekowania się tą nieświadomą swojej siły istotką. Gdy dotrzegł młodego faceta, który z uśmiechem poprosił ją o taniec mocniej zacisnął dłoń na szklance, ale nie interweniował, przecież to nie była jego sprawa. Zamiast tego  popijał swojego ukochanego bourbona z zafascynowaniem obserwując jej zmysłowe, ale przy tym energiczne ruchy.

 Damon niczym radar rejestrował wszystkie jej gesty- widział każdy wymach biodra, każdy uśmiech, błąkający się na wargach, każdy śmiech, każdy podskok... Chyba nigdy w życiu nie był tak świadomy czyjejś obecności. Jego uwadze nie umknęło również  żadne napięcie jej mięśnia, gdy facet, z którym tańczyła gładził jej plecy, muskał linię kręgosłupa, prowadząc ją w dość jednoznacznym tańcu.

- Dosyć tego- warknął Salvatore odciągając ją od jej "partnera", gdy ten niby przypadkiem ścisnął jej pośladek a ona, zamiast zaprotestować, jedynie roześmiałą się perliście.
- O co ci znowu chodzi?- jęknęła znudzona, wyrywając się z jego uścisku. Damon zacisnął wargi w cienką linię, próbując opanować wzbierający powoli gniew.
- Choć raz pokazuję ci, jak to jest być ocenianym przez kogoś, kto nie ma do tego prawa- odparł, uśmeichając się przebiegle- ten taniec był bardzo nieprzyzwoity panienko Gilbert. Nie uważasz, że to poniżej twojej godności?
- Ja w przeciwieństwie do ciebie nie mam żadnych zobowiązań- prychnęła, wzruszając ramionami- a Patrick jest bardzo miły i seksowny, więc jeśli pozwolisz, z chęcią do niego wrócę...- spróbowała go wyminąć, ale Damon złapał ją za nadgarstek i przyciągnął do siebie, zaglądająć głęboko w oczy.
- Myślę, że jestem o wiele lepszym tancerzem- stwierdził, uśmiechając się po nosem.
- Myślę, że nie chcę się o tym przekonać- odparła Elena, wywracając oczami.
- Zawsze mogę cię do tego zmusić...- w oczach Damona pojawiły się diabelskie iskierki.
- A ja mogę cię zmusić do kilku innych, ciekawych rzeczy- stwierdziła dziewczyna- możemy się tak szantażować bez końca, ale prawda jest taka, że żadne z nas nie może wykorzystać sekretu drugiego bez konsekwencji. Ciesz się, jesteś bezpieczny. A teraz daj mi spokój.
- O nie nie, za dobrze się bawię- wymruczał brunet wprost do jej ucha- zatańcz ze mną, w końcu ze mną tu przyszłaś...
- Nie ma mowy- prychnęła, próbując ponownie wyrwać się z jego uścisku.
- W takim razie zawrzyjmy układ- zapronował z przebiegłym uśmiechem- jeśli pokonasz mnie w zawodach picia na czas możesz robić wszystko, co chcesz, wieczór należy do ciebie. Lecz jeśli przegrasz...
- To co?- zapytała natychmiast, mrużąc oczy podejrzliwie. Damon uśmiechnął się szeroko niczym złoczyńca z kreskówek dla dzieci. 
- Jeśli przegrasz spędzisz ten wieczór ze mną- szepnął uwodzicielsko sprawiając, że zadrżała w jego ramionach.
Elena z wahaniem spojrzała w tą nieprzejednaną lazurową toń jego oczu. Nie wiedziała czy to przez wypity alkohol czy z powodu wyznawania, które jej rzucił a którego nie potrafiła sobie odmówić. Tak czy siak ostatecznie uścisnęła jego wyciągniętą dłoń, przypieczętowując umowę.

****

 - Słyszałaś, że Salvatore wywiózł gdzieś Elenę?- zagadnęła Pheobe, popijając świeżo zaparzoną kawę. Bonnie zaksztusiła się kawałkiem rogalika. 
-Kiedy? Dokąd?- wychrypiała. 
- Nie wiem, w całej firmie chuczy od plotek. Podobno ciągnął ją przez cały korytarz a potem wpakował do samochodu i pojechali gdzieś, nie wiadomo gdzie....
- Przepraszam, możesz powtórzyć?- usłyszała uprzejmy męski głos a gdy uniosła głowę napotkała spojrzenie ciemnych oczu Elijah i rozbawiony figlarny wzrok Kola. 

Pheobe zerwała się z miejsca i zarumieniła lekko, poprawiając nieistniejące fałdki na swojej sięgającej połowy uda spódniczce. Kol zaśmiał się pod nosem. Jego elegancki, zawsze opanowany braciszek nie dostrzegał tego co było oczywiste- ta dziewczyna leciała na niego. Była seksowna, ładna i urocza i Kol naprawdę nie pojmował, czemu Elijah postanowił uparcie ignorować jej zainteresowanie, zamiast wykorzystać je i odrobinę się zabawić.  Nieraz żartował, że z takim podejściem pozostanie prawiczkiem do końca życia, ale ten odpowiadał za każdym razem, że kobiety to nie zabawki i nalezy jej szanować a panowanie nad własną żądzą to istota ludzkiej moralności. I gdyby Kola choć trochę owa "moralność" interesowała z pewnością przyznałby mu rację.

- Damon zabrał gdzieś Elenę? I to w godzinach pracy?- powtórzył tymczasem  Elijah a Pheobe skinęła głową. Mężczyzna wyjął telefon, wybrał numer i czekał na sygnał, a gdy zamiast tego usłyszał głos automatycznej sekretarki zaklął siarczyście pod nosem. 
- Czy coś się stało?- zaniepokoiła się Bonnie, widząc jego rosnące zdenerwowanie. Z doświadczenia wiedziała, że zły Mikealson jest gorszy, niż rozpędzone tornado. 
- Chyba powinniśmy...Sprawdzić, czy już wrócili z tego spotkania- powiedział Elijah tajemniczo, zachowując kamienny wyraz twarzy i wymienił z bratem porozumiewawcze spojrzenie. Kol uśmiechnął się pod nosem i zniknął za drzwiami.
- Miłego wieczoru życzę- rzekł Elijah i skinął po królewsku na Bonnie i Pheobe po czym ruszył w ślady młodszego Mikealsona.

Pheobe ze zdziwieniem patrzyła za nim, gorączkowo zastanawiając się, o co mogło im wszystkim chodzić. Niby nic takiego się nie stało, ale dziewczyna czuła, że to ma jakieś swoje drugie dno a sposób, w jaki mówili o Elenie sprawił, że była niemal pewna, że to dotyczy również jej przyjaciółki.

- Zaczekaj!- krzyknęła nim zdążyła się powstrzymac i wypadła za nim  na korytarz. Elijah przystanął i spojrzał na nią zdziwiony. Nie przypominał sobie, żeby kiedykolwiek przeszli na "ty" a Pheobe darzyła go zbyt wielkim szacunkiem, żeby pozwolić sobie na podobne niedociągnięciem. Pod wpływem jego spojrzenia dziewczyna spłonęła szkarłatnym rumieńcem a Mikealson ze zdziwieniem zauważył, że na tle oliwkowej skóry wyglądało to nadzwyczaj urzekająco.
- Panie Mikealson- zaczęła, spuszczając wzrok- czy wszystko w porządku?
- Oczywiście- potwierdził mężczyzna swoim zimnym, oficjalnym głosem-a teraz wybacz, ale wracam do swoich obowiązków...
- Chwileczkę- poprosiła, instynktownie zaciskając palce na jego ramieniu. Elijah drgnął i spojrzał jej głęboko w oczy, porażony ich głębią i inteligencją. Nie potrafił tego racjonalnie wytłumaczyć, przecież pracował z nią tu już od jakiegoś czasu a nigdy dotąd nie pomyślał o niej jak o uroczej i pięknej młodej kobiecie.
Pheobe głośno przełknęła ślinę i powoli odsunęła się od swojego szefa z zakłopotaniem.
- Czy to dotyczy Eleny?- spytała cicho, wbijając wzrok w swoje buty. Jego milczenie wzięła za odpowiedź twierdzącą. Uniosła głowę i posłała mu błagalne spojrzenie- proszę mi tylko powiedzieć, że to nic poważnego. Nie chcę się o nią martwić...
Elijah uśmiechnął się łagodnie. Nie miał pojęcia, że Elena zdołała zaprzyjaźnić się z kimlkowiek w firmie, w końcu było tyle bieganiny wokół nowej kolekcji, że nawet nie miał czasu, żeby z nią spokojnie porozmawiać. Cieszył się jednak, widząc szczere zaniepokojenie w oczach tej dziewczyny. Widział, że naprawdę zależy jej na jego odpowiedzi.
- To nic poważnego, naprawdę- zapewnił ją nadzwyczaj ciepło- nie musisz się martwić- dodał i już chciał odejsć, ale ona ponownie go zatrzymała.
- Nie znam jej zbyt długo i niewiele jeszcze o niej wiem, ale zaprzyjaźniłyśmy się i może na mnie liczyć w każdej sytuacji. Chciałabym, żeby pan o tym wiedział- rzekła poważnie. Elijah zmarszczył brwi.
- Dlaczego?- zapytał z pewną dozą ledwo wyczuwalnego niepokoju. W myślach wyklinał od najgorszzych kretyński pomysł siostry z ukrywaniem ich pokrewieństwa. Przecież dobrze wiedziała, że nikomu nie wyjdzie to na dobre!
- Bo jeśli będzie się coś działo chcę, żeby pan mi o tym powiedział- odparła z rozbrajającą szczerością- chcę, żeby pan wiedział, że można mi ufać bezgranicznie i... że zawsze można na mnie liczyć.

Elijah zamarł, zaskoczony wydźwiękiem tych kilku prostych słów. Odniósł niedoparte wrażenie, że Pheobe nie mówi już tylko o swojej relacji z jego młodszą siostrzyczką.

- Jasne, będę o tym pamiętać- zapewnił ją miękko, po czym wrócił do swoich obowiązków, zostawiając ją samą z rozmarzonym uśmiechem, błakającym się na ustach.

****



- Tak, wygrałam!- zakrzyknęła Elena i odtańczyła dziki taniec radości, przy aplauzie innych uczestników konkursu picia na czas. Siedem szklanek whysky dało o sobie znać: dziewczyna zachwiała się i wylądowała prosto w ramionach rozochoconego Damona, wybuchając perlistym śmiechem.

- Zgoda, wygrałąś wolność- przyznał, motylim gestem odgarniając włosy z jej twarzy. Elena była tak zamroczona, że nawet nie zaprotestowała, co więcej, zachichotała cicho- ale może zlitujesz się nad przegranym i zarezerwujesz dla mnie jeden taniec?- dodał, robiąc oczy szczeniaczka.
- Nie- zaprotestowała rozbawiona, wyrywając się z jego uścisku. Damon uśmiechnął się pod nosem, gdy musiała podeprzeć się o bar, żeby nie upaść.
- No proszę cię- jęknął, udając niewiniątko- proszę, proszę, proszę....
- No dobra- krzyknęła zaraz po tym jak usłyszała kolejne przeciągłe:"proooo". Damon klasnął w dłonie tryumfalnym gestem.
- Ale tylko dlatego, że nigdy dotąd nie usłyszałam z twoich ust tego słowa- zastrzegła i pozwoliła mu się poprowadzić na parkiet. Z głośników dudniła właśnie piosenka "I got it from my mama". Damon prowadził ją odważnie, wywijając nią na prawo i lewo. Elena pod wpływem alkoholu była przezabawna i musiał naprawdę uważać, żeby nie upadła. Dziewczyna cieszłą się jak dziecko, kręcąc biodrami, które on delikatnie muskał, czując ładunek elektryczny, przebiegający pomiędzy ich ocierającymi się o siebie ciałami. To było coś niesamowitego.

I wtedy piosenka się zmieniła na bardziej nastrojową. Część osób zeszła z parkietu, część dobrała się w pary, kołysząć się lekko. Elena i Damon tylko na moment zamarli, bo już po chwili chłopak objął ją w talii, ona oparła dłonie na jego ramionach i zaczęli wirować na parkiecie. Dopiero po sekundzie Elena rozpoznała utwór, płynący z głośników-  "Living in a world without you".

You told me: "My darling
Without me, you're nothing"
You taught me to look in your eyes
And fed me your sweet lies


 Mimo częściowego zamroczenia Elena byłą przerażająco świadoma jego obecności. Jak zahipnotyzowana wpatrywała się w jego oczy, nie mogąc odwrócić od niego wzroku. W tym świetle były błękitne jak nieprzejednana toń oceanu. A ona nieubłaganie i nieodwracalnie schodziła na samo dno. 

Suddenly someone will stare in the window
Looking outside at the sky that had never been blue

Damon delikatnie przebiegł dłonią wzdłuż jej kręgosłupa a ona zadrżała silnie, wnijając paznokcie w jego ramiona. Próbowała zachować między nimi dystans, ale nie było to łatwe, gdy tańczyli tak blisko, że czuła jego zmysłowy zapach.

Ahh, there's a world without you I see the light
Living in a world without you
Ahh, there is hope to guide me
I will survive
Living in a world without you


 Damon obrócił ją w efektownym piruecie a gdy ponownie ją do siebie przyciągnął, była jeszcze bliżej niż poprzednio, zaplatając dłonie na jego szyi. Dziewczyna, zaskoczona, nieświadomie rozchyliła wargi. 


It's time to believe that it came to this
You paralysed my body with a poison kiss
For fourty days and nights I was chained to your bed
You thought that was the end of the story
Something inside me called freedom came alive
Living in a world without you

Kolejny obrót sprawił, że Elena zawisła w jego ramionach, ledwo kilke centymetrów od podłogi. Niemal stykali się wargami, gdy Damon  bardzo powoli powracał do pionu, nie spuszczając przy tym wzroku z jej czekoladowych oczu. 

- Muszę się przewietrzyć- wyjąkała Elena, wyrywając się z jego uścisku i czym prędzej wybiegła z klubu. Damon pokręcił głową zrezygnowany  i ruszył za nią. 

****


Elena oparła się o ścianę klubu, oddychając głęboko. Wciąż czuła zawroty głowy, ale chłodne powietrze otrzeźwiło ją na tyle, że mogła choć spróbować przeanalizować zaistniałą sytuację. Jak mogła być taka głupia, przecież wiedziała, że ten cholerny zadufany w sobie pajac spróbuje wykorzystać jej słabość, ale nic nie zrobiłą, by temu zapobiec. Całe szczęście, że stamtąd uciekła, kto wie, co mogło się wydarzyć!

- Gorąco ci kochanie?- usłyszała a gdy uniosła głowę ujrzała nad sobą dwójkę rosłych mężczyzn, ledwie trzymających się na nogach. Zadrżała silnie pod wpływem ich lubieżnych spojrzeń, bezczelnie prześlizgujących się po całym jej ciele. 

- No pewnie Will, przecież to gorąca laska- zarechotał jego kolega i odgarnął kosmyk włosów, opadający na jej policzek- obserwowałem cię przez całą noc, jesteś niesamowicie seksowna...
- Zostaw mnie- Elena odskoczyła od niego i spróbowała go wyminąć, by wrócić na imprezę, ale facet owinął jej nadgarstek niczym macka ośmiornicy i przyciągnął ją do siebie w gwałtownym pocałunku. 

Elena czuła, jak bezpardonowo wdziera język do jej gardła- smakował wódką i tanim winem. Próbowała krzyczeć, ale głos ginął w jego wargach, które teraz miażdżyły jej usta, sprawiając jej ból. Wyrywała się, kopała, ale jego kolega przytrzymał ją od tyłu, unieruchomiając i nie dająć szansy na ratunek. Czuła ich oślizgłe dłonie, przemieszczające się jej udach, pupie, piersiach, płaskim brzuchu i nic nie mogła zrobić. Łzy bezsilności spłynęły po jej policzakach, ale to tylko rozochociło napalonych mężczyzn.

I właśnie wtedy, gdy straciła ostatnią nadzieję, coś gwałtownie odciągnęło od niej napastników. Wszystko działo się jak w zwolnionym tempie- Elena zachwiała się, zatoczyła do tyłu i legła na ziemię jak długa, niefortunnie amortyzując upadek na lewej ręce. Usłyszała chrupot i poczuła tak silny ból, że aż przed jej oczami stanęły czarne mroczki. Wokół siebie słyszała krzyki,  jęki przepełnione bólem, przekleństwa i groźby, ale nie miała siły, żeby chociaż unieść głowę i sprawdzić, co się dzieje. Po chwili wszystko ustało i poczuła czyjeś ręce, owinięte wokół talii i pomagające stanąc o własnych siłach. Elena spojrzała wprost w zaniepokojone oczy Damona. 

- Co się dzieje?- spytała zaskoczona, patrząc na jej  napastników, leżacych na ziemi w nienaturalnych pozach i ociekających krwią. W oddali brzmiał sygnał zbliżającego się radiowozu a wokół pobojowiska zebrało się sporo gapiów, robiących zdjęcia i szepczących do siebie. 

- Spokojnie, już się nimi zająłem. Nikomu nie zrobią krzywdy- wyszeptał Damon wprost do jej ucha i narzucił na jej ramiona swoją skórzaną kurtkę. Elena jęknęła z bólu, gdy musnął jej lewe ramię. Brunet zmarszczył brwi i zaklął pod nosem. 
- Może być złamana- oświadczył i poprowadził ją ostrożnie do swojego samochodu.- jedziemy do lekarza- zarządził i ignorując jej protesty odpalił silnik, wyjeżdżając na ulicę z piskiem opon. 

****


- Dzięki za podwiezienie- powiedziała Elena, przerywając niezręczną ciszę, która panowała między nimi od kiedy opuścili szpital. 
- Nie dziękuj, w końcu to wszystko moja wina- powiedział, znacząco spoglądając na gips, owinięty wokół jej ręki- powinienem bardziej cię pilnować. Takiej ślicznotki nie można zostawić samej nawet na pięć minut. 

Elena spuściła wzrok, próbując ukryć rumieniec, który pojawił się na jej twarzy pod wpływem jego komplementu i tego intesywnego spojrzenia jego lazurowych tęczówek. To było coś, czemu nie potrafiła się oprzeć. 

- Wyluzowałam się, zabawiłam i było zupełnie inaczej, niż sobie to wyobrażałam...
- A co? Myślałaś, że przelecę cię na parkiecie?- zapytał z przekornym uśmiechem. 
Elena zmrużyła oczy i wydęła wargi. 
- Mniej więcej, chociaż bardziej obstawiałam stół bilardowy- odparła, marnie udając powagę. Oboje wybuchnęli śmiechem. 
- Może wezmę to pod uwagę- powiedział, przeciągając głoski, ale Elena doskonale wiedziała, że tylko się zgrywa. 
- Może w twoich snach- odparła, nachylając się do niego nieznacznie. 
- Zawsze- szepnął z przewrotnym uśmiechem. Dziewczyna przewróciła oczami i sięgnęła po klamkę. 
- To był naprawdę miły wieczór- wyznała szczerze- a ty potrafisz być w porządku, szkoda tylko, żę sam tego nie wiesz- dodała, wysiadając z auta. Poczekała, aż odjedzie, odwróciła się w stronę swojego apartamentowca i zamarła. 
Pod drzwiami stała Rebekah, Klaus, Kol, Elijah, Caroline i Matt, który obejmował blondynkę ramieniem. Panna Forbes co chwilę zerkała na Niklausa, który ostentacyjnie ją ignorował, ale straciła całe zainteresowanie jego osobą w chwili, gdy ujrzała Elenę idącą w ich kierunku. 

- Co wy tu robicie?- spytała brunetka niepewnie. Jej rodzeństwo i przyjaciele, którzy o niczym nie mieli pojęcia czekali na nią razem o drugiej w nocy? To nie mogło skończyć się dobrze.
Caroline prychnęła cicho. 
-Martwiliśmy się, nie odbierałaś telefonu- powiedział Elijah a jego spokojne roczarowanie sprawiło, że Elena poczuła niemałe wyrzuty sumienia i aż skuliła się w sobie. 
- Dzwoniłem dwadzieścia trzy razy i zawsze włączała się poczta głosowa- dorzucił Kol, poważny jak nigdy.
- Wiesz, po prostu zniknęłaś bez słowa i chcieliśmy sprawdzić, czy nasza...- zaczęła Rebekah ostro, ale przerwała pod wpływem błagalnego spojrzenia Eleny-... przyjaciółka nie wylądowała w jakimś rowie. 
- Albo gorzej. Przecież byłaś  z Salvatorem- dodał Klaus, zakładając ręce na piersi. Caroline zamarła na dźwięk tego nazwiska i zacisnęła usta w cienką linię, wymieniając z Mattem porozumiewawcze spojrzenia. 
- Co to jest?- spytał Kol, wskazując jej gips- no nie, nie dość, że z nim byłaś to jeszcze przez niego jesteś ranna? Jak go jutro spotkam... 
- To nie jego wina- Elena zaprostestowała gwałtownie- właściwie to on mnie uratował... długo historia- dodała pospiesznie, czując na sobie ich pytające spojrzenia- dziękuję za troskę, ale jeśli to wszystko to chciałabym się już położyć... To był długi dzień. Dobranoc- powiedziała, po czym nie czekając na odpowiedź zniknęła za drzwiami apartamentowca. 
Caroline uśmiechnęła się blado i spojrzała po raz ostatni na Klausa, który właśnie wsiadał do swojego czarnego audi i odjechał z piskiem opon. Matt uścisnął ją pocieszająco i razem wrócili do mieszkania. 
Elena zastali w kuchni, próbującą za pomocą jednej ręki nastawić wodę na herbatę. 

- Co ty sobie do licha wyobrażasz?- zaatakowała ją Caroline- pracujesz  całe dnie, bierzesz te cholerne nadgodziny i nawet nie masz czasu, żeby z nami porozmawiać. Potem się okazuje, że zniknęłaś- myślałam, żę zawału dostanę. Pojawiasz się ze złamaną ręką i ani jednym wyjaśnieniem, nie intersuje cię, ilu ludzi się o ciebie martwiło a sama widziałaś, było ich sporo. 
- Caroline...
- Czekaj, nie skończyłam- blondynka spojrzała jej głęboko w oczy, dopatrując się w nich szczerości- kiedy zamierzałaś nam powiedzieć, że twój szef ma na nazwisko Salvatore? Brzmi bardzo zanjomo, prawda?

"Cudnie"- jęknęła Elena w duchu, przygryzając dolną wargę.

8 komentarzy:

  1. Odpowiedzi
    1. Dzięki ;) Wiem, że długo czekaliście na ten rozdział, chociaż nie jestem z niego specjalnie zadowolona- pisałam go po nocach, gdy byłam bardzo zmęczona a mój mózg częściowo wyłączony xD

      Usuń
  2. To jest po prostu jedno wielkie WOW! Jak ja uwielbiam Damona! I nie powiem, Elena też ma charakterek, a nie takie kluchy jak w TVD :D Tę chemię między nimi, to można nożem pociąc! Tak bardzo proszę o Klaroline ;c Niech Klaus zrozumie, że Caroline jest dla niego ważna i się pogodzą, czy coś! Bo ja nie wyrobię :< Ostatni moment- chodzi mi o te rodzinne spotkanko- mnie zastanowiło: o co chodziło Caroline z nazwiskiem Damona? Było już coś o tym, a jestem jakaś nieogarnięta? Czy się dopiero dowiemy? Nie mogę się doczekac zapraszam do mnie na nn!
    xoxo, Em

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że ci się podobało ;) No tak, wiem, że Klaroline ma teraz pewne problemy, ale gdyby wszystko szło gładko to całe opowiadanie byłoby nudne, nie sądzisz? ;) Poza tym ja uwielbiam nieprzewidziane zwroty akcji, więc uważaj, bo może się okazać, że w ogóle nie będą razem (nie bij ;D).
      Napięcie między Deleną to coś, co zawsze chcę uzyskać i cieszę się, że mi się to udało. Ba, ja jestem z siebie po prostu dumna ;)

      Co do nazwiska Damona to masz prawo nie rozumieć o co chodzi, zresztą taki efekt właśnie chciałam uzyskać- skorzystałam z czegoś, co było było jedynie pozornie nic nie znaczącym napomknieniem i zamierzam wyjaśnić to dopiero w kolejnym rozdziale xD

      Dziękuję za tyle miłych słów. Mam nadzieję, ze przy kolejnych rozdziałach nie zmienisz zdania o tym opowiadaniu i wciąż będziesz tu zaglądać ;D
      Co do twojego bloga to zajrzę jak tylko będę miała chwilę i natychmiast skomentuję

      Pozdrawiam diem.carpe

      Usuń
  3. Wow! Cudowny rozdział *.* To jedna z moich ulubionych notek na tym blogu ! Miedzy Delena jest taka niesamowita chemia. Naprawde doskonale to opisujesz, zwlaszcza ten taniec ^^
    Szkoda tylko ,ze El nadal traktuje Damona jak erotomana. Bardzo mi sie spodobalo to jak podszedl do tej calej sprawy. Tak opiekuńczo. Być może ich relacje sie ocieplą? ;) jest jeszcze dwóch Mikealsonów i ich rozterki. Być może Elijah odwzajemni uczucia Pheobe. Nawet polubilam tą parke xD no i Klaus , szkoda ze tak traktuje Caroline :(.. I scena na końcu.juz nie moge sie doczekac nn!! Pisz ja szybko Swettie! Przesylam ci duzo Weny!!! ;**

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki za te miłe słowa :* Zastanawiam się jeszcze jak rozwinąć wątek Kola, ale co do Damona i Eleny to powiem ci tylko, że niczego nie zamierzam im ułatwiać ;P Wybacz, ale lubię się droczyć z czytelnikami- uważaj, bo jeszcze coś mnie natchnie i na końcu Elena będzie z Tylerem, Caro z Damonem a Kol z Mattem ;P (żarcik ;D).
      Co do końcowej sceny to wszyscy mnie o nią pytają i jestem z tego niesamowicie dumna, bo to znaczy, że udało mi się podsycić wasz apetyt ;) Na wyjaśnienia musicie poczekać do kolejnych rozdziałów ;D

      Usuń
  4. Oooo ten ich taniec mnie zauroczył <3 Świetnie Damon to wszystko wymyślił, kocham go ;3 I jeszcze jak obronił przed tymi kolesiami, słodziak ^.^ Między nimi jest taka chemia że... wow! Mikaelsownowie też uroczy że się o nia martwili, tak jak Matt i Caroline, którzy rozbawili mnie na tych zakupach xD Mieć takiego przyjaciela to mieć największy skarb <3
    Nie jestem pewna czy coś tu zdążyłam skomentować i jest mi z tym wstyd, wybacz, ale jakoś nie miałam czasu :c Czekam na nn, świetnie piszesz ;*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki, aż się zarumieniłam czytając ten komentarz. Nieważne, że wcześniej nie komentowalaś- ważne, że robisz to teraz ;)

      Mikealsonowie, Damon i Elena to moi ulubieni bohaterowie w TVD, więc cieszę się, że udało mi się opisać ich w taki sposób, że nie stracili swojego charakterku a zyskali waszą sympatię ;)

      Nowy rozdział pojawi się dopiero w okolicach świąt (jestem zawalona przez te próbne matury- KONAM!!!).

      Dzięki raz jeszcze i do następnego ;)

      Usuń